Krwawa wiadomość zostawiona dla bóstw nie była sprawką Bastiana. On nie miał pojęcia kto za tym stał, ale szczerze, bardzo dziękował temu komuś. I chociaż zmieniło to jego już zmieniany plan, to i tak jakoś się w niego wpasowało. Szczególnie, że morderca postanowił pozbyć się uzbrojonych zasobów Oziasa. No po prostu cudownie! Szkoda, że on na to nie wpadł, sko...
Dobrze, już nie ważne. Dłuższe głowienie się nad tym aktem bezinteresownej i niespodziewanej dobroci mogło go tylko rozproszyć. Musiał zająć się innym, pilnym problemem, a mianowicie Vanessą, która nie chciała z nim współpracować. Nie dziwił się jej. Nie czuł do niej złości z tego powodu. To nie jej wina, że została wplątana w to całe zamieszanie; że czuła się bardziej niż zdradzona i schroniła się w świecie Oziasa, nawet, jeśli w którejś z ich rozmów wspomniał na pewno o tym, że Otchłań to miejsce, do którego lepiej się nie zapuszczać.
– Proszę, nie bój się mnie – wyszeptał uspokajająco do jej ucha, gdy blond włosy łaskotały go w nos. – Wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził.
Cóż, teraz ona chciała go skrzywdzić, wbijając boleśnie paznokcie w skórę.
Przyciskał ją do siebie i niósł w kierunku opustoszałej komnaty, w której ukrywał się wcześniej, a jego klatka piersiowa puchła. Nie wystarczało tam miejsca na serce, płuca, inne narządy i uczucia do Vanessy. To było... Cudowne. Móc ją dotknąć po tylu tygodniach rozłąki, było cudowne.
Niestety Vanessa nie podzielała tego samego zdania.
W połowie drogi o mało się nie potknął, a ona zyskała w ten sposób przestrzeń i dostęp do narządu między jego nogami. Już prawie go kopnęła, ale wyuczona zwinność Bastiana pomogła mu w przezwyciężeniu bólu mogącego zepsuć resztki planów.
– Moja pani, całkiem możliwe, że ta część mojego ciała może nam się kiedyś przydać – szepnął jej do ucha. Vanessa zastygła. Zadrżała. Uśmiechnął się przy jej skórze. – Chciałbym zachować ją w nienaruszonym stanie na tą przyszłość.
Odpowiedziała mu zdefromowanymi krzykami i ponownym wierzganiem nogami.
Nie przerywała prób uwolnienia się. Próbowała go kopać. Uderzyć. Rozerwać więzy poprzez wbijanie mu paznokci w materiał peleryny, ale to na nic. Była dla niego lekka. Mniejsza. I tak przyjemnie ciepła. A ten dotyk jej skóry i zap...
Chwila.
Nie pachniała już tylko jaśminem i miodem, a on wiedział co to spowodowało. Nie był ślepy. Miał też uszy i czas na obserwację, w której szukał słabszych punktów przeciwnika, a zamiast tego szybko połączył fakty.
Bastian przekroczył próg komnat przeznaczonej na małą salę narad i wręcz natychmiast przyszpilił Vanessę przodem do ściany. Dziewczyna pisnęła, kiedy zdjął rękę z jej ust i chwycił zamiast tego za szyję, którą przyciągnął do siebie i delikatnie ją trzymając, odchylił w bok. Następnie zatopił twarz w zagłębieniu pomiędzy obojczykiem, a szyją Vanessy i powąchał ją. Naprawdę postąpił jak jakiś chory samiec alfa, ale nie umiał się powstrzymać. Podobnie nie potrafił sobie odmówić zaciśnięcia palców na jej talii. Usta Vanessy opuściło ciche westchnięcie, a on przemówił nader spokojnym tonem:
– Przesiąknęłaś jego zapachem... Powiedz mi, co zrobimy z tym okropnym faktem?
Spięła się. Wyraźnie to poczuł. Jej puls też przyspieszył. Wręcz wibrował.
A potem zawibrowała złość Bastiana.
– Mogę przesiąknąć nim bardziej.
Na hardą odpowiedź Vanessy coś w nim zaczęło dzwonić na alarm. Biły dzwony. Emocje rozszarpywały mu ego, a najgorsze w tym, że poczuł się głęboko dotknięty. Ta jej pewność siebie w słowach. Cholera...
![](https://img.wattpad.com/cover/358378882-288-k789062.jpg)
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...