Smród alkoholu przesiąknął przez czarne drzwi ze złotą klamką na ostatnim piętrze. Właściciel owego pomieszczenia nie przejmował się tym wcale, zresztą, nawet nie miał czasu na przejmowanie się tym. Kiedy nie pił, to spał. I tak w kółko od ponad miesiąca.
Wszystkie sprawy stanęły w miejscu, służba przerażona jak nigdy przedtem domagała się odpowiedzi, gdzie zniknęła ich Bogini Życia, a młodsza siostra Pana Przystani, stała się jej głową – to Leyla uniosła na barki odpowiedzialność... po prostu bycia.
Okłamała kogo tylko mogła, że Vanessa wyruszyła do swojej śmiertelnej rodziny w Arakhnes na jakiś bliżej nieokreślony czas, a Bastian... Cóż, tutaj już nie mogła stwarzać bajek. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że ich Pan, Naczelnik i Władca Śmierci zatracił się w alkoholu. Nikt jednak nie znał oficjalnego powodu jego załamania. Nawet Leyla. Chociaż wiedziała jedno – był związany z Vanessą.
Zanim czarnowłosy zdążył upić się po raz pierwszy i zniszczyć połowę Przystani, urządził mordercze posiedzenie z całą służbą, w którym, za pomocą swoich mocy, wyłonił zdrajcę. Owy zdrajca podczas nielicznych wypadów poza Przystań wraz z zaufanym Bastianowi Williamem, znalazł sposób, na komunikowanie się z innymi światami bogów i ominięcie paktu lojalności, który normalnie pozbawiłby go życia.
Pan Tajemnic nie pytał o konkrety. Po prostu zabrał mu życie na oczach wszystkich, w tym skołowanej Leyli, która nie mogła uwierzyć, że między nimi żył zdrajca, a ona niczego nie zwęszyła przez, tylko Wszechświat wie, ile czasu.
Później brat wyznał jej, że Vanessa odeszła z Oziasem. Na koniec zostawił najważniejsze – informacje, że dziewczyna jest i od zawsze była Secundoską, w jej żyłach płynęła krew boga zmarłych i przeklętych, a kuszące głosy przyszły do niej przez Wybudzenie, które przeszła na pewno przy aktywacji mocy życia Vity.
Ognista dziewczyna w ogóle się tego nie spodziewała. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że Vanessa mogłaby być Secundoską. Jeśli ona była w głębokim szoku, to sama Vanessa...
Cóż, dziewczyna na pewno musiała czuć się o wiele gorzej.
Nie dane było Leyli z nią porozmawiać, ani przekazać tego, czego dowiedziała się z tajemniczego zapisu, z przepowiedni, którą odnalazła tylko dzięki pijanemu Victorowi. Z Bastianem też nie zdążyła jej omówić. Próbowała, ale przez jego stan...
Jego stan jej na to nie pozwalał.
Leylę w tym wszystkim denerwowało najbardziej chyba to, że nie mogła na każdym kroku wymachiwać sztyletami albo zionąć ogniem. Musiała z dnia na dzień porzucić upijanie się, ignorowanie wszystkich i odpowiadanie przekleństwami. Przeistoczyła się w kogoś, kim nigdy nie chciała zostać – panią jakichkolwiek ziem. Miała teraz pod sobą całą służbę Bastiana, pieprzonego Victora Tobiasa Rogersona i mnóstwo listów od ludzi pracujących dla bogów, albo nawet i samych bóstw, w których domagano się odpowiedzi i opowiedzenia, po której stronie stoją – czy są z Tylusem, czy przeciwko niemu.
Czarnowłosa przeczytała całą korespondencję, ale na żadną nie odpowiedziała. Nie dosyć, że nie była adresowana do niej, ale do jej wiecznie nieobecnego brata, to nie miała pojęcia, co w ogóle zamierzałaby zawrzeć w odpowiedzi zwrotnej. Nie posiadała informacji, wiedzy i żadnego pojęcia, w którym miejscu się znajdowali. Sama nie mogła decydować, choć zobowiązała się do grania przynajmniej jednej, odpowiedzialnej osoby w tym całym bałaganie. Na częste wyprawy do Arakhnes lub Roharis nie mogła sobie pozwolić – sytuacja w jego światach nie należała do najlepszych, a w dodatku, zdawała sobie sprawę z wiecznie śledzącego ją ogona. Zauważyła szpiegów szybciej niż zrozumiała, że od teraz tak będzie – będą monitorować ich każdy ruch. Śledzić. Podglądać. Szukać sposobu, na przedostanie się do Przystani. A kto? Sama chciałaby wiedzieć. Zapewne wszyscy.
Jedyne, czego była pewna, to to, że nie stali po stronie Tylusa i musieli odbić Vanessę, albo raczej, nakłonić ją do powrotu.
Próbowała przekonać do tego swojego brata od ponad miesiąca, ale ten imbecyl zatracił się w złości, smutku i destrukcji. Zniszczył wszystko w swoim pokoju oprócz łóżka. Dosłownie wszystko. Zostały tylko ściany i popiół na podłodzę. I oczywiście, jeszcze mnóstwo pustych butelek po alkoholu znikających szybciej niż się pojawiały.
Ustaliła sobie, że przynajmniej raz dziennie będzie próbowała przemówić mu do rozsądku. Próbowała. Naprawdę. Podawała racjonalne argumenty, pokazywała przepowiednie, mówiła cicho i opanowanie, nie używała nawet swoich mocy, czy umiejętności nabytych przez swój długi żywot, ale Bastian reagował zawsze tak samo – najpierw kazał jej wyjść, potem się nie odzywał, pozwalając jej mówić, aż w końcu wrzeszczał i wypuszczał swoje cienie, mające na celu ją odstraszyć.
Nie była na niego zła, tylko zawiedziona jego zachowaniem.
Powinien walczyć o Vanessę, odebrać ją z nieprzewidywalnych szponów Władcy Otchłani, znaleźć sposób, aby uzyskać zaproszenie do tego świata, albo wysłać kogoś, aby przekonał ją do powrotu do Przysta...
Właśnie.
Wysłać kogoś, aby przekonał ją do powrotu do Przystani.
Ale kto ze znanych Leyli osób dysponował takowy...
Nie. Tylko nie to.
Victor.
Książęcy pomiot.
Szczur.
On mógł im pomóc nawet, jeśli nie dostał zaproszenia. Jego osobliwe umiejętności łamania zasad panujących między światami mogły okazać się przydatne. W końcu bez problemu wkroczył zarówno do Labiryntu, jak i Zakątka Żywiołów.
Leyla starała się go unikać jak tylko mogła, odkąd tylko wybudził ją po tym, jak straciła przytomność na korytarzu Pałacu Trzech Bogiń. To wydarzenie przewijało się w jej głowie codziennie. Próbowała zrozumieć, kto i po co miałby ją pozbawić przytomności, skoro nic jej nie ukradł, a tym bardziej, nie zabrał ze sobą jako zakładnika. Założyła, że był to pewnie jakiś mniej zaznajomiony z historią i twarzami Secundosów wojownik, który dołączył następnie do morderców w Krainie Baśni.
No ale czemu w takim razie nie zabił jej, albo Victora?
Nie uznał ich za zagrożenie?
Wracając jednak do samego księcia – nadal starał się pokazać jej, jak wiele dla niego znaczyła, a Leyla nie mogła przestać go nienawidzić oraz zaprzeczyć temu, że jedyną silną bronią jaką dysponował, była nie tylko jego odporność na jej moce, ale i te orzechowe oczy. Chyba te tęczówki stały się jedyną rzeczą, która utrzymywała go jeszcze przy życiu. Inaczej już pewnie wąchałby kwiatki od spodu, ale one... one w jakiś dziwny sposób minimalizowały jej złość.
Zła na siebie i jego z tego powodu, zaczęła go w pełni ignorować. I to odkrycie okazało się strzałem w dziesiątkę. Zwykłe ignorowanie Victora, jego słów i podtekstów, spowodowało, że i on zminimalizował swoje wyprowadzające ją z równowagi zachowanie.
Leyla była poniekąd w szoku, ponieważ nie tylko zaciskał wargi, ale i zrozumiał, że ciągła paplanina nie przyniesie pożądanych skutków. Co prawda, nadal mówił. Cały czas opowiadał, wielbiąc ją i siebie, ale odkąd dziewczyna przejęła ważną rolę w Przystani, stał się mniej... upierdliwy. Dała radę go znieść. Oczywiście wtedy, kiedy nie zaczynał monologu mającego na celu przekonać ją, jaki był cudowny, wspaniały i szalony na jej punkcie.
Cóż, szaleństwo Victora mogło się jej przydać przy kontakcie z Vanessą. Jego tajemnicze coś w sobie tak samo. Czarnowłosa musiała w związku z tym z nim porozmawiać. Tylko tyle. Albo raczej aż tyle.
Zaopatrzyła się w dwójkę pozostałych jej sztyletów: Łamacza Serc i Pogromcę Bestii. Miała nadzieję, że tym razem Victor nie tylko nie powie czegoś nad wyraz dennego, ale i nie będzie wymagał od niej zachowania dłuższego kontaktu wzrokowego.
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasíaCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...