46.

89 13 14
                                    

Następne dni po sylwestrze były pełne powtórzeń i dodatkowej nauki. W końcu od następnego tygodnia zaczynają się egzaminy. Ale to nie zmieniło faktu, że tak czy siak w czwartek musiałem zajść do dyrektora. To też zrobiłem.

- W końcu - usłyszałem jego głos.

Rozejrzałem się po gabinecie i zobaczyłem mężczyznę stojącego za drzwiami. Na jego lewej ręce znajdował się gibs co sprawiło, że od razu zacząłem się śmiać.

Czemu to tak komicznie wygląda?

- Musisz? - westchnął zmęczony, najpewniej moim zachowaniem.

-Muszę. Nawet nie wiesz od jak dawna chciałem to zrobić - wskazałem na ranną rękę - Z resztą nie tylko to.

- Super. Możemy przejść do głównego tematu naszego spotkania? - westchnął siadając za swoim biurkiem. - Siadaj.

Zająłem od razu miejsce na przeciwko mężczyzny, kładąc nogi na fotelu i opierając się na kolanie.

- To co chcesz?

- W sobotę jest bal dla bogaczy. Na przedmieściach, tu masz adres - podał mi mały notatnik - I inne ważne informacje.

On myśli, że to przeczytam? Ha dobry żart.

- Jak na przykład co? - zabrałem notesik.

- Będziesz kelnerem. Tam masz napisane wszystko co masz zrobić, i czego masz się dowiedzieć. Vanessa wraz ze swoją matką przychodzą jako goście. Mają zaproszenia jakby cie to ciekawiło. Tylko tobie i paru innym ludziom musiałem załatwić parę rzeczy.

Czyli przynajmniej nie będę tam sam.

- Mhm. Dobra - wrzuciłem do torby trzymany w ręce przedmiot - Czemu mój brat zajebał ci kość w ręce?

- Nie rozpoznał mnie. Ale twój wuj powiedział przez przypadek, że ja to ja. Wtedy ten zaczął drzeć mordę, że to przeze mnie nie żyje jego brat i ojciec.

Jak zwykle milutki.

- Czekaj - zmarszczyłem brwi - On myśli, że nie żyjemy?

-Jak każdy. Dosłownie twój wuj zrobił w chuja każdą osobę na tym świecie. Ja też nie wiedziałem, jak złożyłeś papiery do szkoły o stypendium byłem zdziowny, że ktoś się tak samo nazywa. Potem odbyła się nasza pierwsza rozmowa po tym jak już się dostałeś. I nie mogłem uwierzyć własnym oczom.

W tym momencie nie rozumiałem jego słów. Nie miały one na mnie wielkiego wpływu. Nie były czymś ważnym. Były po prostu słowami, które wleciały i wyleciały.

-Nie ględź bez sensu - machnąłem ręką - Po co jechałeś do wuja?

- W twojej sprawie. - od razu na jego słowa uniosłem brew - Kiedy usłyszał cię wtedy w telefonie kazał mi przyjechać w sylwestra.

- I co? Co dalej.

Nie moja wina, że jestem ciekawski. Po prostu muszę wiedzieć co się stało. Od tego zależy moje życie.

- Zagroził mi śmiercią - zaczął a ja się zaśmiałem. Ten od razu spojrzał na mnie zły - Masz coś do dodania?

Że nienawiść do rudego jest chyba rzeczą rodzinną. Tylko ojciec jakoś nie potrafi długo wytrzymać.

- Nie, nie. Kontynuuj - machnąłem ręka po czym zasłoniłem sobie nią usta.

Nie mogę się śmiać. Nie ważne jak bardzo bym chciał.

- No tak. To zagroził mi, że jak powiem komukolwiek, że jego siostrzeniec żyje to mnie zbije. Ponieważ nikt nie wie, a on zrobił wszystko aby nikt o was nie wiedział. Abyście mogli żyć w spokoju, przez co jest jeszcze bardziej zły, że do nas dołączyłeś. Bo znów dla niego pracujesz.

ILUZJA -BXB-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz