19. Tego nie da się już tak łatwo naprawić

60 7 0
                                    

Leyla nie zakładała z góry co mogło na nią czekać w ruinach Sanktuarium. Nie tworzyła w głowie przedwcześnie możliwych scenariuszy. Jeszcze rozproszyłyby ją i zmieniły zachowanie. Tak więc wystrzeliwujące w nocne niebo snopy ciemności i światła z wnętrza ruin, zaskoczyły ją. Podobnie słyszalne zgrzyty zamieszania oraz widok żołnierzy w bordowych barwach ruszających do środka. Ściskając w dłoniach rękojeści Pogromcy Bestii i Przestępcy, szybko połączyła kropki – zostali zdradzeni, a wściekłość już rozniecała w niej ogień.

Przez ciało Leyli przepłynął miękki żar, jej nogi ruszyły naprzód, przeskakując nad gruzami, zmierzając w górę ścieżką prowadzącą na pozostałości schodów w stronę nasilających się krzyków i zwierzęcych odgłosów, a potem ziemia zadrżała, kamyczki pod jej butami zachrzęściły, podskoczyły, powietrze się zassało, naelektryzowało i nim Leyla zdążyła mrugnąć leżała z twarzą wbitą w niebo rozjaśnione od świateł.

Pierwszym co wyszło z jej ust było przekleństwo. Nieprzyjemny impuls przepłynął w dół jej pleców, gdy przekręciła się na bok. Jęknęła głośno, a piszczenie w uszach naparło na obolałą głowę. Poruszyła kończynami, orientując się, czy przypadkiem nic jej nie odpadło podczas odrzucenia przez nieznaną, potężną siłę. Na szczęście Przeznaczenie jej sprzyjało. Mogła dzięki temu unieść się niezdarnie na na zdrętwiałe nogi. Zatoczyła się chwilę na boki, dopóki nie odzyskała równowagi, a pisk połykający inne odgłosy również się nie rozpłynął. Rozmasowała ból w skroniach, a coś mokrego poplamiło jej dłoń. Wpatrując się w krew, wyczuła lekkość w prawej dłoni – jeden z jej sztyletów zniknął.

Panika ponowną utratą Przestępcy przywróciła ją w pełni do zdrowia.

Trzepocząc zawzięcie rzęsami, rozglądała się dookoła. Obserwując podłoże natknęła się na kilka ciał żołnierzy Flanosa. Reszta powoli zbierała siły po oberwaniu przez tą siłę energii. Z sercem uderzającym mocno, Leyla wyłapała kątem oka błysk znanego jej ostra i czerwieni. Szurając nogami, przykucnęła przy Przestępcy. Ulga objęła ją, jak ona objęła sztylet, a potem ktoś dotknął ją w prawe ramię. Nerwy Leyli postawiły się w stan wyższej gotowości.

Zacisnęła palce na rękojeści sztyletu w lewej dłoni. Dalej jej ręka automatycznie zrobiła zamach. Przebiła się przez powietrze, zatoczyła półkole, a Leyla obróciła się na piętach i wyprostowała, aby po chwili złapać palcami prawej ręki za koszulę obcego. Przyciągnęła go do siebie i podstawiła śmiałkowi ostrze pod podbródek, jednocześnie przykładając drugi sztylet do jego krtani.

Właśnie, jego.

Victora.

Na widok orzechowych tęczówek oraz uniesionych w pokojowym geście rąk, puściła go. Rogerson malał pod intensywnością jej spojrzenia, dotykając się po nienaruszonym gardle. Wzdrygnął się, odgarniając białe włosy ze spoconego czoła. Musiał biec. Cicho sapał przez otwarte usta.

– Co ty tu, kurwa, robisz? – zapytała ofensywnie, krzyżując ręce na piersi. – Czemu twój łeb jest normalny, a nie grafitowy? I gdzie twoja peleryna? – Szczur nie kwapił się z szybkim udzieleniem odpowiedzi. To zdenerwowało ją bardziej. Wyciągnęła ponownie broń, grożąc mu. – Mów!

Victor obejrzał dogłębnie jej twarz, po czym zerknął na sztylet przed oczami. Nie wydawał się już zmartwiony ostrym przedmiotem, a czym innym. Podrapał się w tył głowy i cofnął o pół kroku.

– Staram się zachować przy życiu resztki tej wspaniałej koszuli, którą dla mnie ukradłaś – wyznał, obciągając ją i strzepując z niej niewidzialny paproch.

Sfrustrowana, zacisnęła wargi. Przełożyła Przestępcę do lewej ręki, a wolną dłonią zrobiła zamach i sprzedała mu liścia. Plaśnięcie rozeszło się na boki. Głowa księcia poleciała w bok. On sam się cofnął i rozwarł szczęki. Jęknął. Z przymrużonymi powiekami wyprostował szyję i rozmasował zaczerwieniony policzek.

– Rzeczywiście mi się należało.

– Nie wkurwiaj mnie – ostrzegła go przez zaciśnięte zęby, które miały zaraz się połamać. – Zapomniałeś do czego cię oddelegowałam?

Rogerson wyszczerzył się urzekająco, ale ból przebił się przez uśmiech i szybko zamienił go w skrzywienie.

– Nie zapomniałem. Mam bardzo dobrą pamięć, najdroższa.

Dziewczyna wyrzuciła ramiona na boki i spojrzała w niebo. Wrzasnęła z niemocy.

– Już mam dosyć tego: „Oczywiście, najdroższa", „Przepraszam, najdroższa", „Co tylko powiesz, najdroższa"! – krzyknęła, papugując jego głos. Nieświadomie wypuściła z siebie tryskające iskry, które rozlały się wzdłuż jej ręki i zajęły sztylety. Krople ognia spadały na ziemię, tuż pod stopy cichego białowłosego. – Mów żesz szczurze, czemu tu przypełzłeś?!

Victor uznał, że pora na wyznanie prawdy, ponieważ spoważniał i wyprostowując plecy, rzekł:

– Po drodzę wpadłem na kogoś wylewającego z wyższego piętra budynku pomyje z wiadra. Sadza się zmyła, a ja musiałem wytrzeć jej resztki z twarzy i włosów peleryną, tak więc aktualnie powstrzymuję płacz. – Przyjrzała mu się baczniej. Rzeczywiście był mokry. Brudny. I trochę się trząsł. Czy to przez strach? A może ten pot? Na pewno się spocił, a Leyla, która pamiętała o wyznaniu z jego przeszłości, przestała się tak wściekać. Słuchała, gdy jej ogień znikał, a książę mówił coraz ciszej: – I martwiłem się. Nie chciałem zostawiać cię bez pomocy. Zanim powiesz, że i tak na nic się nie przydam i lepiej, żebym ruszył moje cztery litery z powrotem do Wielkiego Pałacu na spotkanie z W., to na swoją obronę dodam, że nie udałoby mi się przedostać do biblioteki. Korytarze zostały zalane przez strażników z sojuszu twojego ojca. Chyba planują coś niedobrego. No i tak jak już mówiłem. Martwiłem się. Nie mogłem usiedzieć w miejscu.

Złość na księcia minęła.

Pojawiło się zrozumienie.

Ona też nie mogła wytrzymać. Również przejęła się losem Bastiana. Nie mogła być zła na Victora za to, że poczuł to samo. Nawet jeśli chodziło o nią.

Leyla rozdęła nozdrza, przyglądając się mu w zamyśleniu. Nie potrafiła już go uderzyć, zagrozić bronią, być opryskliwą, groźną, wyniosłą. Zamiast tego westchnęła i powiedziała słabo:

– Dobra, trzymaj się mnie.

Victor skinął sztywno głową i ruszyli do ruin przez plątaninę skał, sporadycznie rosnące drzewa, które zostały po wycince lasu, ale nie dotarli choćby do podnóża schodów. Zatrzymały ich dziwne dźwięki. Brzmiały jak rozkopywanie ziemi zmieszanej z cichymi jękami. I nasilały się, wzmagały do tego stopnia, że przeraziły Leylę, która poszła za ich śladem. Odnajdując winowajcę, a raczej winowajców, zatrzymała się. Victor za jej plecami również. Jej nogi odmówiły współpracy, gdy wpatrywała się przerażona w poruszające się obiekty w oddali. Całe ich setki oblane srebrem nocy.

Z grobów powstali martwi i ruszyli do ruin.

– O cholera – wyszeptała jednocześnie z Victorem.

Zdrajcy WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz