Ostatnim razem kiedy tak szybko biegł nabawił się odcisków na stopach. Tym razem przed powstawaniem bolesnych odznaczeń pomogło mu przenoszenie się. Dzięki niemu znalazł się tu szybciej, chociaż przez emocje znosiło go parę razy gdzie indziej. Dzięki temu mógł oglądać oraz wdychać szok zebranych w ruinach Sanktuarium. Nakładając na siebie warstwę zimnego, niedostępnego Dziedzica Ciemności, ignorował ich szepty i strażników gotowych do walki. Nie zatakuje dopóki go nie sprowokują albo nie będą stanowić zagrożenia dla Vanessy – tak sobie ustalił.
– Synu, jak wspaniale cię widzieć w naszym gronie – zaszczebiotał Tylus, klaszcząc w dłonie. Jego nadzwyczajna, chora radość, przyćmiła barbarzyństwo tak bardzo do niego podobne. – Na pewno słyszałeś o czym rozmawialiśmy. Nie musisz potwierdzać. Wiem do czego jesteś zdolny. W końcu wyszkoliłem cię ja.
Bastian nie udzielił mu odpowiedzi, ale tak, słyszał. Dotarł tu wcześniej, wyszedł tylko z ukrycia dopiero teraz.
Ignorując ojca nawiązał kontakt wzrokowy z Vanessą. Prezentowała się pięknie, mimo zapłakanej twarzy i zakrycia pod enigmatycznym wyrazem nachodzącym na głębokie zaskoczenie. Spróbował odczuć jej emocje, ale ta blokada między nimi nadal wznosiła się w nieskończoność. Przeniósł zainteresowanie na stwórcę tego problemu, zakrywającego mu połowicznie dziewczynę.
Pieprzyć bycie Królem Ciszy.
Będzie mówił.
Wszystko.
– Pięknie zmanipulowałeś Vanessę korzystając z chwili jej słabości i bolesnej przeszłości – wyznał z dozą ironii, układając usta w złowieszczy sposób. Nie zamierzał bawić się w grzecznościowe zwroty. – Idealnie wykorzystałeś sytuację na swoją korzyść, nie powiem. Należy ci się medal dla najgorszego krewnego w Wszechświecie.
– I kto to mówi – zakpił z niego Ozias, porzucając przysłanianie mu Vanessy, która nie przestała się w niego wpatrywać. Skrywana złość wrzała w Bastianie na świadomość tego, przez co przeszła i co usłyszała tej wczesnej nocy. Spokojnie. Tylko spokojnie. Musiał oddzielić się od trzęsącego z furii Bastiana i działać rozważnie. – Secundos, który zatajał prawdę w obawie, że zostanie po raz kolejny sam. Nie jesteś taki straszny, jakiego grasz, Dziedzicu Ciemności. Dla mnie jesteś jedynie żałosny i bardzo przewidywalny.
Bastian posłał mu spojrzenie z tych powiątpujących, ruszając powoli w kierunku krańca stołu. Złączył dłonie za plecami, dodając sobie tym powagi i autorytetu.
– Nie będę wdawał się w twoje gierki, Oziasie. Przyszedłem tu tylko uwolnić Vanessę. Wypuść ją po dobroci.
Oczy Oziasa się rozwarły, a Tylus w zamyśleniu, zapytał:
– Może zainteresujesz się moim nowym wynalazkiem? Zaprzyjaźnili byście się jak z tym demonem podczas naszej wspólnej, pierwszej wyprawy. – Wskazał na demonusa, unosząc brwi. – Przedstawić cię?
Ojciec podpuszczał go, robiąc to w bardzo miły, niewinny sposób, a to było jeszcze gorsze niż jego zła, wulgarna i bezwzględna strona. Bastian zamierzał go dalej ignorować.
– Wypuść Vanessę zanim stanie się coś złego. Zwróć jej wolność.
Ozias skrzyżował ramiona, rozstawiając szerzej nogi.
– Czy to groźba?
Kpiący uśmieszek pragnął wyślizgnąć się na jego usta, ale powstrzymał się siłą woli.
– To ostrzeżenie.
– Ha, ha! – zaśmiał się głęboko Ozias, odrzucając głowę w tył. Wyprostowując ją, pokazał ręką Vanessę, przeskakującą spojrzeniem po wszystkich trzech mężczyznach przed nią. – Uważasz, że masz do niej jakiekolwiek prawa?
![](https://img.wattpad.com/cover/358378882-288-k789062.jpg)
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...