12

730 46 0
                                        

(Rozdział nie sprawdzony)

Dlaczego odcieli połowę elektroniki a drugą zrobili praktycznie nie dostępną? Dlaczego część materiałów i surowców stała się dostępna i charakterystyczna dla wybranych ras?

Wilki głupio skonstruowali nowy świat, a może zbyt mondrze żeby zwykły umysł to pojoł? Nie odcięli złota a stal, nie odcięli jedwabiu lecz skórę, nie stworzyli zagrożenia ale karali za nie. Victor ewidentnie dobrze odnajdywał się w tym co robił. Zawsze miał wyjaśnienie swoich poczynań, zawsze mądre. Może zbyt mądre?

Zawsze mam głupie rozmyślania gdy siedzę w laboratorium. Gdy hałas maszyn produkcyjnych szłumi mi w głowie niby zagłuszając własne myśli.
Ten hałas nigdy mi nie przeszkadzał, częściowo przypominał szmery tłumy, jednak był zbyt równomierny żeby nimi być.

Zgarnęłam tabletki do woreczka, wysyłam takich z pięćdziesiąt do Hell, to tam się je rozprowadza. Tam pakowali mój produkt w ładne opakowania po trzydzieści czarnoczerwonych pastylek.

Nie chciałam żeby ktokolwiek wiedział, że ja je wymyśliłam a tym bardziej jak je produkuje. To był mój sekret mimo, że nim nie był. Cieszyło mnie, że nikt inny nie umiał szukać  mało skomplikowanej receptury, że nikomu się tego nie chciało.

Wzięłam w dwa palce jedną kapsułke, mała rozpuszczalna otoczka skrywała w swoim wnętrzu krew gęstą niczym masło orzechowe. Nigdy nie miałam jej w ustach, a dokładnie wiedziałam jak działa i dlaczego. Ciekawe jakbym się zmieniła.

Brzęk maszyny, który dla normalnego człowieka nie różnił się niczym od innych stenknięć żelastwa, wyrwał mnie z zadumania nad pastylką. Jeszcze dwa woreczki i na przyszły miesiąc skończone.

Dlaczego zawsze dwie głupie kapsułki muszę rozgnieść butem? Chyba stało się to już moim rytuałem sądząc po małych niezmywalnych plamkach na podłodze. Rzucam rękawiczki i uciapany fartuch na stół obok którego stoi drewniana skrzynka z tabletkami.

Gdy zamykam ciężkie metalowe drzwi słyszę ciche kroki nad głową i ciche sapanie Pierdoły. Pięć minut zajmuje mi wyjście z mojego małego prywatnego labiryntu. Kiedy zamykam zejście do piwnicy już czuję oddech psa na udzie.

-Hej piesku.- klenkam i drapie psa za uszami. Po chwili Pierdoła ciągnie moją nogawkę w kierunku kuchni.- już idę.

-Witam śpiącą królewne.- wcale nie zapomniałam jego imienia.

-Witam kościotrupa, oświecisz mnie gdzie jest łazienka?- postać przy stole patrzy na mnie rozespanymi oczkami.

-Żebym ja to pamiętała, znam położenie jednej z trzech łazienek w tym domu. Jeśli chcesz możesz poszukać albo drugie drzwi na lewo tam jest mój pokój a obok łazienka.- pomachałam niedbale ręką w stronę drzwi.

,,P'' wyszedł z pomieszczenia, wrzucając po drodze opakowanie po jakimś produkcie do kosza. Nie przeszkadzało mi to, że łaził po domu w samych spodniach, gorzej jak zgubi swoją garderobę a ja będę musiała szukać.

-Nie zgub ciuchów inaczej posłużą mi jako opał do kominka!- którego swoją drogą jeszcze nie widziałam, był gdzieś no i tyle mi wystarczyło.

Ciekawe czy zauważyłabym jakby ktoś tu zamieszkał. Ehhh... i tak zpędzałam tu mało czasu. Ten dom był stosunkowo nieduży, rodzinny a ja używałam go na tyle ile mi było potrzeba. Nie widziałam powodu żeby go dostować go do swojego gustu, czy tym bardziej stylu. Nie wiem czy w jakikolwiek sposób uważałam to miejsce za ,,swój dom''.

Był dla mnie tylko przystankiem z którego widziałam większość Channelton. To miasto było dość duże jednak nie zasłużyło na miano stolicy więc rozbiło się na cztery części. Widać miasto przerosło możliwości komunikacji i organizacji. Ja mieszkałam w najmniejszej części miasta, no to znaczy najnudniejszej.

Miejsce w którym mieszkałam można nazwać górą mimo, że nią nie jest. To miasto osadzone jest w kiedyś na dnie wielkiej rzeki. Swoją drogą kiedyś była w pobliżu tama, jednak gdy rzeka wyschła zupełnie stał się tylko ogromnym murem. Czyli głupią atrakcją, jeśli ktokolwiek tu przyjechał to tylko po to by zobaczyć wielką betonową płytę, która kiedyś runie. Poza tamą z której co dzień trzeba zmazywać graffiti i odklejać gumy, których swoją drogą pewnie niedługo zakażą, nikt by tu nie przyjechał.

Stara tama, wielki zabytek, symbol miasta, kawał rozpadającego się kamienia obrośniętego mchem. Może nie rozumiałam czym się zachwycać bo nie byłam stąd? A może nie było czym się zachwycać? Nie wiem, jednak gdzieś na choryzącie kiedy wyglądałam ze swojego okna zasłaniał mi wschody słońca w tym mieści o kształcie dziury.

-Będę się zbierał, do następnego.- kontem oka zarejestrowałam chłopaka wychodzącego przez główne drzwi, kiedy ja sączyłam z zielonego kubka herbatę.

Mów mi śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz