(Rozdział nie sprawdzony)
Zapach, nie taki który wywołuje uśmiech od samego przebywania w jego zasięgu. Jednak taki, który wywołał pobudzenie skurczonego żołądka. Mój stan nie można nazwać spoczynkiem, jednak do czuwania trochę mu brakowało. Gdzieś w pobliżu unosił się zapach masła i pieczywa, nie były to bułki prosto z pieca, ale po dwutygodniowej głodówce pewnie nawet na widok gnijących warzyw pewnie pociekłaby ślinka.
Moje mięśnie jednak były bardziej wycieńczone niż mój brzuch opustoszały. Mimo usilnych prób udało mi się jedynie uchylić powieki. Potrzebowałam adrenaliny. Głupiego impulsu, który umożliwiłby mi zerwanie się z miejsca i sprawne obezwładnienie więziennego kelnera.
Moje mozolne spojrzenie przesówało się po całej wielkości pomieszczenia szukając czegokolwiek co przyspieszy bicie serca. Wilkołak z jedzeniem był tuż za rogiem, dźwięk jego miarowych kroki wylewał się zza jednych z drzwi. Brzęk, coś spadło w sali tortur. Momentalnie stanęłam na nogi, nawet nie próbowałam brać głębszych wdechów, jeśli się uspokoję to będzie po wszystkim.
Drzwi obok szaf się uchylają w trzech susach doskakuje do nich wyciąając kosę przed siebie. Męszczyzna najpierw klnie na wózek z jedzeniem, nie widzi mnie od razu. Dopiero kiedy jego głowa się podnosi widzę jak jego źrenice się powiększają. Wysówam rękę jeszcze bardziej do przodu, teraz ostrze niemalże dotyka szyi wilka.
-Powiesz słowo a skończysz obok strażników.- mężczyzna spina się czując jak ostrze styka się już z jego mokrą skórą.
Muszę go zabić, stanowi zagrożenie zbyt duże jak na tą chwilę. Jednak jest jeszcze niczym dodatkowy punkt w grze. Musi być kopalnią podstawowych informacji, które będą przydatne gdy napełnie żołądek.
-Gdzie, kiedy i kto?- w oczach wilka widzę przez moment wyższość jednak gdy jego wzrok ląduje na moje dłonie omal nie dławi się powietrzem.
-Lochy pod domem głównego Alfy, dwa tygodnie temu, wampirze książęta.- informację wylewają się z ust chłopaka jednym ciągiem. Nie dowiaduje się niczego czego sama nie dałabym rady wpaść. Mimo wszystko była wdzięczna losowi, że podsunął jej tę informację kiedy większość jej uwagi skupiona była na jedzeniu.
Ostrze lekko zagłębiło się w lekko opalonej skórze. Ciepła stróka krwi popłyneła po gładkiej powierzchni zanim cofnęłam się o krok przyciskając trzon kosy do klatki piersiowej. W brązowych oczach zobaczyłam ulgę, jego tęczówki były niemal pomarańczowe. Myślał, że odpuściłam, że pozwoliłam mu żyć.
Zrobił w moją stronę krok wyciągając przyjaźnie dłoń. Wyglądała wtedy jak zagubiona dziewczynka, która szykująca się żeby wyznać kto pomalował zasłonę w kuchni. Wilk poczół chęć pomocy, której nie zdążył ztłumić rozum. Ztłumił go ból w klatce piersiowej, impuls rozchodził się razem z krwią dopóki nie sięgnął karku i światło zgasło.
Ostatnie złote spojrzenie skierowane w stronę dziewczyny pełne było zrozumenia i pragnienia. Nie, nie pragnienia, prośby, prośby o jeszcze kilka chwil. Mimo dzielocego ich wózka, Aria nie pozwoliła ciału chłopaka uderzyć o zimny beton. Odkładając powoli ciało na ziemię w jej głowie kołatało, że to tylko po to by nie narobić hałasu.
Jej plecy przylgnęły do gładkiej powierzchni, kiedy się po niej osunęła sięgając po chleb grubo posmarowany masłem. Powoli włożyła pieczywo do ust, było swieże, powoli żuła jedzenie patrząc w nieruchome gałki oczne. Posiłki dla więźniów nie były aktem miłosierdzia, były żeby przedłużyć ich cierpienia w tym miejscu. Sama to rozumiała czasami jedna zniszczona psychika jest warta tysiące żyć.
Mimo, że oczy należały do nieboszczyka i wyglądały jak dwie szklane kulki nie żałowała iż zostawiła je otwarte. Podobało jej się, że nie była w stanie określić ich koloru. W ledowym świetle były czymś pomiędzy złotem a ciepłym pomarańczem z miedzianym błyskiem. Chciała jeszcze kiedyś zobaczyć tak wyjątkowe oczy, jedyną różnice jaką chciałaby w nich zobaczyć były iskierki emocji.
W jej brzuchu znalazły się jeszcze dwie kanapki, nawet jakby chciała kłucie w piersi nie pozwoliło jej wmuśić w siebie więcej. Nadal było źle, ale lepiej być nie mogło. Musiała jeszcze poczekać aż strawi część pokarmu, która da jej siły żeby się przemienić. Teraz tylko poczekać, potem nie będzie otarć, mroczków i ociężałego ciała.
Czuła, że zaraz przyjdą kolejni strażnicy zaniepokojeni nie wracającymi kolegami, albo kat zza drzwi znudzi się coraz ciszej krzyczącym więźniem. Wiedziała, że powinna ruszyć się i chociaż zawlec trupa do kuchni, ale zamiast tego tkwiła w bezruchu patrząc na coraz bledszą twarz. Nawet jej myśli były nieruchome, kiedy cisza stawała się coraz bardziej wyraźna.
Gdyby był to film, kamera skierowana byłaby na schody. W tle słychać by było melodię, która mimowolnie przyspieszyła by tętno widza wpatrzonego w coraz bardziej widoczny cień. Obraz poruszałby się gładko krok w krok za postawnym alfą. Gdy mężczyzna skierował swój z początku przelotny wzrok na kuchnie dźwięk urwał by się by powrócić z większą siłą wciągając widza jeszcze głębiej w historię.
Dopiero po chwili kadr z stojącego w szoku wilka zmieniłby się ukazując ochydnie sine ciało i nienaturalnie bladą dziewczynę pokrytą w niektórych miejscach plamami czarnej krwi, którą przesiąkło również zniszczone ubranie. Przywódca stojący w bezruchu na kilometr śmierdział strachem. Wiedział, że przed nim jest demon, jednak wcale nie pomagało to jego instynktom. Które mimo, że był groźnym alfą kazały mu spieprzać.
Demony musiały wzbudzać nawałnice obezwładniających uczuć, bo przecież to one zapewniały im moc. Moc, która pozwalała im wykroczyć po za łańcuch pokarmowy, wszelką hierarchię czy reguły. Historię piszą zwycięzcy, jednak nie tylko oni mogą ją wymazać.
CZYTASZ
Mów mi śmierć
VlkodlaciUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.