(Rozdział nie sprawdzony)
Chodzę po chodnikach miasta i nikt nie patrzy na mnie jak zwykle, jak na demona. Ciekawskie ludzie oczy tylko trochę dłużej zatrzymują się na mnie. Nie wiedzieć czemu cieszy mnie to, cieszę się bo jestem niewidzialna. Nie, bo wyglądam normalnie i nikomu nie zapadne w pamięć. Nikt nie zapamięta zwykłej twarzy w zwykłym tłumie.
Teraz nie wydaje mi się dziwne to, że jestem zawsze do tyłu z produkcją. Mimus to chyba fakt, że przybrałam wagi, już nie wyglądam jak anorektyk ze skrzydłami. Zmierzam do tego nieszczęsnego centrum handlowego.
Dziwne jest być niewidocznym pośród reszty.°~°~°
-Przyjechał!
-To on.
-Ale on przystojny.
W stołówce rozchodzą się ,,szepty'' podekscytowania. Kurwa wilk jak wilk, czym tu się zachwycać? Chyba nigdy nie znajdę powodu zachwytu ideałami świata. No rozumiem, że następca i tak dalej, no ale co z tego? Przyszedł tu z własnym celem i prawdopodobnieństwo, że mieścisz się w zakresie jego zainteresowania jest zbyt niskie żeby zwracać na niego uwagę.
Nie przerywając posiłku obserwowałam z rogu sali jak sytuacja się rozwinie. Na sale wkroczył dumnie ,,wielki zły wilk'' lub jak reszta dziewczyn uznała wielki przystojniak. Nie przyglądałam mu się zbytnio był blond klasykiem ze starych powieści dla młodzieży. Nawet jakbym chciała podziwiać majestatyczną postać przyszłego alfy szpilki wilczego dworku by mi go zasłoniły.
Pomrugałam jedynie sennie oczami na zaistniałą sytuację i wruciłam do jabłka z musztardą. W zasięgu mojego wzroku znalazł się Paul.
-Gapisz się jak sroka, która zobaczyła błyszczące gówno.- odwrócił wzrok od widocznie interesującej postaci księciunia.
-Szukam słabych punktów.- zmrurzył oczy przekazując, że mu przeszkadzam.
-Raczej nie zaatakuje cię skoro nie wyglądasz jak krzak. Więc po co?
-Na wszelki wypadek. Wilki o ile widziałem są dość narwane a ja mu się kłaniać nie będę.-całkiem zapomniałam o akademi powitalnej podczas, której trzeba uklęknąć i pochylić głowę na znak oddania i wierności zasadą, które nowy reprezentuję.
-To jest nas dwoje. Prędzej mu wydłube oko i połknę w całości niż się pokłonie.- machnęłam ręką bez ładu i składu żeby podkreślić swoje słowa, chyba gestykulowałam nieudolnie ale normalnie nie było mi to potrzebne, po co podkreślać emocje?
-Trzymam cię za słowo, chętnie zobaczę jednookiego alfę w trakcie przemowy.- po moim karku przeszedł dreszcz czyjegoś bardziej natarczywego niż zwykle wzroku.
-Patrzy na ciebie.- mruknął chłopak wciskając do ust jakieś czerwone warzywo.
-Widocznie moja koszula musi być ciekawsza niż twarz Soni.- wątpię żeby chodziło o naszą rozmowę, pewnie zachwyty są ciekawsze do słuchania od naszejpogawędki.
-Chyba nie podoba mu się, że ktoś ma go centralnie gdzieś.
-Nie został mi przydzielony pod opiekę, nie muszę się nim interesować. -oddech Uqne na moin karku przyspieszył, przez co trochę pary wodnej skropliło się na moim karku. Ktoś idzie w moim kierunku.
-Można wiedzieć o co chodzi?- nie odwróciłam się. Byłam pewna, że to Blaze.
-Przepraszam, że zakłócam posiłek ale czy mogłabyś wskazać mi sale w której ma sie odbyć przywitanie.- nie wiedzieć czemu jego osoba nagle skojarzyła mi się z dębowym blatem.
-Niestety muszę odmówić. Jednak na pewno znajdziesz drogę.- cała sala wstrzymała oddech.
-Może następnym razem.- i odszedł. Ale mnie kusiło żeby posłać w jego kierunku kulkę z moją krwią. Ciekawe do kogo najpierw żuciliby się uczniowie.
-Do było dziwne.- głos Paula przerwał grobową ciszę. Wszyscy to usłyszeli i wrócili do plotkowania.
-Co wyobrażałeś sobie, że rzuci mną o podłogę i krzyknie, że należy mu się szacunek.- położyłam się na stoliku odsówając talerz od twarzy.
-Spodziewałem się czegoś więcej niż wzruszenia ramion, chętnie zobaczyłbym jakąś bujkę.
-Ja też ale jutro w-f, może do tej pory się rozrusza.
°~°~°
Przeciskam się pomiędzy osobami idącymi na przywitanie. Dyrektorka powiedziała, że najlepiej będzie jak się tam nie pojawimy jeśli mamy coś wywinąć.
-Wszyscy uczniowie proszeni na salę główną.- krzyknęła pani od matematyki.- a ty gdzie Hughes?-chwyciła mnie za ramię. Czyli jej nie udało się zmylić.
-Pani dyrektor uznała, że demony nie mają obowiązku przebywać na akademi.- wyrecytowałam bez zająknięcia patrząc jej natarczywie w oczy.
-A to dziwne bo przed chwilą pani dyrektor kazała dopilnować aby wszyscy uczniowie tej placówki znaleźli się na sali. Więc ty też idziesz a poza tym teraz nie przypominasz demona.- zacisnęła swoją zimną rękę na moim nadgarstku.
Na twoją prośbę pozbawie szkołę szans na wyróżnienie. Pani popychała mnie do przodu niczym więźnia idącego na ścięcie. Chyba odwiedzę ją niedługo z drewnianymi pociskami. Nie chce mi się jej zabijać, tylko trochę powkurzać, chyba zniszczenie ścian wystarczy.
Przepchnęła mnie na sam początek, tylko jeden rząd dzielił mnie od podestu. Rozejrzałam się po sali, nigdzie nie widziałam ,,P''. Tyle dobrze, wampirzyca stała pod najbliższą ścianą dopóki ni zamknięto drzwi, wtedy udała się do reszty nauczycieli.
Podążyłam za nią wzrokiem przez co natrafiłam na wzrok dyrektorki. Jej usta ułożyły się w błagalną prośbę w ślad z oczami. Wzruszyłam ramionami a ona weszła na podest.
-Witam wszystkich na uroczystym przywitaniu...- no i tu przestałam uważać.
Uroczystość ciągnęła się w najlepsze a ja szukałam sobie osoby znajdujących się w tej sali, która niedługo umrze. Głos został przekazany blatowi, czyli jeszcze tak pół godziny. Wtedy poczułam rzensę pod powieką, więc zaczęłam dłubać w oku. W trakcie mojej czynności tłum nagle stał się o połowę niższy, wszyscy upadli na kolana niczym walący się mur.
A ja stałam z palcem w prawym oku, nikt nie ważył się podnieść głowy mimo, że wszyscy wiedzieli iż ktoś się nie skłonił, plotki dość szybko się rozchodzą świadczył o tym jeden wielki szmer. Potomny alfy spojrzał na mnie z wyższością.
Pokazać mu środkowy palec? Teraz jest to zbyt wulgarne, jeszcze nie zrobił nic co określało go mianem przysłowiowego dupka. Wzruszyłam ramionami, przepchnęłam się na tył sali i wyszłam.

CZYTASZ
Mów mi śmierć
WerewolfUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.