Brak czerwonego płaszcza stał się dla Victora tragedią. Nic nie mogło tego zmienić. Próby znalezienia drugiego nie wchodziły w grę – dostał go w prezencie, kupienie sobie identycznego nie przyniosłoby mu tyle radości i zadowolenia z noszenia.
Nic już nie zastąpi mu tego cudownego, wspaniałego nakrycia. Musiał się z tym pogodzić. Cóż, musiał pogodzić się z wieloma sprawami, poczynając od braku somali oraz sygnetów, swoją drogą ich jako tako nie było mu żal choć często łapał się na tym, że bawił się palcami w poszukiwaniu biżuterii, ciągnąc do kłótni z kucharką, która nie potrafiła przygotować jego ukochanych angielskich bułeczek, wreszcie kończąc na jego nowym życiu, które stało się takie tylko dla niego – Leyla nie omieszkała zaznaczyć, że dla niej nie zmieniło się nic. Nadal uważała go za królewskiego szczura i księcia, w którym płynęła krew jej wrogów.
Na to nie mógł nic poradzić. Chociaż może transfuzja krwi przyn...
Nie.
To i tak byłoby na nic. Urodził się w okropnej rodzinie, którą ostatecznie porzucił, ale nic tego nie zmieni. Na zawsze pozostanie dla innych księciem. Nowi poznają go jako Victora, przystojnego mężczyznę z białymi włosami i upodobaniem do dobrych strojów i okazjonalnej gry w karty, ale wśród niektórych kręgów nadal będzie tylko tym księciem, o którym krążą masy nieprzyjemnych plotek. Cóż, z tego powodu postanowił opuścić Arakhnes i nie odwiedzać owego świata tak często. Może wcale.
Zapewnienia, że nie był jak oni, że ich nie popiera i nigdy nie popierał – to zawsze nie przynosiło nic więcej, tylko zdziwione spojrzenia, uznawanie jego słów za żart i nie branie go na poważnie. Zresztą, kto brałby kogoś takiego jak on na poważnie? Przecież sam Victor roztaczał wokół siebie fasadę zabawnej osobowości, której zależało tylko na dobrej zabawie, drogich rzeczach i wiecznym żartowaniu z życia.
Tak więc stało się również ze sfingowaniem własnej śmierci. Nic dziwnego. Czego mógł się spodziewać? Że jego grzechy, przeszłość i osobowość umrą w tym palącym się budynku? To była tylko nadzieja, a nadzieja była i będzie fikcją; złudnym wyobrażeniem życia, którego nie mógł zbudować, dopóki duchy przeszłości kroczyły u jego boku.
Nie ważne. Victor postanowił się tym nie przejmować. Niech inni myślą o nim co chcą. Wystarczyło, że on znał siebie samego – książę, czy nie książę, był też człowiekiem pełnym ambicji, zamiarów, uporu i ciekawości. To właśnie ta ciekawość zmieszana z uporem, stała za jego pewnością siebie i mówieniem tego co myśli. I to właśnie one sprowadzały na niego za każdym razem zagładę w postaci zdenerwowania czy irytacji Leyli.
Nie wrócili do tematu pocałunku, a mężczyzna pojął bardzo szybko, że dziewczyna była na niego wściekła po tym, jak odmówił jej wspólnej nocy i wplątał w cały ten plan ze sfingowaniem śmierci. Nie sądził, że będzie w stanie zdenerwowanym po powrocie z Otchłani, ale tak właśnie było. Pozbyła się gdzieś tego drogocennego pierścionka z rubinek, jej złowrogie spojrzenia, mocne ściskanie sztyletu na pasku czy odpyskowywaniu mu perfekcyjnie o tym świadczyły.
A Victor jak to on – próbował naprawić sytuację w nieodpowiedni sposób.
– Długo będziesz się tak na mnie wściekać? – zapytał następnego poranka po powrocie z Otchłani, gdy jakimś cudownym sposobem udało mu się trafić w tym samym czasie co ona na śniadanie.
Nóż Leyli przejechał ze zgrzytem po talerzu. Odchrząknęła.
– Nie wściekam się.
Wierciła się na krześle, jakby jej marzeniem numer jeden stała się nagła potrzeba opuszczenia pomieszczenia. Victor i tak był pod wrażeniem, że nie wstała i nie wyszła, gdy tylko pojawił się w jadalni, a z jej ust wydostało się tak długie i głośne westchnienie, że pewnie usłyszeli je w Arakhnes.
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...