Kyle
- Na razie to będzie twój pokój.- chłopak otwiera drzwi wypuszczając mnie do środka.
-Jest tu dwa razy więcej miejsca niż w moim poprzednim biurze.- mówię. Pokój przed mną w porównaniu z moim wcześniejszym składzikiem jest miejscem pracy z prawdziwego zdarzenia.
W pomieszczeniu jest półka na książki, aktualnie pusta, jak wszystko inne zresztą. Ogólnie wszędzie było pełno szafek i półek, od dziś koniec z stosami godnymi babelu, walającymi się pod nogami.
-Za drzwiami jest sypialnia, obok jest łazienka.- chłopak pokazuje ręką obrośniętą jakimś zielskiem na jasne drzwi ledwo widoczne zza masywnej półki.- Jak widzisz komputer jest na biurku, dziś możesz wypocząć. Masz swobodę w poruszaniu się po budynku, kuchnia z jadalnią jest na pierwszym piętrze. Jutro przyjdę do Ciebie, o dziewiątej a jeśli nie ja to na pewno kogoś przyśle. Jakieś pytania?
-Czy pan punkt informacyjny ma jakieś imię?- no co? Wypadało by wiedzieć chociaż przed kim robisz z siebie debila.
-Przepraszam, to przez te zamieszanie.- Nagle cała powagą(zapewne również kij w dupie) jaką jeszcze przed chwilą emanuował gdzieś wyparowała.
Chłopak podrapał się po karku zakłopotany.- Nazywam się Simon Union, jestem zastępcą wielmożnej Darkness.- dopiero teraz wszystkie trybiki w moim zasuszonym mózgu zaczęły się obracać i zaczołem łączyć fakty. Kurwa, przecież ja jego gębę widziałem na przemówieniach, nawet teraz trzyma pod pachą ten swój notes, z którym wszędzie łazi.Facet wygląda jak elf, promienna cera, smukła twarz, lekko szpiczaste uszy, toksycznie zielone oczy, przydługie rozpuszczone włos, nie zapominając o cieniutkich pędach okalających całą jego osobe. No nic tylko w kaftanik ubrać i łuk wcisnąć do ręki. Elf w białej koszuli, czarnych spodniach i zielonych trampkach z notesikiem i okularami zwisającymi na sznurku zaczepionym na szyi.
-Kyle Evans, historyk.- wymieniamy uścisk dłoni. Czekaj. Gościu jest sekretarką Bogini Cieni, co oznacza, że muszą być...
On musi być starszy ode mnie!!Spojrzałem jeszcze raz na mojego rozmówce, spokojna i luźniejsza niż przed chwilą postawa, sprawia spięcie w moim neuronach. Zamiast grzecznie przyjąć fakt, że gościu jest ode mnie dwa razu starszy upierają się, że jednak, że dziesięć lat młodszy. Cóż za upierdliwy narząd.
-Tak, wiem. Wielmożna Darkness postanowiła wcielić Cię do, co wstyd przyznać, naszej nieliczne grupy odpowiedzialnej za badania historyczne.- gdy to usłyszałem mało nie dostałem wzwodu.
Nareszcie będę mógł się dobrać do archiwóm demonów! Cóż za nieokreślone szczęście spadło na mą duszę!
-Dziś jednak masz zostać w pokoju.- upomniał mnie Simon widząc mój zapał i chęć do przegrzebania najbardziej utajnionych z tajnych jakie są na tym świecie.- Mimo, że masz się lepiej nadal jesteś osłabiony.- przyłorzył rękę do mojej szyi na, której nadal widniały mniejsze, ale nadal siniaki.- Nie chcesz iść do skrzydła szpitalnego?
No i jak mam patrzeć na niego jak na dorosłego faceta? Jak to elfiaste coś właśnie patrzy na mnie jak na zranionego kotka? I to jeszcze z wyrazem twarzy godntemu sześciolatki! Nie jestem piepszonym kotkiem! A ty wyglądasz jak licealista, weź ty w końcu wyewoluuj czy co tam elfy robią.
- Nie, dzięki. Nie pogardziłbym z kolei mapą, jak duży jest ten budynek?- odwracam się do chłopaka tyłem i zerkam gdzieś. No gdzieś w sufit konkretnie. Za sobą słysze szelst kartek zanim Simon odpowiada.
-Mogę Cię mniej więcej oprowadzić, ale będzie to bardzo pobierznie.- gościu ewidentnie nie ma czasu, ale nie wygląda na przemenczonego, tak jak jego przełożona.
-No to choćdzmy.- akcepkuje pomysł.
Chwilę później wiem już gdzie znajduje się kuchnia, salon, trzy wyjścia z domu( na to rzuciłam szczegulną uwagę, tak na wypadek nagłej potrzeby ewakuacji),drugą kuchnię, ustawiony tuż obok kuchni barek, no i kierunek, w którym będę jutro dreptał do nowej pracy. Reszta rzeczy to były pierdoły, no po za informacją o tym kto zaopatruje barek w alkohol.
Na koniec Simon zaprowadził mnie pod samo skrzydło szpitalne, nad wejściem do tej części budynku odgrodzonego od reszty długim korytarzem i masywnymi przeciwporzarowymi drzwiami wisiał taki w luj duży zegar. Była właśnie za kwadrans siudma.
- Za chwilę będzie wspólna kolacja, jak chcesz możesz iść, ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.- skinołem głową.
-Właściwie chciałem się o coś zapytać.- gdy chłopak się już odwracał by odejśc zatrzymałem go. Elfia twarz wyrażała lekkie zniecierpliwienie od razu kierując swoje dziwne oczy na zegar.
-O co chodzi?- zwrócił się ponaglająco.
-Bo wiesz po drodze,- zacząłem niezdarnie, walić to.- czemu tu nikogo nie ma, czy może macie jakieś masowe przeziębienie.- zrobiłem koło ręką próbójąc ogarnąć jak największa przestrzeń. Chłopak na chwilę się zamyślił, pewnie zastanawia się ile może mi powiedzieć. No w sumie racja, jestem z zewnątrz, mogę jeszcze coś odpieprzyć.
-Dziś jest przegląd sprawności, trzeba kontrolować aktualny stan fizyczny jak i psychiczny obywateli. No i idzie wojna.- otworzył usta jakby miał dodać coś jeszcze, ale ostatecznie nie powiedział nic, na jego twarzy malowało się niezadowolenie.
-Coś się stało?- Zapytałem. Chłopak westchnął po czym przybrał na twarzy aktorski uśmiech.
- Nie masz się czym martwić, na razie musisz wypocząć. Narazie.- pomagał mi i odszedł. Również ruszyłem w stronę możliwej lokalizacji stołówki.
Tia... No bądz co bądz nie bardzo mam prawo wpieprzać się w sprawy demonów. W końcu to jedna z nielicznych( choć raczej jedyna) rasa do, której nie należę. No, ale gościu nawet nie próbuje ukryć, że coś jest nie tak. Jak on śmie mnie tak prowokować! Wzbudza najpierw moją ciekawość a potem sobie gdzieś idzie! Ani me, ani be. I weź tu hybrydo bądz grzeczny i ucywilizowany.
Do tego jeszcze te głupie rany mnie bolą. Co za upierdliwe życie. Chociaż żebym ja jakieś mięśnie miał! No, Ale po cholerę mi mięśnie, przecież wilk zaledwie w czwartej części.
Zerknąłem na moje wątłe ramię, nic tylko złamać jak gałązkę. Natura to takie upierdliwe bydlę, każdemu daję nie to czego by chciał, albo niechęć do wszystkiego co dostaną. Chociaż żebym był mądry, ale rozsądku też mi los nie podarował. Choć na tę chwilę było mi tu całkiem wygodnie. Kto wie co się może stać za chwilę?
Podjąłem to ryzyko jednak świadomie z pełną świadomością możliwych konsekwencji. Nie zamierzam się wycofać. Muszę poznać prawdę. Odnajdę matkę. Żywą lub martwą. Nie mogę odpuścić.
...
Zjadłbym tosta.
---------------------------------------
Witajcie moi drodzy czytelnicy w kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że nowa postać przypadła wam do gustu. Mam też prośbę do kogos kto w przeciwieństwie do mnie jest w stanie zapamiętywać imiona. Byłabym wdzięczna gdyby ktoś przesłał mi imiona postaci z mojego opowiadania.
Niestety moja amnezja do imion jest tak rozwiniętą, że zapominam jak kto się nazywał nawet jak sama mu to imię przypisałam.
CZYTASZ
Mów mi śmierć
Manusia SerigalaUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.