52.

63 12 9
                                    

W tą sobotę niestety nie mogłem pojechać do Emanuela, by pomóc mu z mieszkaniem. A czemu? Odpowiedź jest prosta, po coś mam tą pracę. Co za tym idzie, od rana do piętnastej organizowałem ludzi do jednej z akcji. I sam jej plan. Zaraz po tym zająłem się ludźmi od medi, i tym co powinni wrzucać. Nie była to praca marzeń ale lepsze to niż mordowanie ludzi. O wiele leprze.

Mówiąc o ludziach i krzywdach na nich.

- Raz Mikael! Raz! Proszę cię - zamknął mojego laptopa Paulo - Raz.

- Eee nie ma mowy. Nie wejdę do tego pomieszczenia drugi raz. - prychnąłem - Nie nadaje się do tego. Wolę pracę za biurkiem. Jest spokojna.

Chuja nie spokojna, wręcz nurząca i sprawiając, że człowiek chce spać.

-No za biurkiem w jakiejś starej śmierdzącej kanciapie, bo nie było w budynku innego pokoju - zaśmiał się sucho - Dawaj Mikael. Zrób to.

Lepsza kanciapa niż piwnica.

- Nie. Jak ty byś był przywiązany do krzesła to jestem pierwszą osobą w kolejce, by coś ci zrobić. Ale tamci? Nie za bardzo mnie coś takiego kręci. Z resztą po co ja? Jest tyle innych osób. Niczym się od nich nie różnie.

- Nie aleeee

- No widzisz! Nie to nie. Mam tu siedzieć jeszcze przez godzinę. Dokończę to co robię i spadam. Bez robienia komukolwiek krzywdy.

- No weź - usiadł na krześle, które prawie rozpadło się pod jego ciężarem - Ja pierdole co jest - wstał z niego - Trzeba ci chyba załatwić tu inne.

Co ty nie powiesz geniuszu?

- Każdy inny kto na nim siedział nie narzekał. Może po prostu jesteś tak gruby, że nawet ono nie wytrzymuje - prychnąłem otwierając ponownie laptopa.

-Czyli nie chcesz iść?

- Nie.

- Kiedyś byłeś bardziej zabawny.

- Ty byłeś lepszy do czasu, aż nie stwierdziłeś, że zrobienie z ramienia mojego ojca kiełbasy na grilla będzie zabawne.

- Nie stwierdziłem tak. Wyjaśniłem z nim wszystko. Nie mówił ci?

- Myślisz, że wierzę w te brednie? A nawet jeśli są prawdą. Masz własny mózg. To, że nie potrafisz go używać to już inny temat.

- Nie chciałem tego. Kocham Hashe. Kocham go bardziej niż cokolwiek w moim życiu.

- Mhm. I zostawiłeś go dla pracy - zaśmiałem się przenosząc wzrok na ekran laptopa - Fajnie go kochasz.

- Co mam niby zrobić abyś mi w to uwierzył? - ponownie zamknął mi laptopa.

Ja mu zaraz morde zamknę jak to znów zrobi. Cholerny śmieć. Idź walnij fikołka z balkonu. Emanuel ma taki fajny balkon, dopóki nie zamątujemy siatki możesz tam go walnąć. Nikt ci nie zabrania. Ja ci nawet brawo będę bić ty farbowany padalcu.

- Zabij się - prychnąłem zły.

Ten cofnął się niepewnie.

- Jak będę martwy to nagle mi uwierzysz? - dopytał cicho.

- Nie. Nie uwierzę ci. Nic na tym świecie nie sprawi, że ci uwierzę. Wiesz czemu? Możesz sobie być biednym nieszczęśliwe zakochanym, możesz być dla mnie miły ile chcesz, nawet możesz kibicować mi i Emanuelowi. Co to zmieni? Nic. A wiesz czemu? Bo mój ojciec chciał się przez ciebie zabić. Osoba, którą kocham ponad własne życie chciała odebrać sobie swoje. Przez co? Przez głupią miłość, która skrzywdziła go najbardziej jak mogła. I wiesz co? Nawet jak ci wybaczy. Co to zmieni? Wciąż będziesz toksycznym chujem. Nie tylko przez tą farbę na włosach, a przez samo twoje zachowanie. Nie ważne co zrobisz. Nie ważne jak bardzo będziesz próbował mnie przekonać. Nie zmienię zdania. Zawsze będziesz toksycznym śmieciem. Tyle mam do powiedzenia. Możesz iść - wskazałem na drzwi kończąc swoją wypowiedź.

ILUZJA -BXB-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz