Słońce zdradzało ją w najgorszy sposób – nie planowało schować się za chmurami, a zamiast tego, przedzierało się przez nie do momentu, w którym nie ukradło dla siebie błękitnego nieba. Vanessa przyzwyczajona do ciepła, ale nie tropikalnego, nie mogła znieść dusznej, ciężkiej atmosfery wilgotności w skrawku rozrzedzonej dżungli Montero. Podążając wyznaczoną ścieżką wyłożoną drewnem, marzyła o chłodnych korytarzach Wielkiego Pałacu. Tam przynajmniej nie kleiła się do niej sukienka z lnu, a żar nie przypiekał policzków i czoła, których jeszcze nie zakryła. Jedynym pocieszeniem Vanessy był wachlarz i korony drzew rzucające co jakiś czas cień na rozgrzaną skórę. A co za katusze musieli przeżywać strażnicy bóstw? Nie ważne, że dostali lżejsze tuniki, cieńsze spodnie i inny rodzaj zbroi, to i tak był koszmar.
Mieszkańcy Wielkiego Pałacu wracali właśnie z tradycji sadzenia drzewka. Wszystkim towarzyszył dobry humor. Vanessie pozostającej na tyłach korowodu bóstw również. Hałas nieskończonej ilości owadów relaksował jej napięte ciało. Tylko od czasu do czasu jakiś ptak wrzeszczał albo huczące odgłosy zdradzały ukryte w głębi lasu dzikie zwierzęta. Przekraczając z dziesiątą odnogę większej rzeki, przed jej twarzą przeleciał ogromny motyl ze skrzydłami w paski. Wycofała głowę i przekręciła ją w bok, podążając za trasą pięknego stworzonka. Zaabsorbowana podziwianiem motyla, do którego dołączył drugi, nie zauważyła, że przy jej bokach pojawiła się przeszkoda. Dopiero, gdy ją dotknęła, serce Vanessy zatrzymało się na moment, a następnie uspokoiło na widok bliźniaków Runy. Secundosi wyglądający maksymalnie na osiem lat, zadzierali głowy i przyglądali jej się z głęboką bruzdą między brwiami. Chłopiec skrzyżował ramiona, a dziewczynka uczepiła się jej paska od sukienki i to ona jako pierwsza zaatakowała Vanessę bezpośredniością:
– Czy to prawda, że wskrzeszasz umarłych, tylko po to, żeby zjeść ich dusze?
CO?!
Takiego założenia o sobie jeszcze nie słyszała. Otworzyła usta i zamrugała nerwowo.
– Ja...
Nie dali jej dojść do słowa.
– Przestań, to ja miałem być pierwszy! – poskarżył się Kailas, uderzając siostrę w ramię. Bliźniaczka jęknęła i spróbowała mu oddać, ale uchylił się od jej ciosu. – Znowu oszukujesz i mnie denerwujesz!
– Auć! – Rozmasowała bolące ramię i puszczając pasek Vanessy, krzyczała przed nią: – Powiem mamie, ty chudy kurduplu! – Brat pokazał jej język. Dziewczynka uśmiechnęła się wrednie i podniosła oczy. – Wiedziałaś, że jestem wyższa od Kailasa, a moja mama mówi, że gdy przejdzie Wybudzenie, będzie miał słabsze moce ode mnie?
Chłopiec nabrał gwałtownie powietrza. Przyspieszył i idąc tyłem do kierunku ich wędrówki, posyłał groźne spojrzenie siostrze.
– To kłamstwo! Dorównuje ci wzrostem i mocami!
Dziewczynka zaśmiała się miękko, a Vanessa przenosiła spojrzenie to na Kaite, to na Kailasa, gdy wytykali się palcami.
– Wcale, że nie!
– Wcale, że tak!
– Wcale, że nie!
– Wcale, że tak!
Chłopiec tupnął nogą i zacisnął pięści.
– Taka jesteś? To proszę bardzo. – Zerknęła na Vanessę, nie bardzo wiedzącą jak rozdzielić to przekomarzające się rodzeństwo. – Wiedziałaś, że gdy Kaite śpi to ssie kciuka, a w dodatku trzyma w łóżku mnóstwo misiów?
Dziewczynka zwolniła kroku i spuściła głowę, chowając się za brązowym warkoczem. Nie odpowiedziała. To musiała być już prawda.
Vanessa zacisnęła wargi, aby się nie uśmiechnąć albo nie zaśmiać. Zerknęła przez ramię na Dariusa. Jego wargi unosiły się w niewinny, powściągliwy sposób. Musiał wszystko słyszeć. Inni pewnie też, ale nie zdążyła się nikomu więcej przyjrzeć, ponieważ chłopiec zmienił jej plany.
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...