27

558 37 0
                                    

(Rozdział nie sprawdzony)

Darknes

Dziś wypada dzień olimpiady sportowej a konkretnie piątej edycji.  Cały dzień będę przyglądać się jak ludzie starają się wygrać zawody, których zwycięzca dostaje nagrodę pieniężną, która według założeń ma pokryć najbliższe cztery lata egzystowania na tym świecie.

Czy organizacjia tego miała jakiś sens? Na pewno skoro zapewniała rozrywkę demonom jak i ludzią, którzy oglądali podobne widowisko w wykonaniu wysłanników ciemności.

Jednak fakt, że muszę siedzieć w najwyższym punkcie stadionu na widoku uważam za bezsensoeny. Skoro i tak na widowni siedzi cały sztab demonów gotowy obezwładnić potencjalne zagrożenie nie podnosząc tyłka to po co jeszcze ja?

Jednak nie zamierzam i tak robić czegoś po za czytaniem raportów z granic. Kiedy oficjalnie postanowiłam sprawować opiekę nad demonami moje życie strasznie zwolniło. Od rana decyzję poprzedzane raportami oraz moje ulubione zajęcie, uczenie młodszych. Zero mordu czy innych skoków adrenaliny.

Obecnie nie znalazłam u moich podwładnych starszej ode mnie osoby a piędziesiątka mi jeszcze nie stuknęła. Mimo swojego wieku i tak przypominam dzieciaka o szarej skórze i fioletowych oczach, nie ukrywałam za bardzo swojego wyglądu jednak żadko kiedy moje włosy przybierają oryginalną długość.

Spanie w gabinecie było średnio rozsądnym rozwiązaniem jednak po za mrowieniem w prawej ręce nie odzczułam skutków tego posunięcia. Wychodząc przed główną posiadłość i widzę przed sobą prawie osiedle podownych budowli, całe miejsce sprawiało wrażenie bardzo stabilnego i trwałego. To miejsce było chronione Szarym kamiennym murem i wyposażone w pare skleków, instytucji i parków, coś w rodzaju pełnoprawnej dzielnicy.

-Alfo! Wszystko jest już gotowe na dzisiejszą uroczystość.- Przede mną pojawia się mój główny doradca, kiedyś nazywany głównym betą, o wyglądzie leśnego elfa.

-Zgodnie z ustaleniami jakąś godzinę przed czasem.- zerkam na jeszcze ledwo wychylało się znad drzew.- A poza tym Simonie tytułowanie mnie alfą stało się nie modne piętnaście lat temu.

-Wiem Darknes, ale starych nawyków ciężko się wyzbyć.- zerka na notes w którym jak zwykle ma uwieczniony spis zadań.

-Jakoś nawyku nazywania mnie wkurwiającą małolatą się wyzbyłeś.- zerkam na niego z półuśmiechem.

-To było dawno i szczerze nie raz cię za to przeprosiłem, jesteś strasznie pamiętliwa.- jego speszona twarz jak zwykle pokryła się rumięcem.

-Wiesz dziwne by było żeby zapomnieć jak ktoś postanowi ci pomachać sztyletem określającym umiejętność użytkownika przed twarzą.

-I tak już nie należy do mnie, oddałem go synowi żeby wykazał choć minimalne zainteresowanie białą bronią. Zaiste ta wyjątkowa broń leży gdzieś w szufladzie.- Simon westchnął. Pewnie dawniej gdyby ktoś zobaczył by tą scenę z daleka pewnie w życiu nie domyślił się, że nam już dawno stuknęła czterdziestka i nie jesteśmy z cyrku.

-Nigdy nie masz pewności przyjacielu. Jeśli spotkał Arie ta broń na pewno mu się przyda.

-Najpierw musiałby chociaż zamienić z nią chociaż słowo, a w tą możliwość śmiem powątpiewać.

-Nie ma pewności przecież wiesz, że jej krew jest śmiertelna nawet dla takich jak my a Aria postanowiła zagrać z wilkami w berka. Paul może mieć problem tylko dlatego, że jest demonem.

-Mało jaki wilk raczej będzie chciał go chociaż szturchnąć kijem od szczotki. O ile będzie się pilnować raczej przeżyje.

-Jak myślisz jak to się zakończy?

-Pewnie jakimś zamieszkami ale na wojnę to trochę za mało biorąc pod uwagę stan zdrowotny Victora i brak doświadczenia jego syna pewnie poległby podczas wymarszu.- na usta męszczyzny wpłynął psotny uśmiech.

-Dobra chodź bo zaraz nasza nadwyżka czasowa zniknie.- ruszam w kierunku stadionu.

°~°~°

Piłka na jednej połowie potem na drugiej i w kółko. Zawody trwają w najlepsze a mi skończył się podręczny zapas papierów. Jedyną moją rolą teraz jest siedzenie na podwyższeniu i oglądanie zawodów z góry.

Raz za razem przyłapuje się na nieuwadze i przysypianiu, chyba bardziej przepadam za sportami typu łyżwiarstwo czy gimnastyka.

W jednej chwili publiczność się podnosi i zaczyna coś krzyczeć. Domyślam się, że ktoś zdobył punkt. W wszechobecnej wrzawie usłyszałam coś jeszcze, coś bardzo cichego. W ostatnim momencie udało mi się zamienić pocisk tuż przed moją szyją po czym chwycić w dwa palce.

Cień pocisku po chwili wrócił do oryginalnej stałej formy, mały przedmiot był jeszcze ciepły. Mój wzrok złapał kontakt z siedzącym w kącie chłopakiem w czarnej bluzie i panicznie próbującego wepchnąć coś do plecaka.

Wstałam z miejsca niezauważona przez prawie wszystkich zbyt zajętych meczem. Przynajmniej z pozoru, błyszczące oczy i wyczekiwanie na twarzach niektórych demonów było symbolem gotowości na ewentualne pochwycenie niedoszłego zabójcy.

Skierowałam palec serdeczny do ziemi oznajmisjąc reszcie żeby została na miejscach. Idąc pomiędzy resztą osób nie mogącą usiedzieć narzuciłam na siebie cień dodając sobie dziesięć centymetrów, rozjaśniając włosy, zmieniając tęczówki na szary a skórę na normalną i zaostrzając rysy.

Chłopak co jakiś czas obracał się za siebie szukając mojego oryginalnego oblicza, jednak nie powiodło mu się. Kiedy byłam pewna, że kieruję się do toalet przylgnęłam do ściany przybierając trzecią formę stając się fioletowookim cieniem, wyprzedziłkam go wślizgując się do męskiej łazienki. Na drzwiach była plakietka oznaczająca niefunkcjionalność pomieszczenia więc średnie okno pomiędzy kabinami stawało się one idealną drogą ucieczki.

Nie musiałam długo czekać, zaraz za mną wpadł chłopak zamykając za sobą drzwi kluczem. Przygotował się trochę przed atakiem.

Kiedy chłopak był już na oknie zrzuciłam cień sciągnęłam go z parapetu szarpnięciem za kostkę. Ciało z głuchym łoskotem zderzyło się z czarnymi płytkami.

Tajemnicza postać jakby niezałważyła co się dzieje wstała bezgłośnie poprawiajając plecak dłonią w rękawiczce, który zsunął się przy upadku. Widziałam jedynie kasztanowe włosy chłopaka gdyż miał pochyloną głowę, jego kroki na powrót skierowały się ku oknie.

Trochę dziwnie się zachowywał, złapałam go za nadgarstek, wykręcając. Chłopak zmuszony do odwrócenia się wylądował obezwładniony na podłodze.

Siedząc na plecach bruneta pozbawiłam go plecaka i małego noża znajdującego się w lewej kieszeni spodni.

-Zabijesz mnie?- męski głos przerwał ciszę, która dopiero co zapadła po rzuceniem plecakiem o ścianę.

-Nie jesteś zagrożeniem. Po co zabijać muchę, która próbuję odlecieć?

-Wyrwiesz natrętnemu owadowi skrzydła?- wykręca głowę żeby na mnie spojrzeć do tego stopnia, że z wnętrza między jego kośćmi słyszę niemiłe dla ucha dźwięki.

-Za uwolnienie od gdybania nad bezsensem je oszczędzę, ale zamknięcie w słoiku nie jest złym pomysłem. A teraz powiec co chciałeś osiągnąć niedoszły morderco?

-Jest nagroda za możliwość zawieszenia głowy takich jak ty nad kominkiem, a ja mam swój powód żeby ją zdobyć.

-Czyli wilczki znów mają zachcianki.- powiedziałam bardziej do siebie.- albo następca poczół się nazbyt pewnie.- będą z tym dzieciakiem problemy.

-A wracając do ciebie, tym razem ci daruję ale strzelanie do moich ludzi oznacza twój pogrzeb. Życzę miłego pobytu w więziennej celi.- ciekawe dlaczego się uśmiechał.

Mów mi śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz