(Rozdział nie sprawdzony)
Zamknęłem drzwi, czułem się jakby przejechała mnie ciężarówka.
Przekroczywszy próg mieszkania dostrzegłem jedynie ciemność, dopiero po chwili skojarzyłem fakty.
Ursula pojechała z Molly do dziadków.
Ruszyłem wolnym krokiem w stronę kuchni, po zjedzeniu kanapek wziąłem prysznic. Kiedy wszedłem do swojego pokoju, dostrzegłem w oknie siedzącą jakąś postać owietlaną blaskiem księżyca. Pierwsze co przyszło i do głowy to to, że to musi być złodziej. Jednak zamek wejciowy był nienaruszony. Automatycznie chciałem wyjąć pistolet, jednak byłem tylko w dolnej częci piżamy. Pistolet został w toalecie razem z ubraniem. Byłem policjantem, nie jednego wpakowałem za kraty to logiczne, że mam wrogów żądnych zemsty.
Zrobiłem krok do tyłu z zamiarem pójcia po broń i zadzwonienia po wsparcie. Jednak gdy postawiłem drugą stopę podłoga zaskrzypiała, niemożliwe było żeby on tego nie usłyszał w tej głuchej ciszy.
Jednak przybysz nie poruszył się nawet o milimetr. Lekko zszokowany zatrzymałem się i zmarszczyłem brwi. Koleś jest głuchy czy co?
Nagle włamywacz strasznie powoli zaczęła się obracać w prawą stronę. Moim oczom ukazała się twarz kobiety o czarnych włosach oraz masą dziwnych tatuaży niczym macki zdobiących kości policzkowe i szyję. Uśmiechnęła się do mnie serdecznie, brązowe oczy i źrenice które zasłaniają prawie całe tęczówki.
-nie martw się wampirku nie okradne cię, nie jestem człowiekiem, śmiało biegnij po pistolet.
-czego chcesz? Szukasz zemsty? Czy uciekłaś z psychiatryka? A może coś brałaś?- brała coś na pewno.
-niczego nie szukam. Ale mam coś co cię zainteresuje.
-co masz na myśli?
-za dwa dni w trakcie powrotu twojej rodziny z wycieczki ich dusze pochłonie śmierć spowodowana wypadkiem. O ile wypatkiem można nazwać kulkę w łep.- powiedziała wlepiając we mnie te dziwne oczy.
-dlaczego mam ci wierzyć?
-a dlaczego by nie?- wzruszyła ramionami, uniosłem prawą brew.- kojarzysz pewnego alfąsa, tego z któremu dopiero pół roku temu podwinęła się noga?
Wiedziałem o kim mówi, urzerałem się z tym chujem pieprzone siedem lat, nie pozwolę mu szybko wyjść na wolność. Rzuciłem się wampirzym tempem po pistolet. Przystawiłem dziewczynie lufę pistoletu do głowy.
-gadaj albo dostaniesz parę kulek.- syczę w jej stronę obnażając kły. Tatgała mną wściekłość nie pozwolę by jakiś chuj skrzywdził dwie najważniejsze osoby w moim życiu.
-przecież przyszłam do Ciebie z propozycją. Więc tak musisz wybrać kto zginie. Mósisz podjąć decyzję.- uśmiechnęła sie do mnie ukazując lekko wydłużone kły.
Wilczyca. Nie miałem nic do wilków, lecz ta ich nowa odmiana była niepokojąca. Nazywają ich wysłannikami ciemności i demonami, choć niektórzy wolą potępionych.-masz do wyboru- brązowooka wstaje wymuszając na mnie cofnięcie się.- dobrą decyzję.- nagle twarz dziewczyny informuje się. W ułamku sekundy przed sobą widzę niską,delikatną blondynkę o jasnej karnacji, błękitnych oczach oraz białych, masywnych skrzydłach.- lub złą decyzję.- postać przede mną przybiera poprzednią wersję.
-mów!-szczerze kły w jej kierunku, ta istota coraz bardziej mnie niepokoi.
-możesz zostać tu, albo pojechać do nich. Niestety druga opcja może cię zniszczyć.- nie do końca rozumiem o co jej chodzi, ale nawet jeśli to mnie wtedy zastrzelą. Pojadę tam tylko żeby one przeżyły.
-skąd mam pewność, że nie kłamiesz?
-po co? Ryzykuję bo chcę dać ci wybór, pomóc.
-od kiedy wy pomagacie z dobrej woli?
-a kto tak twierdzi?- skierowała na mnie swe psychiczne spojrzenie.
Poczułem dziwny niepokój, poczułem się nagle zagrożony. Pociągnąłem za spust. Pistolet wydał z siebie dźwięk jednak nie wystrzału, magazynek był pusty. Mój wzrok automatycznie powędrował na pistolet, kiedy powróciłem na okno jej już nie było.
Zostało tylko otwarte okno,
I naboje na parapecie.*~*~*
Byłem właśnie w drodzę do dziadków Molly. To logiczne, że jeśli od tego zależy ich życie. To nie znaczy, że uważałem iż to nie jest pułapka.
Jednak wiem tylko to co powiedzał mi demon, i to jeszcze bez szczegółów. Do celu zostały mi już tylko dwie mile.
Stałem na czerwonym, przez pasy przelewał się tłum. I wtedy to się stało, poczułem gwałtowne pchnięcie.
Auto z impetem wyjechało na pszejście. Na nieszczęście trafiło, trafiło w kobietę z wózkiem. Jak z pod wody usłyszałem przerażający krzyk.
Po chwili dotarło do mnie co się dzieję, chciałem wyjść z auta, drzwi były wgniecione, drugie też.-kurwa!- uderzyłem ręką w kierownicę. Przez szybę widziałem ludzi gromadzących się przy potrąconych.
Wssystko dociera do mnie z opóźnieniem, krzyki, paniczne rozmowy i odgłosy ulicy. Być może gdybaym był człowiekiem nie przeżyłbym.
Ostatecznie wychodzę przez otwarte okno, udaję ból nogi i kuśtykam. Patrzę na zmiażdżony przez tira tył samochodu. Wygląd auta można było porównać do zgniecionej puszki.
Nie tracąc czasu ,,podbiegłem'' do potrąconych, w głowie mi chuczało jednak miałem nadzieję, że przeżyli.
Mogłbym nie udawa przecież wiedzą, że istniejemy jednak reagują na nas mało przychylnie.Przeciskam się pomiędzy zgromadzonymi i widzę nieprzytomną kobietę reanimowaną przez jakiegoś faceta i jakąś inną kobietą pochyloną nad małym zawiniątkiem, coś szeptała.
W oddali słyszę karetkę. Czuję krew, moje kły mimowolnie się wydłużają. Skupiam całą swoją uwagę na walce z pragnieniem. To nie tak, że za każdym razem gdy poczuję tą słodką woń, kły mam do ziemi a piana leci mi z ust. To zawsze przychodzi nagle, lecz nie zawsze, może to zależy od wieku, może od grupy krwi.
Przede mną biegnie ratownik, doskakuję do kobiety i przejmuje jej reanimację. Mimo, że oglądałem to wszystko, nic do mnie nie docierało.
I wtedy zobaczyłem,
stała tam, na przejściu i uśmiechała się do mnie. Drobna blądynka z masywnymi śnieżnymi skrzydłami.
Kiedy nasze oczy się spotkały, wyjęła coś zza pleców. Kij? I rozpłynęła się.-nie żyją.- westchnął ciężko ratownik.
--------------------------------------------------
Witam wszystkich czytelników, ta opowieść to coś w rodzaju drugiej części ,,Nie Patrz Jej W Oczy''. Jednak nie trzeba jej czytać. Za wszystkie podobieństwa przepraszam, pomysł na tę opowieść miałam już dawno.
CZYTASZ
Mów mi śmierć
WerewolfUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.