Ciężar kosza niesionego przez Sarę ciągnął ją boleśnie ku ziemi. Kręgosłup palił, zmęczone ramiona groziły zawaleniem się, a śliskie dłonie musiały co chwila poprawiać swoją pozycję, ale dziewczyna nie mogła od tak porzucić swojego zadania. Musiała donieść kosz pełen drewnianych elementów gry, w którą uwielbiała grać jedna z dam boskiego dworu. To właśnie ona zlecała zawsze Sarze taszczenie jej po całej Twierdzy Końca i przenoszenie z jednej komnaty do drugiej albo rozkładania w ogrodach.
Jej chuda, mizerna osoba, nie nadawała się do częstego dźwigania takich ciężarów, które dla innych służących nie stanowiły większego problemu. Szkoda tylko, że lady Buterlot upodobała sobie gnębienie tym obowiązkiem tylko i wyłącznie nią. Szkoda też, że wszyscy dookoła upodobali sobie gnębienie jej, a ona nie umiała się postawić i stanąć we własnej obronie.
W związku z tym wszystkim, Sara podążała aktualnie do jej komnat, aby odnieść tą przeklętą grę, której zasad nie pozwolono jej zrozumieć. Podobno nie miała na to czasu. Pot perlił się na jej czole, a szary strój przykleił do pleców, stając się nieznośnie szorstkim, ale nie mogła się zatrzymać. Nie mogła też poprawić brązowych włosów, które wypadły z jej długiego warkocza, ani podnieść oczu. Wpatrując się w swoje znoszone buty, zajęła się rozmyślaniem nad tym, co zrobi w jej jedyny wolny dzień w całym tygodniu – to pomagało skupić się na czymś innym.
Wedle reguł i zasad, które wpojono jej już pierwszego dnia służby w zamku boga zmarłych i przeklętych, przysługiwało jej jedno, wolne popołudnie i wieczór, kiedy mogła robić cokolwiek tylko chciała. Innych przywilejów nie posiadała. Nie mogła nawiązywać kontaktu wzrokowego z boskim dworem, miała przenikać niepostrzeżenie między korytarzami, poruszać się cicho jak mysz, pracować najszybciej jak tylko potrafiła i nigdy, przenigdy nie odzywać się niepytanym do kogokolwiek, kto stał od niej wyższą rangą, a tak się składało, że w Twierdzy Końca ona znajdowała się na samym końcu łańcucha pokarmowego. Jedynymi osobami z którymi pozwolono jej rozmawiać były jej koleżanki, których nie miała, i przełożona, która jej nie lubiła. Cudownie.
Sara trzymała się tych zasad kurczowo i przestrzegała ich wszystkich. Była dobrą dziewczyną i nigdy nie sprawiała kłopotów. Jej jedynym problemem okazały się dokuczające bóle pleców pojawiające się znienacka. To one przyniosły jej jak na razie najwięcej kłopotów.
Tak stało się i tym razem.
Ciężar drewna tej głupiej gry, którą lady Buterlot traktowała jak nieodłączny element dnia, stał się nie do zniesienia. Sprawą tego musiała być wieczorowa pora i jej przeogromne zmęczenie. Cały dzień sprzątała, szorowała na kolanach podłogi, taszczyła ciężkie stosy brudnych naczyń i pomagała wieszać pranie, no i chcąc nie chcąc, koszyk sam wypadł jej z ramion.
Sara odczuła przeogromną ulgę. Zdążyła przymknąć oczy, rozkoszując się lekkością i brakiem ciężaru odznaczającym się na plecach, jednak tylko na moment skorzystała z tych leczniczych właściwości, ponieważ zaraz przywędrowało do niej zrozumienie.
Drewniane elementy rozsypały się po całym holu, a wraz z ich pierwszym uderzeniem o kamień posadzki, echo rozniosło się chyba po całej Twierdzy Końca i dotarło do Zaświatów. Przynajmniej tak uważała Sara, na której spoczął wzrok co najmniej pięciu strażników rozstawionych wzdłuż ściany.
Bogowie, czemu oni się tu znaleźli? Przecież na tym piętrze...
O nie.
Nie.
Nie.
Nie.
Z jakiegoś powodu pojawiła się na tym korytarzu, na którym jej zakazano i pech chciał, że trafiła gdzieś, gdzie nigdy nie powinna zawędrować przez całe dziesięć lat swojej służby tutaj. To pewnie przez to, że zaczęła rozważać, którą cukiernię w stolicy odwiedzić i co kupić za marne somale, które jej pozostały. Sądząc po złowrogich spojrzeniach strażników, odwiedzi krzesełko przełożonej, a w najgorszym wypadku zostanie całkowicie wyrzucona, a... a nie mogła – nie miała dokąd wrócić.
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...