★★★

49 6 0
                                    

Victor był bardzo wdzięczny za każdą możliwą chwilę spędzoną z Leylą. Oddałby za tą kobietę życie. Zrobiłby z niej królową, gdyby nie jego daleka sukcesja do tronu. Poszedłby za nią na koniec Wszechświata i jeszcze dalej. W każdym stanie. Oczywiście również w tym skacowanym. Z tego powodu podążał za nią również teraz, posłusznie, jak zawsze. Dawał się prowadzić gdziekolwiek tylko chciała i non stop zerkał na nią kątem oka odkąd tylko opuścili krawca.

Nigdy, przenigdy, nie oczekiwał od niej ni...

No dobrze, może jeszcze na początku ich znajomości oczekiwał, ale później się to zmieniło. Oni oboje się zmienili. Bez dwóch zdań to czuł. Dostrzegał to w każdej ich interakcji. Zdaniach. Liczniejszych uśmiechach. Zerkaniu na siebie. Nawet w typowym przewracaniu oczami i gniewie coś się działo. Nie wiedział tylko co. Nie wywęszył żadnego podstępu. Żadnych złych zamiarów.

Pozostawało im w takim razie tylko rozmawianie.

Tylko albo rozmawianie.

Westchnął na to stwierdzenie, i po raz kolejny tego dnia, zerknął ukradkiem z góry na Leylę obserwującą otoczenie. Jej czerwone pasemka świeciły mu po oczach dzikością nigdy go nie odstraszającą. Ciepło już rozlewało się po jego sercu, pozwalając zapomnieć o nieprzyjemnym pocie i klejących się ubraniach, a potem jego usta rozpoczęły współpracę bez mózgu:

– Wiem, że nienawidzisz, kiedy zawracam ci non stop głowę, ale musimy poważnie porozmawiać – wyznał i zabrzmiało to o wiele gorzej, niż powinno.

Od razu skrzywił się na moment, a Leyla przekręciła szyję. Uniesione brwi dziewczyny kwestionowały jego zachowanie na miliony sposobów.

– Zaczyna się wspaniale – bąknęła pod nosem. Skrzyżowała ramiona i z gestem ręki, dodała: – No, śmiało, gadaj. Korzystaj z mojego dobrego humoru.

Jak to ugryźć, żeby nie wyszło źle?

Victor radził sobie w rozmowach z kobietami. Naprawdę. Chociaż warto zaznaczyć, że w przeszłości, większość z nich prowadził do momentu, w którym płeć przeciwna nie zaczynała snuć planów na ich wspólną przyszłość. Po takich momentach się odłączał. Można śmiało powiedzieć, że uciekał.

Ale uciec od Leyli nie zamierzał.

Nigdy. Ona była inna. Ona, choć wcale nic nie zrobiła, zmieniła go. Popchnęła do tej zmiany. To dzięki niej miał odwagę, aby nie grać. Postanowił kontynuować swoją prawdziwość.

– Wiesz, już odbiliśmy Vanessę – zaczął, bawiąc się nerwowo czerwonym materiałem wełny. Wszędzie rozpoznałby ten materiał.

– No co ty nie powiesz – skomentowała słabo, przewracając oczami.

Ugryzł się w dolną wargę.

– W takim razie nasza misja się wypełniła.

Wykonała niebezpieczne i szybkie zerknięcie w bok.

– O co ci chodzi? – zapytała podejrzliwie.

No tak, od razu domyśliła się, że coś jest na rzeczy.

Victor błądził wzrokiem po okolicznych zabudowaniach. Już raz spacerował po Seloni. Dzięki temu wiedział, że hałas od którego się systematycznie oddali należał do centrum. Leyla prowadziła ich z powrotem do Pałacu Marzeń w nieznanym mu kierunku, aczkolwiek dosyć bajkowym – kolorowe lampiony nad głową, wstążki na drzewach, zwisające z otwartych okiennic kwiaty oraz złote płaszcze strażników. Miasto czystej arkadii, gdyby nie to, że masy strażników przypatrywały się podejrzliwie mieszkańcom, a dzielnice biedy występowały tu jak wszędzie indziej.

Zdrajcy WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz