31

458 30 0
                                    

(Rozdział nie sprawdzony)

Darknes

-Czy to nie jest uciązliwe?- patrzę w kierunku mojego doradcy.

-To chyba naturalne, że rzęsy od czasu do czasu wpadają do oczu.- zerka na mały włosek, który na tle mojego szarego palca przypomina ranę.

-Nie do końca o to mi chodziło. Bardziej w kierunku ,,przed''. To dość dziwne, że wiem iż coś tam było ale teraz nie jest to nic więcej niż rzęsa, która nie jest już częścią ciebie.

-Pamiętasz coś z tamtego ,,przed''? Bo u mnie trwało to szesnaście lat i mam wrażenie, że to nigdy nie było, mało co pamiętam. A twoje trwało cztery razy krócej. Osamotniony  wysłannik ciemności może określić swoje poglądy tylko na ,,kiedyś'' i tym co zaobserwuję. Jeśli wcześniej nie było nic staję się pustą skorupą szaleństwa.

-Bo przecież jak masz tworzyć swoje ideały nie mogąc stwierdzić czy są dobre czy złe. Teraz gdybym zapomniała tamtą rzeź nie widzałabym różnicy między strachem a poczuciem bezpieczeństwa, w sumie i tak określanie ich jest w moim przypadku tylko na podstawie wyczówania jednego z nich. Z ,,kiedyś'' zostało mi już tylko wyblakłe wspomnienie nienawiści.

-Chciałabyś jeszcze raz zobaczyć wszystko ludzkim rozumem?

-Nie, jeśli teraz moje szaleństwo gra ze mną w berka na moim podwórku a mimo to zawsze czuję jak dyszy mi w kark. To jakie zniszczenia wywołałby fakt, że stoję w miejscu?

-Mimo, że jesteś ciemnością posiadasz swój cień, którym jest tamten moment. Cóż za dziwactwo.

-Powiedz mi czy ty przypadkiem również nie masz tego dziwactwa?

-Wielmożna Darknes! Przepraszam, znów to...- znikąd pojawia się jeden ze strażników niższych pięter głównej placówki więziennej.

-Rozumiem, w drodze odpowiedź o co konkretnie zrobiła.- podrywam się z przyjemnego cienia wielkiej brzozy i ruszam przez uporczywy słoneczny żar.

-Zrzuciła bransoletę i po prostu dziewczynie odpowiedzialnej za posiłki się oberwało, aktualnie przebywa na odziale pod opieką jednego z lekarzy.

-Wyszła z pokoju?- otrzymuję przeczące kręcenie głowy co przynosi mi dużą ulgę.

-Pójdę przodem, zawsze może pójść coś nie po myśli a tutaj bardzo niedaleko do katastrofy.- po chwili materializuje się przed cięzkimi drewnianymi wrotami.- Dlaczego każda kończy tak samo?

-Darknes dlaczego przyszłaś?- od razu wita mnie spokojny jednak radosny głos. Darzyłam właścicielkę tego głosu szczerą i niewymuszoną sympatią.
Był z nią tylko pewien problem.

-To co ostatnio, dlaczego znów to zrobiłaś?- podchodzę do strasznie bladej dziewczyny chwytając za jej niemalże pergaminowe dłonie.

-To nie moja wina, przecież mówiłam, nienawidzę pomarańczu.- na delikatnej twarzy pojawia się gniew strasznie podobny do tego dziecięcego.

-Ale wiesz, że nie możesz się przez całe życie o to wściekać.-dziewczyna posłała już jakiś tuzin dziewczyn do szpitala przez ostatecznie dwa lata.

-A kiedy zobaczę Arie, ona nigdy nie miała pomarańczu.

-Teraz niestety Aria jest poza domem, ale jak wróci to się z tobą spotka.

-Mówisz tak zawsze, przyjdziesz jutro?

-Oczywiście kochana. Przepraszam, muszę wracać do pracy.- całuje dziewczynę w czoło na pożegnanie.

Dziś była wyjątkowo spokojna choć nie zawsze tak jest. Jest naprawdę drobnej postury, ale jest naprawdę niebezpieczna. Jest wysłannikiem ciemności tylko w 25% i posiada zdolność choroby. Tylko nie takiej ciała a umysłu, grzebała w psychice i niszczyła ją tak jak wirus, który dostanie się do organizmu. Problem był podzielony na części, lekki na choroby psychiczne nie istnieją, a wysłannik znacznie zwiększa możliwości występującej w naturze normalnie rzeczy i nikt nie chciał jej zabić.

Sama chyba też odziedziczyła co nie co po rodzicach, jej ojciec miał schizofrenie a matka miała tędęcję do zastygania w bezruchu na godziny, na dodatek oboje są już martwi. Dziewczyna dostawała furji gdy w jej pobliżu pojawiały się przedmioty nazwane przez nią pomańczem. Były to na przykład wsówki, wzór serduszek czy białe kokardki. Możnaby przydzielić jej do opieki faceta ale na obecną chwilę żaden nie chciał się tego podjąć mimo, że trzeba było przez nich unikać tylko zielonych oprawek i krawatu. Była bardziej niż niebezpieczna i mogła by być naprawdę niezwykłym wojownikiem ale była zbyt nieprzywidywalna.

Kiedy znalazłam pewnego razu jej sen była tylko smutną nastolatką, która podejrzewała swój związek z najgroźniejszymi potworami. Wystarczyły dwa dni, których potrzebowałam na przewiezienie jej do Hell żeby zobaczyć zrozpaczoną twarz dziewczyny stojącej na dachu dymiącego bloku. Była inteligentna i łagodna, zdawała sobie sprawę z ułomności kochanych rodziców, ale musiała wiedzieć! Wprowadziła zwidy do głowy człowieka, który był za blisko a później chciała tylko by szaleństwo z jej oczu zniknęło zabierając wspomnienia.

Pomarańcz to kolor sukienki w której skoczyła a rzeczy, których wręcz nienawidziła to wspomnienia po wyglądzie rodziców, których musi zapomnieć, tych których skazała na śmierć przez niezłomną ciekawość.

Mów mi śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz