(Rozdział nie sprawdzony)
-Chodź, mam pomysł.- pociągnęłam za ramię śpiącego Sama. Kurwa czemu wilki są tak upierdliwe żeby nawet nieświadomie utrudniać innym życie.
Aż mnie korci żeby przystawić mu mój pistolet do krocza, tego na pewno by nie zignorował. Jednak nauczycielka chyba zbyt bardzo mnie znała żeby obejść na tyle daleko żeby nie usłyszeć wystrzału.
Czemu akurat dziś nie mam przy sobie gazu pieprzowego. Zatem został tylko jeden sposób. Zdjęłam czarnego trampka ze stopy i wsadziłam do środka dłoń. Od wewnętrznej strony oderwałam scyzoryk przyklejony taśmą do za dużego buta, czasami małe stopy były przydatne.
Jednocześnie próbując założyć z powrotem buta majstrowałam przy scyzoryku próbując znaleźć nóż. Trudno, widelec też ma ostre części.
-masz ostatnią szansę.-zerkam na niego niedbale po czym wbijam mu widelec w ramię, nóż wszedł by głębiej.
Na reakcje nie muszę długo czekać, chłopak gwałtownie wstaje przy okazji wywracając krzesło i ławkę. Nie patrząc na Sama podnoszę stratowane przedmioty.
Kiedy kończę napotykam wzrok chłopaka, unoszę prawą brew ponieważ wyraźnie na coś czeka.
Wzdycham i szarpię za rączkę scyzoryka, która sterczy chłopakowi z ramienia. Wielka postać na chwilę traci swoją pewną, groźną prozę na rzecz zgarbionej sylwetki z grymasem bólu na twarzy.
- nie przeproszę cię. A teraz chodź mam pomysł jak pozbyć się ciebie na dłużej i nie nie wykopałam ci grobu.-wymijam chłopaka i wychodzę na korytarz. Uśmiecham się na widok groźnego lica nauczycielki po czym idę gdzieś.
°~°~°
Wskazuje szatynowi stolik jakichś dziewczyn. Jesteśmy usadowieni idealnie w rogu stołówki, mam cudny wiok na wszystkich.
-znajdź sobie jakiś obiekt westchnień. Mówię ci to lepsza zabawa niż łarzenie za mną.-mówię wkładając kawełek pomidora z keczupem do buzi.
-naprawdę? Myślałem, że jesteś bardziej kreatywna.- powiedział nawet nie odrywając wzroku od mięsa na talerzu. Próbowałam nosić mięso ale to daję tylko pięć minut przewagi.
-to nie moja wina, że moje kreatywne pomysły były dla ciebie nieodpowiednie.- zmrurzyłam na niego oczy.
-te twoje pomysły co do jednego wiązało się z poparzeniem, utopieniem, zakopaniem żywcem, lub wypatroszeniem.- spojrzał na mnie znacząco
- zapomniałeś o wystrzelaniu.- mruknęłam zerkając przez okno.- nie marudz, w zanadrzu mam jeszcze środki nasenne i kwas.
-dobra to do kogo mam iść twoim zdaniem?
-sam wybierz, będzie większe prawdopobieństwo, że chociażby znajdziesz przeznaczoną a ja spokój.
-może ta?- wskazuje widelcem na brunetkę siedzącą obok tlenionej blondynki.
-weź inną jestem z nią umówiona w piątek.
-nie rozumiem w czym problem.- mruczy patrząc na mnie z byka.
-jeśli chcesz iść na jej pogrzeb to żaden. Ty nawet dobry pomysł pewnie znajdzie się dużo więcej dobrych dusz do pocieszania.- klaskam w dłonie.- idź do niej.
CZYTASZ
Mów mi śmierć
Manusia SerigalaUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.