★★★

157 15 9
                                    

Akcja serca Bastiana się zatrzymała.

Czas przestał płynąć.

On i Vanessa znaleźli się gdzieś po za nim w strasznym, potwornym i zimnym miejscu cuchnącym złymi skojarzeniami.

– Shen. Shen – powtarzał imię bogini jak modlitwę. Jego oddech znikał. Nie mógł oddychać. Nie mógł nic. Nie potrafił myśleć racjonalnie. – Ja-a... Nie wiem co się dzieje. Nie wiem co się dzieje.

– Spokojnie, Bastianie. Wszystko się ułoży.

Wściekłość zaplotła się na jego duszy. Pomogła mu wytrzeźwieć i odwrócić głowę, żeby wrzasnąć:

– SPOKOJNIE?! ONA PLUJE KRWIĄ! JAK MAM BYĆ SPOKOJNY?!

Cisza ze strony bogini była ostatnim czego potrzebował.

– Gwiazdy.

Szept Vanessy zwrócił jego uwagę.

– Ness? – Potrząsnął nią, ale wpatrywała się przed siebie nieobecnym, zamglonym  wzrokiem. I była taka blada. Potwornie blada. Ujął jej twarz w dłoń i pochylił się nad Vanessą, ale wpatrywała się przez niego, a nie w niego. – Ness? Jakie gwiazdy? Moja pani, jakie gwiazdy?

Uśmiechnęła się szeroko, ukazując czarne od krwi zęby. Wyciągnęła drżącą rękę wskazując mu coś na suficie. Niczego nie zobaczył. Na pewno nie gwiazd, a jedynie bańkę niewidzialnego przerażenia.

– Wszędzie są gwiazdy. Są takie piękne. Wszechświat jest... – Chrzęszczący kaszel przerwał słowa dziewczyny. Ból wykrzywił jej twarz. On również go poczuł. – Gwiazdy. Oni mówią, że będzie dobrze. Dobrze. Wszystko jest połączone. Oni. Koniec jest złoty i...

Przerwała.

Nie mogła przerwać...

Musiała mówić.

Tylko tak wiedział, że żyje.

Tylko w taki sposób odganiał od siebie nieproszone myśli.

– Kto, Ness? – próbował się dowiedzieć i desperacko nawiązać z nią kontakt wzrokowy, ale jej oczy się zamykały. Potrząsał nią, ale i tak odpływała. – Z kim rozmawiasz? Jaki koniec? Jaki koniec? Mów do mnie. Proszę. Mów.

Zaśmiała się jak opętana, zanim kaszel się powtórzył.

– Oni. Są tam i mnie wołają. Patrz.

Omamy.

Vanessa miała omamy.

A Bastian zbliżał się do przekręcenia z przerażenia.

– Shen! – krzyczał, wracając głowę w kierunku bogini. Pieprzyć zachowywanie pozorów. Pieprzyć wszystko. Już nic nie miało znaczenia. – Shen, błagam cię! Pomóż jej! Spełnij moje marzenie! Zrób coś! Błagam! Oddam ci wszystko, tylko coś zrób!

Niestety pomoc nie nadeszła.

Nigdy miała nie nadejść.

Na pewno nie z jej strony.

– Już zrobiłam, Bastianie.

Zamrugał.

Vanessa w jego ramionach zakaszlała, gdy skrzeczącym głosem zapytał:

– Słucham?

Shen wstała od stołu bardzo powoli i wkładając w słowa spokój, wyznała:

– Uratowałam nas. Nas wszystkich.

Co?

O co jej chodziło?

Bastian potrząsnął eksplodującą głową.

Zdrajcy WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz