Bezchmurne, gwieździste noce w Roharis występowały o wiele częściej niż w Arakhnes. To jeden z plusów, który Vanessa dołożyła do swojej niespisanej listy już jakiś czas wcześniej. Tej nocy Wszechświat po raz kolejny ukazał jej swoje piękno. Obserwowała właśnie gwiazdozbiór smoka rozpościerający się nad północną częścią nieba, wiszący nad wiecznie żywym miastem. Wyobraziła sobie, że z nieba zstępuje ogromny stwór z czerwonymi łuskami, a ona odlatuje na jego grzbiecie. Ku szczęściu. Ku lepszemu życiu w innych światach.
Lepki wiatr uderzył ją w twarz i rozwiał rozpuszczone włosy. Duchota trochę zelżała, ale w tym świecie nigdy nie znikała. Mimo to podobało jej się w Silesium, gdy przyglądała się mówiącej roślinności na dachu budynku. Spokój, dobre miejsce na podziwianie nieba, brak ludzi, problemów. Całkiem jak dom. Marzenie. Mogłaby tu zostać, naprawdę. Zaadaptowały się do ciepła, wilgoci i sporadycznego deszczu, który wzbierałby w sezonie. W innych okolicznościach Bastian przekonałby ją do wybudowania domu w Silesium. Poradziliby sobie. Ułożyliby nowe, piękne życie, bez problemów, tylko...
Tylko, że nie mogła.
Nie potrafiła.
Nie, kiedy wiedziała, ile znaczyła dla niego Przystań, a potrzeba, wręcz desperacka potrzeba odbicia świata po Asther kąsała ją niemiłosiernie. Vanessa musiała jej ulec. Choćby spróbować. Jeśli w trakcie została pisana jej śmierć, to trudno. Przynajmniej wreszcie dozna wrażenia, że coś robiła; że na coś się przydała, a jej życie miało jakikolwiek sens.
– Jesteś do niego bardzo podobna.
Znajomy głos tylko z początku ją przeraził. Odrobinę podskoczyła, obracając w bok głowę. Nie zdziwiła się, gdy przez ciemność przedzierała się bezszelestnie Leyla, a ciepłe płomyki o pomarańczowej barwie nad jej dłonią przepędziły mrok. To zjawisko nadal wpędzało Vanessę w przetrzymywanie powietrza.
– Słucham? – zapytała przy długim wydechu.
– Do Bastiana – wyznała, zatrzymując się przy Vanessie. Fascynujące płomyki spłynęły z jej dłoni, gasnąc w powietrzu, kiedy Leyla opuściła rękę. Ponowna ciemność objęła je w ramiona. – On też, kiedy nie może spać, wpatruje się w niebo, ale na pewno to wiesz. Ja wolę się upić. Niestety nie mam żadnego alkoholu pod ręką, więc sobie koło ciebie przysiądę i poobserwujemy razem te świecące gówna. O tej porze nie będę narzekała na tą pogodę.
Vanessa pokiwała głową, a Leyla usadowiła się bardzo blisko niej na krawędzi dachu. Vanessa bezwiednie przysunęła się do niej, aż ich lepkie ramiona się stykały. Leyla nie skomentowała tego, jedynie jej ciało przez sekundę się spięło.
– No to opowiadaj, jak żyłaś beze mnie? – rozpoczęła temat, zwracając głowę ku Leyli. Uśmiechnęła się pod nosem i trąciła ją łokciem w bok, mówiąc: – Słyszałam, że wychodzisz za mąż za Victora.
Wciągniecie powietrza przez Leylę, gdyby tylko mogło, obudziłoby na pewno starożytne stwory żyjące w gruzach pożeranych przez naturę.
– Co?! – Czyste oburzenie w jej podniesionym głosie i rozdziawione usta, przyprawiły Vanessę o parsknięcie niekontrolowanym śmiechem. Leyla zmarszczyła groźnie brwi, uderzając ją delikatnie w bark. – Kto naopowiadał ci takich głupot?!
– Twój brat, Lazarus.
Leyla przewróciła oczami, po czym schowała twarz w dłoniach.
– To nie tak jak myślisz – wyprowadziła ją z błędu, ponawiając ich kontakt wzrokowy. – To... Kurwa. Wiedziałam, że tak będzie. – Zamknęła usta, nadymając policzki. Frustracja aż naelektryzowała jej potargane od nocnego wiatru i prób zaśnięcia włosy. Może nawet i ogień zapalił się w czerwonych tęczówkach. – Vanesso, działo się i to tyle, że potrzebuję wakacji. Zaczęło się całkiem niewinnie od nakrycia go na kradzieży somali, a później było tylko gorzej.
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...