Śmierć Asther stanowiła poważny zwrot w życiu młodego Bastiana. Można śmiało powiedzieć, że najważniejszy. Decydujący. Kształtujący. Wpływający na jego przyszłość.
Czemu?
Gdyby nie ona, Bastian prawdopodobnie nigdy nie dołączyłby do Dworu Ciemności. Tylus nigdy by go nie zmanipulował; nie stworzyłby z niego własnego kata, mordercy, wiernego psa na posyłki. Bastian nigdy nie zaznałby takiego cierpienia, nie dostałby Mors na przechowanie, analogicznie do tego nie stałby się wszystkim, czego w sobie nienawidził.
Ale nigdy również nie poznałby Marii.
Ich pierwsze spotkanie przewija się w jego głowie za każdym razem, gdy ulega wspomnieniom; gdy pozwala sobie za ich pomocą czuć.
I niszczyć go raz, po raz.
I jeszcze raz.
I następny.
Pomarańczowe świece. Zapach przesłodzonego wina i pieczonego, tłustego mięsa. Zimno rozwiewające jego włosy. Ciemność, w której stał i przyglądał się ludziom. Biały obrus zsuwający się z zastawionego suto stołu. Bręk rozbijanych naczyń. Salwy śmiechów rozgrzewające nocną salę. A pośród chaosu, który doglądał, pojawił się głos:
– Kim jesteś?
Pierwsze pytanie doszło zza jego pleców, delikatnie ciche. Nie odwrócił się. Nawet nie zerknął przez ramię. Nie zamierzał spoufalać się z tutejszymi ludźmi. Był tu jedynie dodatkiem, zabezpieczeniem w razie problemów.
Osoba, a raczej kobieta, do której należał ten ciekawski głos, zniknęła po krótce. Zajął się dalszym przyglądaniem roześmianym ludziom i własnemu ojcu, próbując nie myśleć o niczym, ale kobieta wróciła, tym razem ośmielając się stanąć obok, a nie za nim.
– Nie jesteś zbytnio rozmowny, mam rację?
Nadal pozostawał w swojej kamiennej pozie. Nogi rozstawione bojowo, ramiona skrzyżowane, surowy wyraz twarzy i zimne oczy wbite przed siebie – prawdziwy Dziedzic Ciemności we własnej osobie. Brakowało jedynie jego cieni, ale znał zasady. Jedynie w ostateczności.
Mógł teoretycznie zaliczyć to spotkanie do ostatecznych, zagrażających jego misji, ponieważ natarczywa kobieta była jedną z nielicznych osób, której nie odstraszała jego niebezpieczna obojętność.
– Mogę kazać cię skazać na śmierć, za takie otwarte znieważanie mojej osoby – ciągnęła kobieta, nie dając mu spokoju. Stanęła na tyle blisko, że kątem oka widział jej rude włosy i fiolet sukni. – To widowisko z pewnością przyciągnie tłumy i może twoje uwagę, kiedy wydam za moment wyrok na twoje marne życie.
W Bastianie coś przeskoczyło, jakby dopasowało się na swoje miejsce. Zamrugał, zaintrygowany śmiałością kobiety i przekrzywił głowę. W momencie, w którym skrzyżował z nią spojrzenia, coś go uderzyło. Wiele razy później starał się określić co poczuł w tamtym momencie, ale w jego pamięci istniała luka pomiędzy wpatrywaniem się w ojca, a zawiązaniem z nią pierwszego kontaktu wzrokowego. To tak, jakby wymazano mu z pamięci jeden oddech. I może tak było. Może ona zabrała mu oddech i sprawiła, że o mały włos się nie uśmiechnął.
– Nie powinnaś ze mną rozmawiać, księżniczko – zauważył, przekrzywiając głowę.
Maria ukryła uśmiech za szkłem trunku. Uniosła brwi i jako pierwsza przerwała ich kontakt wzrokowy. Bastian w dalszym ciągu wpatrywał się w jej profil. Dalej zafascynowany. Dalej ciągnięty do ciekawego przypadku tej kobiety.
– Cóż, nie lubię, gdy mówi mi się co mam robić, kimkolwiek jesteś.
To już po tych słowach przepadł bez końca.
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantastikCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...