39.

97 8 0
                                    

Minął tydzień. Grudzień i przygotowania do balu rozpoczęły się z pełną mocą. Tak bardzo, że nie miałem czasu myśleć o ostatniej sobocie. Ponieważ bądźmy szczerzy była to dla mnie już sobota a nie piątek.

Ponownie jest sobota, a ja właśnie wracam z korepetycji. Emanuela nie było w domu, a Anthony nic nie mówił. Nic się wielkiego nie działo przez ten tydzień. Co prawda dziś to ja mam wymierzyć karę mężczyźnie. Jako ostatni. Z tego co wiem Mei wymierzała w czwartek. W piątek za to było widać gigantyczną radość na jej twarzy. Szczęście nie do opisania.

A z tych dziwniejszych rzeczy. Dyrektor nie oberwał. Ani razu. Jako jedyny nie skrzywdził w ten sposób żadnej dziewczyny ani chłopaka. Willhelm za to miał obitą twarz. Złamaną rękę, i nogę. Pewnie też trochę więcej. Ale po wtorku wziął zwolnienie. Co za tym idzie mógł skończyć jeszcze gorzej. Nawet nie wiem czy ma mnie to bawić czy nie.

Ja sam dokładnie wiem co chcę zrobić. I też jak znalazłem się w umówionym budynku od razu zakomunikowałem to. Staruch był już mocno poobijany I do tego nie miał dwóch palców w prawej ręce. Środkowego i serdecznego. No cóż. Ewidentnie trafił na mściwy skład.

- Jesteś pewien, że akurat to chcesz zrobić? - usłyszałem pytanie jakiegoś chłopaka.

On to będzie wykonywał. Ja sobie na to popatrzę.

- Brzydzisz się? - spytałem marszcząc brwi - Mogę sam to zrobić, nic nowego - dodałem.

Nie powiedział bym tego normalnie, jednak... Nie są to normalne warunki.

- Niezły jesteś co? - zaśmiał się mężczyzna poprawiając maskę - podobno ty to wszystko ogarnąłeś co? Dlaczego jesteś tak ważny? Hm?

- Chcesz się przekonać na własnej skórze? No chyba nie.

Powiedziałem następnie chłopakowi gdzie ma wyciąć rany. Na biodrach. Po dwóch stronach. Dwie długie linie proste.

Kiedy chłopak ściągał mężczyźnie koszule zauważyłem, że ktoś kazał naznaczyć go liczbami pod sercem. Była to wczorajsza data. Wypieczona.

Uhh to musiało boleć.

Usiadłem na krześle patrząc jak chłopak przywiązuje tego starucha. Następnie wykonuje cięcia.

- Zbyt płytkie - mruknąłem słysząc stłumione przez sznur krzyki mężczyzny.

Chodź i tak był dość głośny. Żadna szmatka czy sznur nie zagłuszą nikogo w stu procentach. Albo chodzisz w połowie. To po prostu żeby nie mówił i nie przegryzł sobie języka.

- Modły psychol? Nieźle

Nie, to po prostu rodzinne.

- Radzę ci robić to co mówię - skinąłem patrząc na niego.

Geny mówią same za siebie. Tego nie da się zmienić. Mogę mówić ile chce. Mogę być obrzydzony ile chcę. Ale jestem mściwy. I jestem okrutny. Teraz nie mam zamiaru się z tym kryć.

Chłopak wykonał moje polecenie.

Godzinę, cholerną godzinę siedziałem i wpatrywałem, jak chłopak zalewa rany roztworem wody z solą. W pewnym momencie tej godziny, dokładnie to podczas ostatnich dziesięciu minut. Nie wytrzymałem i sam musiałem to zrobić. Pogłębiając przy tym jego rany. I tworząc jedną na lewym ramieniu.

Kiedy wyszedłem z sali aby umyć ręce z krwi, tym samym kończąc tortury na mężczyźnie od razu przywitał mnie dyrektor.

Jeszcze jego mi tu brakowało.

- I jak tam Mikaelu? - spytał z uśmiechem.

Idź stąd farbowany rudzielcu.

- Pan się nie załapał na to? Aż takie dobre ma Pan serce? - zaśmiałem się sucho otwierając drzwi łokciem.

ILUZJA -BXB-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz