Czerwony kolor należał do Leyli. Od zawsze tak było. Szkarłatny, wiśniowy, karmazynowy – każdy jego odcień. Uwielbiała wszystko co czerwone. Owy kolor przypominał jej o ogniu, a poza tym podkreślał jej urodę, dodawał dzikości, bezczelności i powabu. Dlatego otaczała się nim, systematycznie malowała paznokcie na czerwono, a pojedyncze pasemka włosów zmieniała na ognisty odcień.
A potem pojawił się Victor.
Victor, który uwielbiał ten kolor na równi z nią.
Leyla zaczęła przez to kwestionować czy czerwony naprawdę zasługiwał na jej miłość.
Białowłosy kroczył teraz obok niej, w tym swoim czerwonym płaszczu, o który troszczył się lepiej niż o własne życie. Doprawdy nie rozumiała jego zamiłowania do ubrań, a tym bardziej do tego kawałka materiału, który podpaliła mu dwa razy, w związku z czym, posiadał małe, czarne plamy u dołu i na lewym pole materiału.
Próbując go zniszczyć, myślała, że go rozwścieczy, spowoduje uwolnienie się jego gniewu, dzięki któremu łatwiej byłoby go udusić, ale Rogerson jedynie chwilę pojękiwał, a potem rzucił coś o tym, że wierzchnie okrycie i tak w dalszym ciągu ładnie wygląda. Nigdy się na nię nie zdenerwował. Nawet nie podnosił głosu. Był tak spokojny i denerwujący w swojej bezpośredniości, że rozsadzało ją wewnętrznie na myśl, że czegokolwiek nie zrobi, on i tak jej nie zaatakuje.
A ona nie mogła mu nic zrobić mocami.
Tylko sztyletami, na których widok i tak zawsze się uśmiechał, jakby obecność jego własnej krwi przynosiła mu radość, a zacięcia nie przeszkadzały.
Zacisnęła gniewnie pięści, a białowłosy, który wszystko widział, zapytał:
– Co cię trapi, najdroższa?
Zerknęła w bok. Przez wieczorową porę czerwony płaszcz księcia wydawał się o wiele ciemniejszy, a białe włosy schowane pod okrągłym kapeluszem przypominały odcieniem miodowe kosmyki. Z kieszeni płaszcza wystawała gazeta, którą studiował jeszcze pięć minut temu. Twarz ukrywał w postawionym kołnierzu, a wzrok wbijał pod nogi, co jakiś czas podnosząc go na mijane przez nich lokalizacje.
– Nie boisz się, że ktoś zaraz na ciebie doniesie?
Nie zerknął w bok. Zmarszczył tylko delikatnie nos, unosząc głowę wyżej.
– Czemu?
– Chodzimy sobie po tym mieście beztrosko. Niby jest wieczór, ale to nie sprawia problemu potencjalnym podglądaczom i donosicielom. A tymczasem nikt nas nie nęka. Nikt nas nie śledzi – zauważyła, trapiąc się nad tym niecodziennym zjawiskiem. – Nie znam nikogo na twojej pozycji, kto wyszedłby od tak sobie w biały dzień między ludzi bez robienia sensacji.
– To dlatego, że jeszcze dobrze mnie nie znasz – wtrącił, zerkając na nią spod ronda kapelusza.
Przewróciła oczami i wyjąkała w myślach:
„I chyba nie chcę znać."
Szybko się to zmieniło, gdy następna niewiadoma łaskotała ją w kark, nie dając spokoju. Nie poznawała siebie, ale...
Ale musiała się go o to zapytać.
– Czemu zawsze nosisz ten płaszcz? – wyrzuciła z siebie. – Nie masz innych ubrań? Przecież kazałeś wcześniej ściągnąć dla siebie specjalne koszule z satyny i... Cholera wie z czego jeszcze. Cała twoja garderoba jest wypchana wszystkimi możliwymi kolorami Wszechświata, a przywiązałeś się do tego czerwonego gówna, jakbyś nie mógł nosić nic innego.
Victor zatrzymał się na moment. Światło ze sklepu oświetlało jego poświatę. Przechylił głowę, a na jego usta wstąpił ten irytujący uśmieszek. Leyla już wiedziała, jak to się skończy.
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...