Darkness
Biegnę, uciekam tak szybko na ile pozwalają mi to moje krótkie nóżki. Uciekam z dala od domu, jestem wściekła, złoszcze się na rodziców.
Nie widzę tego pierwszy raz, kiedyś oglądałam to codzień, ale teraz nie pamiętam, kiedy widziałam to ostatnio. Tak bardzo chcę zawrucić, chcę zobaczyć ich twarze jeszcze raz. Co z tego, że ich nie pamiętam. Nienawidzę tego widma przeszłości, bo nie mogę odwrócić się od niego, ani uciec. Mogę jedynie patrzeć na nieuniknione.
Tak więc patrzę. Widzę jak moje pulchne rączki łapią gałęzie dębu pokryte szorstką korą. Wspinaczka jest trudna, ale mój upur większy. Siedzę i patrzę, nie widzę dokładnie, dużo przysłaniają mi gałęzie. Zaraz jednak nie będzie miało to, żadnego znaczenia.
Nie wiem, nie pamiętam już dlaczego to zrobiłam, na pewno nie chciałam naprawdę przed nimi uciec. Chyba chciałam żeby przyszli i mnie przeprosili. Tego powinnam chyba chcieć.
Nie przychodzą jednak moi rodzice, z lasu wyłania się ktoś inny. Główny alfa idzie z dumnie wypiętą piersią i łukiem w dłoni. Nie przybył on jednak sam ma ze sobą swoich ludzi, jest ich tylu, że nie jestem w stanie dostrzec wszystkich. Jestem jednak wstanie zrozumieć po co tu przyszli, właśnie to zmusza mnie do zawarcia w bezruchu na najbliższą godzinę.
To co widzę nie jest czymś co jestem w stanie zrozumieć, ale nie chcę na to patrzeć. Nie mogę jednak odwrócić wzroku.
Na moich oczach wszystko płonie, jest niemal tak jasno jak w dzień. Wilką za pazury służą strzykawki. Niektórzy wybiegł z domu i prubóją walczyć. Każda walka jest jednak tylko desperacą próbą ochrony życia. Te demony są słabe. Nie potrafią, ani walczyć, ani się bronić. Niektórzy kryją się w płomieniach, są to jednak czasy kiedy i wilki potrafią je kontrolować.
Widzę powykręcane i poparzone ciała, w głowie kręci mi się od zapachu spalonych włosów. Widzę jak jakaś kobieta biegnie z zawiniątkiem w ręce, jej ramiona są nagie ma na sobie tylko koszulę nocną. Widzę ją bardzo dokładnie, jej ciało całe pokryte jest plamami, nie są to poparzenia. Jej skóra, nie cała ona wygląda na chorą.
Ona nie jest bezbronna, bez problemu przebiega obok wilków, zostawiając za sobą ich powykrzywiane i pokryte wrzodami ciała. Ona też nie jest w stanie uciec, igła też jej dosięga. Kobieta zatrzymuje się a jej oprawca pada, ona jednak nie.
Powinna upaść. Dlaczego nie upada? Ten sen zawsze był ten sam. Dlaczego do cholery nie chcesz umrzeć?
Kobieta powoli się obraca, patrzy w moim kierunku, prosto na mnie. Boję się, boję się, boję się. Patrzą na mnie oczy o szarych źrenicach, potworne oczy, które nie widzą światła.
Czuje ciepło, po moim ciele rozchodzi się ciepło, promieniujące od serca. Czuję jak w ustach zbiera się krew, ma okropny smak ciepłego metalu. Jest jej za dużo więc wypływa mi z ust, cieknie po brodzie, w dół, aż nie połączy się z tą sączącej się z mojej piersi. Z krwią, która nasiąka drewnianą strzałę zastałą w moim ciele.
Niech ona przestanie tak patrzeć!! Boję się!! Boję się!! Boję się!!
Czuję jak powoli osówam się z gałęzi, moje ciało przez chwilę jakby przestaje istnieć, nic nie czuję nawet jak leżę już na ziemi. Nie widzę już tej kobiety, nie widzę już nic, zostaję sam na sam z ciemnością.
*~*~*
Bodźce powoli jednak wracają, ciemność znów mnie wypluła. Czuję ciepło, towarzyszy mu ciężar. Moje kończyny są strasznie ciężkie, jakby były z ołowiu. Definitywnie czuje się jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł.
CZYTASZ
Mów mi śmierć
Loup-garouUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.