6. Propozycje odbierające dech i siostrzana miłość

114 10 57
                                    

Victor przywitał ranek na chłodnych schodach tarasu. Sam. Nie z Leylą. Pozwolił rześkiemu powietrzu łaskotać go, sprowadzając dreszcze. Tym razem potrzebował zimna. Coś, co nie zaliczało się do alkoholu musiało go pobudzić.

Nie spał całą noc. Zmrużył oczy dosłownie na kilka minut. Był na nogach o wiele za długo, jego umysł i obolałe mięśnie pracowały na oparach, ale sen do niego nie przyszedł. Wiadomo czemu.

Odtwarzał to wyznanie w pamięci. Widział jej załamanie, siłą powstrzymywane łzy, które ostatecznie i tak odrobinę popłynęły, to, jak bardzo cierpiała, kiedy głos jej się łamał, a jedyne co potrafił zrobić to słuchać. Trudności ze sklejeniem zdań nigdy go nie dopadały, ale w tym wypadku wystąpiły. I nie dziwił się samemu sobie. Nie spodziewałby się usłyszeć tego nigdy, a do tego dodany przez nią fakt, że to zaledwie kawałek okropności, które ją spotkały.... To dobijało go jeszcze mocniej.

W całym Wszechświecie nie istniały słowa, które pomogłyby mu w wyrazach współczucia. Po za tym wątpił, że ją by to obchodziło. Spłynęłoby to po niej, albo zaczęłaby wypierać fakty. W związku z tym nie zdziwił się, kiedy parę godzin później usłyszał:

– Nie wracajmy do tego co z siebie wczoraj... wyrzuciłam. To był dziwny dzień, a ja byłam zmęczona i tak jakoś... Tak jakoś wyszło – powiedziała Leyla, siedząca przy stole w salonie, wpatrując się w czerwone paznokcie. – I nie zmieniaj do mnie nastawienia. Nie zmieniaj nic ze względu na to, co usłyszałeś. Nie chcę, żebyś zaczął traktować mnie jak dziecko albo bał się czegokolwiek powiedzieć. Nic się nie zmieniło. Wszystko jest dobrze. – Wreszcie skrzyżowali spojrzenia. Jej zmęczenie odznaczało się. Bardzo. Nagle zaczął się nienawidzić, że nie pomógł jej wcześniej, ani nie mógł pomóc też teraz. – Rozumiesz, szczurze?

Wątpił w to, że wszystko było dobrze.

W tym momencie pragnął jej powiedzieć o sobie, o tym co przeszedł i dlaczego uważał, że zobaczenie jej na oczy było spełnieniem jego marzeń, ale zamiast tego odparł:

– Oczywiście, najdroższa. – Uniósł wargi, zachowując się, tak jak zwykle. Skoro nie chciała, żeby zmieniał nastawienie, to nie zamierzał go zmieniać. – Co tylko powiesz.

Leyla zagryzła dolną wargę, kiwając głową. Podrapała się w szyję, mówiąc prześmiewczo:

– Może przedstawisz mi resztę swojego genialnego planu, żebym już więcej nie musiała widzieć i słyszeć o nowych niespodziankach.

Z zadziornym uśmieszkiem spowodowanym tonem jej wypowiedzi, opowiedział resztę planu.

Wypełnili już dwie najważniejsze części. Przyszła pora na trzeci, ostatni. Wymagał on zaproszenia znajomych gości do tego domu. Nic nadzwyczajnego. Zaplanował między innymi zabawę, rozpuszczenie plotek czy wydanie trochę pieniędzy ze skarbca króla. Plan zwieńczało natomiast wielkie zamieszanie i pokaz ognia. Victor wiedział, że tego przyjęcia nie zapomną nigdy. W końcu zginie na nim członek rodziny królewskiej. Co prawda najgorszy, ale jednak jej element.

Po godzinie trzynastej wyruszyli na główną ulicę handlową Londynu, składając parę zamówień w dwóch cukierniach i winiarni. Odbyli również wizytę na poczcie, wysyłając telegramy z zaproszeniami, a u krawca zdjęto z nich miary na stroje wieczorowe. Victor odysyłał wszystkie rachunki do pałacu. Wydawali pieniądze, którymi nie dysponowali, a jego tak to cieszyło, że nie ograniczał się wcale.

Oprócz artykułów na przyjęcie, kazał powysyłać dodatkowe zapasy jedzenia do wszystkich szkół i sierocińców w biedniejszych dzielnicach miasta. Jeśli miał „zginąć" chciał, żeby chociaż niektórzy zapamiętali go... inaczej.

Zdrajcy WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz