(Rozdział nie sprawdzony)
Latanie jest dość przyjemną czynnością samą w sobie. No chyba, że ktoś nagle zapragnie spaść jak grom z jasnego nieba wprost na ciebie. Oczywiście jako istota ogarnięta zdziwieniem dopiero po chwili zorjętowałam się, że to ludzkie ciało.
Kierowana ciekawością zniżyłam lot i pochwyciłam jakąś kończynę jak się okazało żywej kobiety o dość irytującym wysokim głosię. Jak ja nie darzę sympatią faktu, że każdy usłyszany przezemnie dzwięk ryje dziurę w mojej czaszce. To tak jakby co chwila ktoś wsypywał ci przez ucho szpilki, które wbijają ci się w mózg.
-Cóż za ironia kostucha uratowała ci życie.-posyłam uśmiech dyszącej kobiecie.
-Nie zabijaj mnie!-chyba mózg przygotowany na śmierć ma problem z przetwarzaniem danych.
-Jak bym życzyła ci śmierci raczej pozwoliłabym ci gruchnąć o beton.
-Nie ja nie... co ja zrobiłam?...- zaczęła się paniczna ballada. Średnio słuchałam ten przesiąknięty paniką składający się ze zlepków losowych słów bełkot.
-Czemu mnie uratowałaś?- dziewczyna spojrzała na mnie przygnębionym wzrokiem i ponurą miną.
-Jeśli oczekujesz jakiejś filozoficznej gadki o przeznaczeniu to jej nie usłyszysz. Ale patrząc na ciebie chyba raczej ci przeszkadziłam.
-Nie! Znaczy... Dziękuję za ratunek, następnym razem będę uważać na takich wysokościach.- ale dziewczyna ma przerysowany uśmiech. Jeśli cię zostawię zginiesz w przeciągu tygodnia.
-Niestety wbrew twojej woli przedlużę twoje życie.
Skoczek
-Nie trzeba, jestem ci dozgonnie wczięczna za pomoc, poradzę sobie.- z przyzwyczajenia moje dłonie mimowolnie zaczynają się poruszać.
-Masz po cztery niemalże od linijki idealne blizny w okolicy kostek, jak chcesz to wytłumaczyć?- czy wszystkie nadnaturalne istoty są takie spostrzegawcze.
-Jeste...
-Tak, słyszałam. A teraz oświeć mnie czym ten okropny świat cię tak skrzywdził?- za gryzłam wargi bolące już od usilnych prób utrzymania idealnego uśmiechu.
Czuje, że jeśli ta dziewczyna stąd zaraz nie pójdzie będzie świadkiem jak moje łzy torują sobie drogę do światła dziennego. Dlaczego zniszczyłaś to na co tak długo nie mogłam się zdecydować? Mam ochotę wrzasnąć, ale z moich ust wychodzi prawie całkiem zdławiony głos.
-To nigdy nie miało sensu, zaczęło się tak nagle, przynajmniej tak mi się na początku wydawało. Miałam starszego brata, miał przejąć firmę po ojcu. Był dobry w zarządzaniu, co dziwne mnie też do tego ciągnęło. Jak miałam siedem lat co jakiś czas przychodziłam z mamą doręczać tacie drugie śniadanie, tak często go zapominał. Lubiłam analizować treść papierów kiedy siedziałam z bratem w firmie. Nie byłam nazbyt towarzyska, kiedyś gdy poszłam do rodziców poprosić o kupno nowej książki przypadkiem usłyszałam fragment ich rozmowy. Żałowali, że ich córeczka nie jest bardziej żywiołowa, jak inne dzieciaki.
Moje nastawienie uległo zmianie, starałam się dostosować do wymagań beztroskiej córki, przestałam głębiej rozmyślać i oceniać otoczenie. Rodzice z każdej strony patrzyli na mnie z uwielbieniem, byłam ich oczkiem w głowie aż do moich pietnastych urodzin.
Kiedy jechaliśmy do specjalnie wybranego przeze mnie lokalu natrafiliśmu na potyczkę nadnaturalnych, mój brat był taki głupi próbując ich rozdzielić. Skończył dwa metry pod ziemią, gdybym...
nie chciała specjalnie w tym drogim lokalu nic by się nie stało.
Potem nie było lepiej, matka wpadła w depresjię a moja osoba nie sprawiała już im radości. Co więcej ojciec miał problem bo za miesiąc miał przekazać firmę bratu a w moim wypracowanym beztroskim i nieodpowiedzialnym obliczu nie znalazł jego następcy. Nie ważne jak bardzo próbowałam mu udowodnić, traktował mnie jak pięciolatkę.
W tym czasie poznałam jednak swoją pierwszą rok starszą miłość, wszystkie problemy schowały się gdzieś w cień, byliśmy parą przez trzy lata ojciec nawet chciał mu oddać firmę. Kiedy jechaliśmy do głównego budynku firmy zdarzył się wypadek. Jak się później okazało mój niedoszły nażyczony zginął na miejscu...
Potem przyszło do mnie rodzeństwo mojego ukochanego nazywając mnie talizmanem śmierci... i-i wytykając iż zabrałam im dobrze płatną posadę. Po roku matka przedawkowała psychotropy i skoczyła z mostu. Ojciec nadal traktuje mnie jak pięciolatkę choć dawno zrewygnowałam z tego przebrania. Dziś są moje dwydzieste urodziny, 13 maj, dzień zguby.- po moim policzku popłynęła samotna łza.-Jesteś nudna. Idealne dzieciaki to takie piękne istoty, ale takie przewidywane. Twoja czysta duszyczka po prostu nie zniosła bólu niesionego przez śmierć najbliższych i chcesz ukarać ten świat własną.- twarz kobiety nagle staję się delikatniejsza i łagodna a włosy jaśnieją.- chcesz podjąć dobrą decyzję.
Moje ciało dziwnie drętwieje, zdaję sobie sprawę z tego iż przede mną stoi demon o wielkich białych skrzydłach, które przez jeden wywołany przez nie podmych mogą mnie zdmuchnąć. Nagle czuję się bezradna, jakby nawet władza nad własną świadomością i ciałem została mi odebrana. Mam ochotę wyć bo podświadomie wiem, że zaraz nawet moje przekonanie w słuszne postępowanie może zostać brutalnie zniszczone. Moja ułożona na kolanie dłoń zaczyna się drżeć.
-Ale wiesz co moja droga poza twoim zrozpaczonym ojcem pewnie nikt nie zapłacze nad twoim truchłem, świat już teraz ma gdzieś czy leżysz martwa na betonie. Sąsiedzi pewnie już cię zapomnieli, a ty próbujesz wymazać swoje istnienie do reszty.
Próbujesz oddać się w ramiona śmierci bo ona przecież nikogo nie odżuca.Dziewczyna pochwyciła mój nadgarstek i w nastęnej chwili moje nogi dyndały nad przepaścią. Kiedy spojrzałam w dół pocziłam suchość w gardle oraz pot zbierający się na moich gorących dłoniach. Z moich ust wydobyło się sapanie, jakbym przebiegła maraton. Nie chce by ktoś mnie zamordował, niech chociaż ta decyzja będzie należeć do mnie.
-Żegnaj idealne dziecko.- mimowolnie zacisnęłam powieki szykując się na zderzenie z twardym chodnikiem. Jednak pod stopami nagle wrócił grunt, Nie mogłam utrzymać się prosto, a nawet na stojąco. Nie wiem czy coś do mnie docierało poza dziwnej melodii dudniącej mi w uszach, a może tylko w wyobraźni?

CZYTASZ
Mów mi śmierć
WerewolfUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.