Epilog

95 11 32
                                    

Z niedowierzaniem wpatrywałem się w papiery, które trzymałem w ręku. Powoli przeniosłem swój wzrok na mężczyznę siedzącego za biurkiem, który tylko czekał aż skończę czytać.

- Martwy - usłyszałem, kiedy zamknąłem oczy a wokół mnie była ciemność. - Mikael Rozsa nie żyje. Umarł w wyniku obrażeń zadanych w głowę.

Nie żyje. Cóż za abstrakcyjne słowa. Nigdy nie spodziewałem się ich usłyszeć. Nie w takim kontekście.

- Emanuel Basser, też nie żyje. Po śmierci swojego chłopaka zastrzelił się - dodał poważnie.

Drugi też nie żyje... Czyli tak wygląda koniec? Tak wygląda śmierć? Tak wygląda utrata wszystkiego. Kiedy dwóch ukochanych umiera? Jeden starając się chronić drugiego, a drugi tęskniąc za pierwszym. To tak wygląda miłość. Cóż za durne uczucie. Aby poświęcić całe swoje życie dla drugiej osoby?

Ale durne.

Ale pytanie czemu nie znaleźli ciał? Jakby w ogóle ich nie było... Znaleźli tylko proch po tym pierwszym, a po drugim? Po prostu poinformowali rodzinę... Ale ciała im nie pokazali.

Dziwne...

- Jak się z tym czujecie? - usłyszałem inny bardziej przyjemny dla ucha głos.

Sprawiło to, że otworzyłem oczy a jasność mnie oślepia.

Ah nie cierpię tego. Za jasno. Było o wiele lepiej kiedy otaczała mnie ciemność. A tak... I tak nic nie widzę jak razi mnie światło.

Durne.

Po chwili mój wzrok przyzwyczaił się do jasności, i widziałem zarys postaci. A następnie je całe, w miarę wyraźnie.

- Chyba dobrze - odparłem cicho. - Zawsze mogło być gorzej.

Oczywiście, że mogło być gorzej. Mogłem nie żyć. Ah nie czekaj. Ja nie żyje. Mikael nie żyje. Umarł. Chyba jednak nie miał tak silnej głowy aby, ta mogła tyle razy uderzyć w beton.

- Naprawdę się sam zabiłem? - usłyszałem głos Emanuela - Żenada. Było tyle innych wyborów, a wybraliście ten najbardziej prawdopodobny? Chamstwo.

Przeniosłem na niego wzok. Chłopak wyglądał inaczej niż kiedy umarliśmy. Jego włosy były czarno czerwone, a na środku ust miał czarny kolczyk.

Najbardziej prawdopodobny? Ah no tak. Przecież już kiedyś tego próbował. Śmierć jego chłopaka tylko pogorszyła jego stan. Ah biedny Emanuel. Niech spoczywa w pokoju.

Albo i nie.

- Słuchaj sam mogłeś sobie wymyślić powód śmierci, ale wolałeś siedzieć przy swoim chłopaku, i chodzić z nim na rehabilitację - wysyczał Rafael na co cicho się zaśmiałem - Ty się nie śmiej po tym co zrobiłeś. Serce stanęło ci na minutę. Minutę! - wydarł się przeczesując włosy. - Myśleliśmy, że to już koniec.

Na jego słowa usłyszałem śmiech Terbi, która akurat zeszła po schodach do piwnicy.

Może i to prawda. Może i nie powinienem się śmiać. Ale ta sytuacja jest zwyczajnie komiczna. W końcu powinniśmy nie żyć. JA powinienem nie żyć.

Durne.

Jakimś cudem mnie odratowali. A nawet jak stanęło mi serce, i już zapisywali godzinę zgodnu. Ponownie odżyłem. Po prostu... Nie mogłem zostawić tego chłopaka.

- Daj mu spokój. Już ja zrobiłam mu wystarczająco długie kazanie, że jest nie odpowiedzialny. - położyła rękę na moich włosach, i je poczochrała. - Z resztą biedak teraz musi nosić okulary przez uraz głowy, już dużo wycierpiał. - dodała.  - Spójrz na niego jaki smutny jest.

ILUZJA -BXB-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz