3.Droga niespodzianka o niecodziennym charakterze zobowiązania

107 11 14
                                    

Czerwony kolor należał do Leyli. Od zawsze tak było. Szkarłatny, wiśniowy, karmazynowy – każdy jego odcień. Uwielbiała wszystko co czerwone. Owy kolor przypominał jej o ogniu, a poza tym podkreślał jej urodę, dodawał dzikości, bezczelności i powabu. Dlatego otaczała się nim, systematycznie malowała paznokcie na czerwono, a pojedyncze pasemka włosów zmieniała na ognisty odcień.

A potem pojawił się Victor.

Victor, który uwielbiał ten kolor na równi z nią.

Leyla zaczęła przez to kwestionować czy czerwony naprawdę zasługiwał na jej miłość.

Białowłosy kroczył teraz obok niej, w tym swoim czerwonym płaszczu, o który troszczył się lepiej niż o własne życie. Doprawdy nie rozumiała jego zamiłowania do ubrań, a tym bardziej do tego kawałka materiału, który podpaliła mu dwa razy, w związku z czym, posiadał małe, czarne plamy u dołu i na lewym pole materiału.

Próbując go zniszczyć, myślała, że go rozwścieczy, spowoduje uwolnienie się jego gniewu, dzięki któremu łatwiej byłoby go udusić, ale Rogerson jedynie chwilę pojękiwał, a potem rzucił coś o tym, że wierzchnie okrycie i tak w dalszym ciągu ładnie wygląda. Nigdy się na nię nie zdenerwował. Nawet nie podnosił głosu. Był tak spokojny i denerwujący w swojej bezpośredniości, że rozsadzało ją wewnętrznie na myśl, że czegokolwiek nie zrobi, on i tak jej nie zaatakuje.

A ona nie mogła mu nic zrobić mocami.

Tylko sztyletami, na których widok i tak zawsze się uśmiechał, jakby obecność jego własnej krwi przynosiła mu radość, a zacięcia nie przeszkadzały.

Zacisnęła gniewnie pięści, a białowłosy, który wszystko widział, zapytał:

– Co cię trapi, najdroższa?

Zerknęła w bok. Przez wieczorową porę czerwony płaszcz księcia wydawał się o wiele ciemniejszy, a białe włosy schowane pod okrągłym kapeluszem przypominały odcieniem miodowe kosmyki. Z kieszeni płaszcza wystawała gazeta, którą studiował jeszcze pięć minut temu. Twarz ukrywał w postawionym kołnierzu, a wzrok wbijał pod nogi, co jakiś czas podnosząc go na mijane przez nich lokalizacje.

– Nie boisz się, że ktoś zaraz na ciebie doniesie?

Nie zerknął w bok. Zmarszczył tylko delikatnie nos, unosząc głowę wyżej.

– Czemu?

– Chodzimy sobie po tym mieście beztrosko. Niby jest wieczór, ale to nie sprawia problemu potencjalnym podglądaczom i donosicielom. A tymczasem nikt nas nie nęka. Nikt nas nie śledzi – zauważyła, trapiąc się nad tym niecodziennym zjawiskiem. – Nie znam nikogo na twojej pozycji, kto wyszedłby od tak sobie w biały dzień między ludzi bez robienia sensacji.

– To dlatego, że jeszcze dobrze mnie nie znasz – wtrącił, zerkając na nią spod ronda kapelusza.

Przewróciła oczami i wyjąkała w myślach:

„I chyba nie chcę znać."

Szybko się to zmieniło, gdy następna niewiadoma łaskotała ją w kark, nie dając spokoju. Nie poznawała siebie, ale...

Ale musiała się go o to zapytać.

– Czemu zawsze nosisz ten płaszcz? – wyrzuciła z siebie. – Nie masz innych ubrań? Przecież kazałeś wcześniej ściągnąć dla siebie specjalne koszule z satyny i... Cholera wie z czego jeszcze. Cała twoja garderoba jest wypchana wszystkimi możliwymi kolorami Wszechświata, a przywiązałeś się do tego czerwonego gówna, jakbyś nie mógł nosić nic innego.

Victor zatrzymał się na moment. Światło ze sklepu oświetlało jego poświatę. Przechylił głowę, a na jego usta wstąpił ten irytujący uśmieszek. Leyla już wiedziała, jak to się skończy.

Zdrajcy WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz