Pojawienia się tego boga nie spodziewał się chyba nikt. Nie zaplanowano go w programie, więc naturalnie krzyki i przekleństwa przejęły władzę nad ciszą sprowadzoną przez wyznanie Oziasa.
Tylus.
Doskonale pamiętała jego twarz. Nawiedzała ją czasem w koszmarach, a teraz zadziwiająco wyglądała łagodnie. Bezbronnie. Wręcz na rozbawioną. A do tego uniesione dłonie, brak długiej peleryny i demonów lub ciemności, mogły zmylić, ale nie ludzi przebywających w ruinach Sanktuarium.
Zanim przerażenie cofnęło Vanessę, Tylus został otoczony przez strażników. Jego rozbawione oczy mówiły: „Naprawdę? Oni mają mnie powstrzymać?". Zadziwiające dla niej było to, że bóg ciemności nie zaatakował żołnierzy. Pozwolił im wycelowywać w siebie oszczepami, mieczami i innymi broniami. I tylko patrzył. Na wszystkich. Nie mówił. Nie wykonywał gwałtownych ruchów. Coś było na rzeczy.
Jeden ze strażników w zielonym, okazał się mieć więcej śmiałości albo raczej głupoty od innych – otwarcie zaatakował Tylusa przystawiając mu czubek ostrza pod brodę. Pan Ciemności musiał unieść podbródek, ale nie uchroniło go to przed polaniem się krwi, ponieważ strażnik przycisnął w złości mocniej broń. Czerwona strużka wypłynęła z ciała boga, a cała sala wstrzymała oddech. Napięcie stało się namacalne. Vanessa czekała, aż strażnik straci życie, rozpadnie się w kawałkach ciemności, ale nie zapowiadało się na to. Nie zapowiadało się na to również, aby Cora, Laramie, albo nieoficjalnie przewodnicząca im Selia wydała jakiś rozkaz. Pozwoliły z zaciśniętymi zębami, żeby krew spłynęła po jego grdyce i czekały. Wszyscy czekali, aż się doczekali.
– Spokojnie – uspokoił zebranych Tylus, mówiąc niewyraźnie przez ostrą przeszkodę. – Przybywam do was w pokoju.
Selia nie zamierzała być spokojna.
– Akurat! – krzyknęła, a podmuch gwałtownego wiatru zdmuchnął płomienie, porwał kwiaty i sprzątnął całe nakrycie stołu. Roztrzaskało się ono na posadzce w deszczu spadających płatków, a temperatura podniosła się o kilka stopni.
Selia sprowadziła ogień.
Strażnicy otaczający Tylusa odskoczyli w popłochu przed poparzeniem, ponieważ bogini żywiołów uwięziła go w okręgu ognia. Płomienie na metr wysokości rozświetliły postać bóstwa przeglądającego się Seli z powątpiewaniem. Tylus westchnął głęboko, a w drugiej chwili, jak gdyby nigdy nic otoczyły go cienie. Przeszedł w ich kokonie przez ogień, który nie zostawił na nim ani śladu.
– Selio, o ile uwielbiam twoją żywiołowość w innych sytuacjach, nienawidzę, gdy uważasz, że możesz mi nią grozić – wyznał pobłażliwie, uśmiechając się niewinnie, a wściekła bogini rzuciła w niego trzymanym kielichem. Tylus odsunął się zanim naczynie trafiłby w jego twarz. Nadal pozostawał rozbawiony i spokojny. Dotknął zakrwawionej szyi, po czym spojrzał na krew na palcach. Kącik jego ust zadrżał. – Pozwól, że zanim wydasz pochopny wyrok na siebie i innych, przedstawię co mam do powiedzenia – mówiąc to, przysuwał się powolnym, wystudiowanym krokiem, mijając puste siedzenia Secundosów stojących razem z rodzicami po drugiej stronie stołu. Vanessa przeniosła spojrzenie na bóstwa chowające dzieci za plecami. Obserwowała, jak bliźniaki uczepione Runy skrywaly twarz w jej ubraniu. Całe szczęście, że nowo narodzonej Secundoski bogini piękna i miłości nie było z nimi. – Nie przybywam tu w celu niszczenia. Mam wam coś do pokazania.
– Nie wierzę ci, Tylusie – zakpiła drwiąco Selia. – Nikt tu ci nie wierzy, a jedyne co masz do pokazania, to następny barbarzyński atak na niewinnych ludzi.
Bogowie pokiwali głowami, oprócz jednego, który zdecydował się zmienić wszystko:
– On ma rację.
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasíaCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...