69

48 2 0
                                    

Odds

Wychodzę ze skrzydła szpitalnego chowam niepokorne kartki z wynikami, które za nic nie chcą się zmieścić w kopercie z której dosłownie przed chwilą je wyjąłem. 

Nie pomaga mi w tym pewnie fakt, że idę jak i mój nieszczęsny niemal całkowicie niesprawny wzrok.

Odebrałem  tak swoje jak i wyniki Kyle, który tym razem kazał mi coś przynieść zamiast zanieść. Kiedy pierwszy raz to spotkałem, pierwsze co pomyślałem to kiedy ten człowiek wpadnie w ścianę? Za to druga myśl, która często zawiesza mnie nawet po już ponad dwumiesięcznym urlopie to, że trzeba pokazać temu człowiekowi właściwą drogę. Spaczenia zawodowe nie chcą zniknąć

Co uderzyło mnie w tej osobie to jego wyraźnie widoczne w jasnym świetle wpadającym przez wielkie okno, brązowe oczy ciemniejące z każdą chwilą patrzyły na mnie zagubione.

Widziałem już takie spojrzenia setki jak nie tysiące razy, na wielu twarzach. Od starych przez młodych po najmniejsze dzieci. Oczy, które szukają czegoś co może nigdy się nie pojawić, właściwie nie ma szans by się pojawiło.

To co się w nich maluje to desperacka nadzieja, która mimo, że tak słaba nie chce pęknąć. Niczym wstążka obwiązana wokół szyi.

I wtedy coś w nich błysnęło, dokładnie wtedy kiedy nasze spojrzenia się skrzyrzowały. Nie wiem czy to było złudzenie wywołane światłem zza okna, albo spowodowała to nadal trwająca transformacja w demona.

Może po prostu oszalałem? Wtedy dostrzegłem jak wstążka pęka a po niej zostaje tylko westchnienie ulgi. Nie stał już przede mną zagubiony chłopak, zobaczyłem wtedy pokrytą metalem twarz dziewczyny, która pojawiła się pewnego popołudnia na komendzie.

To był kolejny irytujący dzień w którym tak leje, że żaden parasol ani płasz nie powstrzyma deszczu przed wdarciem się co najmnie wiadra wody za kołnierz.

Moją złość potęgował fakt, że musiałem przespacerować się do drugiego budynku bo komenda składa się z dwóch osobnych. W pierwszym jest pokój przesłuchań, recepcja, stołówka i część biór, druga ich część mieściła się w drugim budynku razem z archiwum.

Pech chciał, że dostałem biuro przy archiwach, tak więc po przebiegnięciu całego parkingu byłem cały przemoczony. Oderwano mnie właśnie od mojego głównego zajęcia czyli badania zabujstw demonów, która głównie polegała na poprawianiu tych żółtodziobów którzy odgórnie zakładali, jak jest trup to musiał być demon.

A prawda była taka, że w całym mieście nieoficjalnie demonów była tylko garstka a oficjalnie można ich było policzyć na palcach. Ta rasa była szczególna, szczególnie niebezpieczna, bo wszystko co nieznane może spowodować zagrożenie. Z tego też założenia wychodziła większość, ja zresztą również, ale nie mogłem zapszeczać faktom.

Takim jak ślady pazórów, kłów albo broni palnej czy zwykłego kija na zwłokach. Tak demon też może pociągnąć za spóst, zdzielić pałą, czy posiadać kły. Jednak nic z tego nie wskazuje bardziej na jego winę niż na kogoś innego. To nie jest bezpośredni dowód, a ja nie po to wstąpiłem do policji by ponaciągać kilka faktów.

A dzięki przełożonemu, który dostrzegł mój talent do poprawiania byków, awansował mnie bym pełnoprawnie mógł nie robić nic po za poprawianiem błędów z raportów i sprawozdań. Dzięki awansie to inni latali do mnie z papierami, ale jak zachciało mi się kawy na nocnej zmianie pójść do głównego budynku musiałem już sam.

Nie żeby moja praca tylko na tym się opierała, ale nadal głównie za to mi płacono. Tak więc w trakcie dłuższych okresów względnego spokoju mogłem snuć się po całej komędzie z kubkiem w ręce i próbując dostrzec jak inni schodzą mi z drogi.

Mów mi śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz