21. Wszystko po staremu łącznie z odrobiną koszmarów

76 8 3
                                    

Minął tydzień od zdarzeń w ruinach Sanktuarium. Sytuacja w Montero uspokoiła się, ale za to w Roharis doszło do kolejnych zmian, może nie większych, ale znaczących – bóstwa wprowadziły między innymi jeszcze ostrzejsze zakazy w przemieszczaniu się ludności przez przejścia między światami. Podróżować mogli jedynie nieliczni. Wzmożono również patrole. Przeszukania. Dodano więcej żołnierzy na ulicach. Tym razem w powietrzu zawisło naprawdę możliwe wypowiedzenie wojny przez którąkolwiek ze stron konfliktu, a Bastian musiał wymyślić gdzie w takim stanie mogliby się udać na dłuższy czas. Teoretycznie, ale i praktycznie, na stałe.

Mężczyzna rozważał czy nie zrobić sobie nowego azylu gdzieś w Silesium. To rozwiązanie wydało mu się bardzo rozsądnym wyjściem. Świat bez bóstw, zasad Roharis, w klimacie, w którym nie będzie musiał znosić okrutnej zimy, a zamiast tego narzekania Leyli na upał. Owszem, miał swoje wady, ale tutaj mogli być bezpieczni. Mogliby zacząć od nowa, usunąć się w cień z dala od kłopotów. Oczywiście na jakiś czas.

Rozważał też ukrycie się w Ziemiach Niczyich, ale na tamtejszych terenach rządziły klany, które non stop prowadziły między sobą wojnę. W dodatku większość terenów stanowiła wyschnięta gleba, drzewa były rzadkością na co najmniej połowie krainy, główna rzeka została okupowana i wiecznie strzeżona, a jedyne duże zabudowania nie należały do bezpiecznych. Słowem, Ziemie Niczyje działały na podobnych zasadach co Silesium, ale nikt normalny i o zdrowych zmysłach nie szukałby tam miejsca na nowy dom. Co innego na nowy interes.

Bastian ostatecznie postanowił, że zatrzymają się w Silesium. Pod osłoną nocy, podzielił się postanowieniem, które zajmowało mu głowę przez dłuższy czas. Niestety, uzyskał na początku tylko jedne potakiwanie głową należące do Victora. Leyla nie chciała się na to zgodzić, ale po dłuższej namowie oznajmiła, że i tak wszystko jej  jedno, skoro niegdyś spędzało większość czasu na podróżach. Vanessa natomiast milczała. Bardzo długo milczała, a on nie mógł za długo na nią patrzeć, a co dopiero wycisnąć z niej słowa, ponieważ za każdym razem, gdy stykał się z czymkolwiek związanym z nią nawiedzały go uczucia i to, co zrobili w tym lesie, a w zasadzie on jej...

A działo się to non stop.

To z tego powodu zajął czymś ważnym myśli przez ten tydzień. Tydzień, w którym odgradzał się od niej jak mógł, ale to było trudne. Jego oczy wędrowały za nią, myśli uciekały z ułożonego ładu, nie mówiąc o już wyobraźni płatającej figle, podsuwającej sny na jawie. Marnie wychodziło mężczyźnie częściowe odgrodzenie się od niej. Marnie, skoro nawet porcje jedzenia, które jej nakładał powstawały z wewnętrznej potrzeby dodania Vanessie nie tylko więcej energii, ale miłości, może i zadośćuczynienia, że nie zadbał o nią wystarczająco dobrze i Ozias zdążył zniszczyć nawet coś takiego, jak jej waga. Vanessa potrzebowała też czasu. Czuł to i jak zapowiedział, nie naruszał jej przestrzeni osobistej. Uszanował to.

Sam zdobył czas na przemyślenia i po raz kolejny doszedł do wniosku, że jego desperacja zrobiła z niego idiotę. Nie myślał trzeźwo. Uczucia uderzyły mu do głowy. Nie uwzględnił, że Vanessa mogła znajdować się na innym etapie emocjonalnym niż on. Pominął możliwość, w której dziewczyna potrzebowałaby przestrzeni na zastanowienie się. Na rozprawienie się z czym innym. Dosłownie zaatakował ją swoim wyznaniem, licząc... Licząc tylko na to, że choć odrobinę podzieli jego uczucia. Ale ona siedziała w tym o wiele krócej, a Bastian, po tym co przeżył, potrzebował pewności; potrzebował boleśnie trzymać przy sobie ważne mu osoby. Tylko jakim kosztem...

Idiota.

Skończony, samolubny idiota, który zamiast dać jej czego potrzebowała naprawdę, pragnął znów przyciągnąć ją do siebie, bo...

Od śmierci matki nie żyło mu się tak dobrze jak z Vanessą u boku.

Teraz wiedział czemu.

W każdym razie najgorzej było w nocy, kiedy leżał niedaleko niej. Tak desperacko pragnął się koło niej położyć, objąć, znów pocałować, choćby dotknąć, że niemal go roznosiło od środka i o mało nie budził ich specjalnym połączeniem. Z tego powodu każdej nocy spał niespokojnie, o ile mógł spać, a w ciągu dnia zajmował czymkolwiek czas. Wszędzie chodził. Wszystko robił. Byleby z dala od niej. Byleby się koło niej za długo nie znajdować, bo inaczej zacząłby się w nią wpatrywać bez końca.

Zdrajcy WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz