19

604 44 1
                                    

(Rozdział nie sprawdzony)

Ta część miasta jest lepsza od tej w której mieszkałam. Wysokie budynki tworzyły plątanine pustych ulic, gdzieś w oddali widziałam park i szpital, istny labirynt. 

Będzie trzeba znaleźć jakieś lokum, ciekawe czy jest tu bank. Jest jeszcze ciemno, za jakąś godzinę wzejdzie słońce. Zatrzymuję się pod jakimś hotelem i wyjmuję z kieszeni płaszcza opakowanie na żelazo.

Przeszłam jeszcze dwie przecznice, banku poszukam jutro, weszłam do średniej wielkości budynku wolnostojącego, nie był w najlepszym stanie ale na obrzeżach widziałam gorsze.

W recepcji zasiadała sztywno ludzka kobieta w sztywnym, dopasowanym uniformie. Wystrój holu nie był wyjątkowy, jedyną żywą istotą po za kobietą były kwiaty na ladzie.

-Przepraszam, chciałabym wynająć pokój na tydzień.- na prawej dłoni zostawiłam tylko dwa sygnety, reszta została w kieszeniach za dużego płaszcza.

-Płatność z góry. Gotówką czy kartą?- zaczęła zapisywać coś w oprawionej w purpurową skórę cienkiej książce.

-Kartą. Mam prośbę, czy pokój może znajdować się na ostatnim piętrze?- podałam jej sztywny kartonik.

-Uprzedzam, że nie posiadamy windy.- machnęła w stronę kiedyś białych schodów.

-Mimo to.- oddała mi kartę. Jacy tu są nieciekawe osoby. Zero woli życia, pewnie ta praca nie jest zbyt ciekawa.

Tylko osiem pięter, na szczęście obok jest o dwa piętra niższy budynek. Jeden z paru aspektów dlaczego wybrałam ten hotel. Pomieszczenie w którym miałam mieszkać nie było wyjątkowo urządzone jednoosobowe łóżko, szafa, biurko, krzesło, okno i żółta odpadająca farba.

Rzuciłam płaszcz na łóżko i weszłam do jak się spodziewałam łazienki.
Także strasznie smętne, umierające pomieszczenie. Wzięłam prysznic i przebrałam się w co miałam ze sobą muszę iść na zakupy.

°~°~°

Nie lubię zakupów, zawsze przytłacza mnie ta bezokienna forma centrów handlowych. Czuję jakby ktoś stale trzymał mój nadgarstek w stalowym(zbyt potężnym) uścisku. Odetchęłam z ulgą kiedy wyszłamna w miarę otwarty teren.

W mojej głowie odbijał się głośniejszy niż zwykle szmer, nikt nie zwracał na mnie uwagi, każdy miał towarzysza do plotek. Nie czułam się samotna, może znurzona ale nie samotna. Dzień mimo wcześniejszych jasnych promieni słonecznych przybrał szary odcień nadchodzącej burzy.

Chyba spodziewałam się szybszej reakcji wilków, chciałam żeby zabawa przyspieszyła. Czy naprawdę podniosłam zbyt wysoko poprzeczkę? I tak w końcu przyjdą, zawsze przychodzą. Duże nadzieję a raczej jakiekolwiek pokładałam w nie głuchym wilku.

Ciekawe kiedy tu dotrą. Nie muszę o tym rozmyślać, pora się rozerwać.

°~°~°

Barmani momentami są głupi, bar tylko dla wielkich złych wilków. Mam to gdzieś, jak mają problem to niech pójdą w pierony. Bar nie jest duży, ma dwa stoły bilardowe i trzynaście stolików.

-Nie będę przeszkadzać.- pokierowałam w stronę barmana najbardziej sztuczny uśmiech na jaki mogłam się zdodyć.

-Dobrze,-westchnął.-Co podać.- jeszcze raz zetknął na moją rękę patrząc na pierścienie. Miałam na tyle rozumu przed ucieczką, że wzięłam pierścienie wilków, wampira i człowieka.

Mów mi śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz