★★★

88 9 2
                                    

Słońce oświetlało czarne prześcieradło, które Vanessa zamierzała zmienić na jakiś bardziej żywy, weselszy kolor. Może złoty? A może niebieski? Albo zielony? Ewentualnie jakiś wzór w kwiaty? W każdym razie dostała zielone światło na jakiekolwiek zmiany, ale i tak chciała się jeszcze zapytać właściciela owego pokoju, co o tym myśli. Na razie jednak zajęta była czym innym.

Małą, białą linią na jego kości biodrowej.

– Nie widziałam nigdy u ciebie tej blizny – wyznała, przejeżdżając palcem po lekko wypukłej, zagojonej ranie. Mężczyzna przyzwyczajony do jej dotyku, nie drgnął, ale jego skórę pokrywały dreszcze, gdy rysowała gwiazdy wokół blizny. – Myślałam, że te na plecach są jedynymi.

Bastian wzruszył delikatnie ramionami, a Vanessa leżąca policzkiem na jego brzuchu, przymknęła powieki przez rażące złote promienie słońca.

– Może dlatego, że nigdy nie leżałaś tak długo obok mnie, gdy jedynie co miałem na sobie to spodnie od piżamy.

Zachichotała. Miał rację. Dopiero przywyczajała się do ich wspólnych nocy, nie mówiąc już o porankach. To one okazały się nieprzewidywalne, ale coraz mniej zawstydzające.

– Słuszny wniosek – zauważyła, przejeżdżając ostatni raz delikatnie po zagojonej ranie. Przetransportowała się wyżej, w jego ramiona, opierając podbródek na złączonych dłoniach, które następnie ulokował na jego torsie. Bastian otoczył ją ramieniem, uśmiechając się delikatnie. – Są z jakiejś wojny, staruszku? – zapytała, żartując z jego wieku.

Bastian prychnął i odgarniając jej kosmyk włosów za ucho, odbił piłeczkę:

– Bardzo śmieszne, młoda damo.

Jeszcze tylko przez chwilę bawił się jej włosami, a potem przerwał. Coś w jego oczach się zmieniło, gdy minimalnie zesztywniał, a jego serce przyspieszyło przy cichym wyznaniu:

– Są z jakiejś bitwy, ale nie pamiętam z jakiej. Przeciwnik zaszedł mnie od tyłu, a gdy się odwróciłem, gotowy go zabić, zaatakował. Mam też kilka na udach, z innych pojedynków, zanim przestałem brać w nich udział, bo wiesz już, że nie byłem wtedy sobą, tylko kimś innym. Kierowałem się... – przerwał, zanim wyznał jej: – Śmiercią. Teraz już nie. Teraz kieruję się czym innym.

Vanessa wtuliła się w niego mocniej, próbując rozpuścić lód, który zajął jego wnętrze na poruszenie tych wspomnień. Wyraźnie go poczuła. Po tej drugiej stronie ich Gwiazd.

Przechyliła głowę, uśmiechając się szeroko.

– Niech zgadnę, a teraz kierujesz się sercem?

– Dokładnie tak.

Uśmiechnął się, przyciskając ją do siebie mocniej.

Vanessa wsłuchiwała się w miarowe bicie jego serca przez kilka chwil, aż uniosła ponownie głowę, stykając się z jego spojrzeniem.

– Przepraszam, jeśli cię zasmuciłam.

– Nie, Ness. Nie zasmuciłaś. Odkąd cię poznałem, w moim życiu jest więcej szczęścia, niż na to zasługuję – wyznał, a w następnej sekundzie złożył czuły, delikatny pocałunek na jej czole, a następnie wargach.

Zetknięcie się ich ust trwało raptem sekundy.

A ona już była głodna czegoś więcej. To mrowiące uczucie w brzuchu dało o sobie znać. Vanessa nie mogła pozwolić sobie na pozostanie nienajedzoną.

W końcu należało jej się śniadanie, prawda?

Jej serce zabiło żywiej, gdy odkleiła się od mężczyzny, a następnie usiadła na nim okrakiem, opierając dłonie na torsie. Bastian trzymał ją mocno w tali, wpatrując się w nią z niemym pytaniem. Z rozchylonymi wargami, kusił ją samym swoim potarganym przez sen wyglądem, a te zaciskające się dłonie na jej koszuli nocnej, na marne próbowały utrzymać ją przy trzeźwym myśleniu.

Powietrze skrzyło się między tą dwójką,  wpatrywali się na zmianę to w swoje oczy, to w wargi, próbując podjąć decyzję, którą ostatecznie jako pierwsza ziściła Vanessa.

Zaatakowała żarłocznie jego usta.

Płynny żar rozlał się w dół jej kręgosłupa, gdy przetransportował dłonie na jej plecy. Pomruk aprobaty wydostał się z gardła Bastiana, na ugryzienie jego dolnej wargi przez Vanessę. Łaskoczący, wręcz musujący prąd wrażeń, ugodził ją ponownie w brzuch, tym razem mocniej, bardziej, niżej. Przycisnęła się do czarnowłosego, zarzucając mu ręce na kark, a wtem on postanowił zmienić ich pozycję.

Napinające się żądzą ciało Vanessy zostało obrócone w powietrzu.

Dziewczyna pisnęła, przyciśnięta przez ciężkie, twarde, męskie ciało. Bastian przerwał pocałunek. Zaczerpnął powietrza i ciężko sapiąc, jednocześnie wbijając w nią całe nocne niebo swoich oczu, wyznał:

– Nigdy nie przestanę pragnąć budzić się obok ciebie. Jesteś moim porannym promieniem słońca. Moją nadzieją. Moim wszystkim.

Przypominał jej ich rozmowę, od której naprawdę wszystko się zmieniło, a Vanessa, już otwierała swoje usta, żeby odpowiedzieć, ale...

Coś ją odciągnęło w tył, szarpnęło w tunel gwiazd i nici i ciemności i...

Obudziła się, cała w rumieńcach, potarganych włosach i z pędzącym sercem.

Ciężko oddychając, zerknęła w wyuczonym nawyku w bok.

Pusto.

Pustka i w jej duszy dała o sobie znać.

Zdrajcy WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz