Jego koniec się zbliżał.
Znajdował się na wyciągnięcie ręki, tuż tuż, tak blisko, że kusił go samą perspektywą wiecznego, błogiego spokoju. Widział go. Wyglądał jak spokojne jezioro z taflą czarnej wody, na której gwieździste niebo odbijało zapomniane skarby Wszechświata. Oczywiście, że koniec nie chciał go przygarnąć w swoje ramiona. To byłoby za proste, prawda? Z tego powodu Bastian zmuszony był do przedzierania się przez mleczne obłoki, za każdym razem na nowo przez nie nękany. Należy pominąć tu wizje, do których oglądania i przeżywania go zmuszono. Wiedzcie jednak, że Wszechświat czy coś silniejszego od nas, nie szczędziło mu cierpienia.
Bastian nie potrafił mimo to odpuścić prób przedostania się do celu, do którego wszyscy i tak finalnie zmierzamy. Życie na jawie przynosiło większy ból niż te marne próby odcięcia się od nich, a skończenie tego stało się jego jedynym celem. Szkoda tylko, że egzystowanie między snem, śmiercią, a życiem, nie mogło trwać dla niego wiecznie. Niestety, dla niego jego historia nie kończyła się w zawieszeniu i uciekaniu. Powrót do realności nastąpił w nieoczekiwany sposób.
Stał się nim sen nie o Vanessie, a z Vanessą.
Jako dziecko nie interesował się snami. Później zmieniło się to minimalnie, kiedy Asther już odeszła, a on pragnął, żeby jakaś cząstka matki pozostała w nim, w użyciu, już na zawsze. Z tego też powodu zagłębiał możliwości jej mocy do momentu, w którym nauczył się wchodzić do kogoś myśli i snu, zmieniając je lub przenosząc podświadomość jak w przypadku Vanessy.
To jednak nie ważne. Tyle umiejętności mu wystarczyło, żeby wiedzieć, że ten sen na korytarzu pełnym drzwi nie był snem. Uczucie impulsu podobne do tego, które miało miejsce kiedy katował Victora chcąc odebrać mu życie, oraz ciągnięcia na Więzi Gwiazd, również.
No i jeszcze dochodziły do tego jej sprzeczne emocje, które wyraźnie tam wyczuł.
Pytań miał wiele, ale najważniejsze:
Co lub kto za tym stał?
Wiedział.
I choć Bastian próbował ignorować tą odpowiedź, to i tak finalnie do niej powracał.
Pierwotne Przeznaczenie – to musiało być ono, ponieważ jego matka nie posiadała już żadnej mocy ani siły sprawczej, żeby uczynić cokolwiek.
To kłóciło się poniekąd z nim samym i tym, za co uważał tą siłę wyższą. Nagle z mocy podpowiadającej i nakierowując go, stała się ona mocą zaciągającą go siłą w jakieś miejsce. Albo nawet i siłą piszącą jego przyszłość.
Cóż, przyszła dla niego pora na poszerzenie definicji Przeznaczenia. Wypadało to wreszcie zrobić, po tym wszystkim przez co przeszedł. W ogóle przyszła pora na poszerzenie horyzontów.
Horyzontów, które nachodziły na poglądy Wierzących.
Czy to, że zaczął myśleć jak osoby, które przez niektórych bogów zostawały szykanowane, wyśmiewane lub w ekstremalnych przypadkach zgładzane, było czymś złym, skoro urodził się jako Secundos?
Pytanie zagwozdka. Sam nie widział w tym problemu, z racji na jego wcześniejsze próby takiego toku myślenia. Nigdy nie wypadało się nimi dzielić na boskim forum, ale w mniejszych kręgach, jak najbardziej. No i nie każdy potrafiłby go zrozumieć. Istniała na szczęście jedna bliska mu osoba podążająca w przeszłości podobną ścieżką, którą aktualnie on zamierzał kroczyć – Leyla potrafiłaby go zrozumieć i rozjaśnić umysł plątający się między zdrowym rozumowaniem, a wierzeniem w mistyczne moce.
Ognista dziewczyna zwykła odwiedzać go raz dziennie, nawet na pięć minut, i o ile zdawał sobie sprawę z jej obecności, to zazwyczaj pozbawiony sił i ochoty na wplątywanie się w rozmowy, zbywał ją. Aczkolwiek przez ostatnie trzy dni nie pamiętał jej obecności. Oprócz osoby przynoszącej mu zawsze trzy posiłki dziennie, nie odwiedził go ponadto nikt.
![](https://img.wattpad.com/cover/358378882-288-k789062.jpg)
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...