13

679 47 0
                                    

(Rozdział nie sprawdzony)

-No skacz. Obiecuję, że cię złapie.- przyłożyłam lewą dłoń do piersi a prawą uniosłam do góry imitując gest przysięgi.

-Trzymasz rękę na prawym płucu. A poza tym mogę połamać nogi albo kark.- zerknął w dół. ,,P'' stał właśnie na krawędzi dachu opuszczonej fabryki z niepokojem zerkając na betonową ziemię do której miał kawałek drogi.

-I jedno i drugie ci się zrośnie. No skacz, bo ci wjadę na męską dumę.- podleciałam do niego tak, że teraz miałam oczy na równi z nim. Jego czarne pukle poruszały się delikatnie, niczym trawa na wietrze, od podmuchuchów wywołany przez moje skrzydła.

-Dobra, ale jak tego nie zrobisz staniesz się moim celem.- powiedział próbując przy tym nie mrugnąć.

-Bo i pięknie, dwa obroty w powietrzu i cię złapie.- rozłożyłam szerzej skrzydła oddalając się o pięć metrów.

Union spojrzał ostatni raz w dół po czym cofnął się by wziąć rozbieg. Przez jeden moment w jego oczach widziałam zawachanie, które szybko zgubiło się w zielonym gąszczu jego tęczówek. Trzy metry, które dzieliły go od końca dachu pokonał w dwóch susach, wybił się robiąc w powietrzu przewrotki.

Przestałam oglądać i podleciałam nad niego to były sekundy lecz każda dla mnie wisiała w powietrzu bardzo długo. Udało mi się złapać chłopaka trochę nad biodrami i odstawić na chodnik tuż przed zderzeniem.

-Udało się.- uśmiechnął się w moim kierunku. Kiedy się uśmiechał prawy kącik jego ust szedł lekko wyżej niż lewy.

Złapałam go i uniosłam się znowu nad dach fabryki odstawiając go z powrotem na krawędź dachu.

-Jeszcze raz.- i tym dziwnym trafem całe niedzielne przedpołudnie spędziliśmy na głupim skakaniu.

*~*~*

Z głupkowatym uśmiechem i ,,P'' przemierzałam kręte uliczki Channelton. Znałam tą część miasta ns pamięć, tak samo jak dwie z trzech pozostałych. Zawsze uważałam za głupie to że ludzie chodzili po ulicy, może teraz nic ich nie potrąci, ale uprzykrzają życie rowetrzystą, no i służbom ratunkowym. Jedyna część społeczeństwa, która ma samochody, co prawda tylko służbowe.

Ja z moim towarzyszem szliśmy bocznymi uliczkami w które dla reszty mieszkańców wydawały się gorsze niż środek drogi. Osobiście kochałam chodzić przez podniszczone uliczki zdala od surowego wzroku, mogłam korzystać z wszystkich ,,tajnych'' przejść stworzonych przez czas.

Lubiłam momentami znaleźć się poza zasięgiem innych chyba jak każdy. Lubiłam, kiedy byłam a całe otoczenie o tym nie wiedziało. Za to nie koniecznie przepadałam za przeszywającym wzrokiem mieszkańców, kiedy latałam nad miastem. Nie rozumiałam ich, patrzyli jak by widzieli najdroższą rzecz w życiu, która stawała się bezwartościowa bo jest uszkodzona.

-Gdzie idziemy? Jeśli można wiedzieć.- kiedy miałam zeskoczyc z małego ceglanego murku usłyszałam głos ,,P''.

-Do takiej knajpki, niestety nazwę zobaczysz dopiero na miejscu. Nie wiem czemu w mojej głowie jej nazwę zastępują inicjały ,,B'' i ,,A''.

-Dużo mi to mówi. Dużo osób tam biesiaduje?

-Dądząc po dwóch pożyczkach, które udzieliłam właścicielokelnerowi sam stwierdz.- co prawda to nie były pożyczki a datki. Do knajpy chodzili głównie ludzie, chyba raz w tygodniu widywałam tam istotę innej rasy.

Droga przez labirynt bocznych uliczek zajęła nam jakieś piętnaście minut. Kiedy przecisnęłam się przez wąską szczelinę oddzielającą hotel z blokiem spojrzałam przez ramię na towarzysza.

Paul przypominał mi w tamtym momencie stary antyk, który po spędzeniu wieków na strychu ujrzał światło dzienne. Uśmiechnęłam się jedynie i podeszłam w jego kierunku

-Wybacz ale wyglądsz gorzej niż wilkołak po polowaniu.- powiedziałam wyciągając mu paprochy z włosów.- na pocieszenie powiem ci, że ja zgubiłam buta pierwszy raz przemierzałam tą drogę.

-Black Angel, wyczuwam pewną ironię. I chyba domyślam się dlaczego nie ma tu tłumów.- omiutł wzrokiem stary, zniszczony parking i okna knajpy.

Fakt faktem to miejsce pewnie już nawet nie pamięta swoich lat świetności, ale niebieski neon oraz dwa poziome pasy tego samego koloru na kiedyś białej ścianie dodawały mu pewnego uroku.

To miejsce nie wyglądało na opuszczone, lub zbyt opryskliwe i nienaturalnie wrogie jak większość miejsc tutaj. Tutaj tliło się życie, gasło ale nadal żyło, było strzasznie ludzkie.

Kiedy weszłam z ,,P'' do środka o naszym przybyciu powiadomił właściela dźwięk rdzawego dzwonka nad drzwiami.

-Aria dawno cię tu nie widziałem, to co zwykle?- z kuchni wyłonił się Mike jak zwykle ze starym notatnikiem do którego nigdy nie przyłożył ołówka.

Mike był dość postawnym mulatem zawsze nosił granatowy fartuch z kieszonka na piersi oraz białe wyprasowane w kant spodnie.
Jego mała ,,restauracja'' i tak przeżyła wszystkie trzy inne takie miejsca kiedyś tu istniejące.

Dziś ,,Rank'' jest wyznacznikiem miejsca spotkań większości osób, była to kawiarnia o ile można ją tak nazwać, osobiście uważałam ją za strasznie kanciatą i zimną. Bazowała tam szpitalna biel oraz czerwono-różowa tapeta. Właścicielką była pewna blond włosa wilczyca z nerwicą. Ta kobieta była okropna jeśli klient na jej oczach upuścił łyżeczkę umiał zapłacić dwukrotnie więcej za zamówienie, do pracy przyjmowała jedynie wilki i nie szczędziła pogatdliwych spojrzeń dla nikogo po za dworkiem.

-Tak, przyjacielu jesteś głodny?- zwróciłam się do chłopaka.

-Zawsze, zdam się na ciebie niestety nie znam menu.- usiadł na jednym ze stołków barowych tuż przy ladzie.

Mów mi śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz