(Rozdział nie sprawdzony)
Zajęło mu chwilę zanim postanowił do niej podejść, przychodził tu codziennie tylko po to by zobaczyć jej nieprzytomne ciało w celi i podać jej chlorek suksametionowy- substancje zwiodczającą mięśnie. Ta kobieta nie miała prawa podnieść ręki a siedziała sobie obok jednego z martwych bet.
Patrzyła na niego tymi różnymi oczami. Najgorsze było to, że tę oczy zdawały się go nie dostrzegać i przewiercać go na wylot. Spojrzenie trupa, tym samym zaszczyciła go na akademii powitalnej. Wtedy tego nie zauważył. Była pierwszym demonem jakiego spotkał i już wiedział, że pragnie pokojowych kontaktów z tą rasą.
Z książek wiedział, że z demonami trzeba postępować szybko jeśli chcesz zadać mu jakąkolwiek ranę. Demony się regenerowały i to tysiąc razy lepiej niż wilkołaki. Wystarczyło, że przyjęły drugą formę, mogłeś kopać sobie grób. Ponoć jednak młode osobniki leczyły się wolniej, zwłaszcza w odosobnieniu. Była to tylko pogłoska, która pozwalała wierzyć, że można zabić podwładnych Darknes. Nigdy jednak żadna pogłoska nie głosiła, że można zabić przywódcę demonów, była nieumarła. Wiedza o wysłannikach ciemności w większości opierała się na plotkach, oni nie chwalili się umiejętnościami wszystkim, ich możliwości można było badać jedynie z masy ciał jakie za sobą zostawiali.
Kiedy Blaz postawił pierwszy krok reszta poszła już z gurki. Musiał pozbawić dziewczynę przytomności, kajdany nic tu nie dadzą. Odepchnął metalowy wózek , który upadł z łomotem i doskoczył do z pozoru nieprzytomnej już postaci. ,,Czyli jednak demony mają swoje granicę''. Jej oddech był płytki i niesłyszalny dla ludzkiego ucha. Cieszył się, że jednak nie będzie musiał nokałtować osoby, która jak już zauważył zniszczy wszystkie strzykawki jakie miały z nią kontakt. Do tego ta czarna posoka zamiast krwi, na pewno nie chciał dotykać jej gdy była nią cała pokryta.
Kuzynka w jego oczach była bardziej niepokojąca niż jej matka, którą co prawda widział tylko na zdjęciach w gazetach przeglądanych przez ojca. Zostać sam na sam z demonem o nieobecnym spojrzeniu na pewno nie było najmilszym doświadczeniem dla młodego alfy. Nie mając porównania do żadnego innego demona o postawie z horroru zaliczył martwe spojrzenie żywej osoby do najgorszych rzeczy jakie było mu dane do tej pory oglądać.
Czy jej oczy wyglądały tak podczas ich pierwszego spotkania. Nie, tamto spojrzenie rzucało mu wyzwanie, prawda? A może tylko tak sobie ubzdurał? Może łzy siostry nie były bezpodstawnym aktem? Czy wtedy to spojrzenie też nie należało do świadomej istoty?
Nie miał przy sobie sirodków odużających. Prawa dłoń zanurzyła się w blond włosach szarpiąc nerwowo za końcówki. Mimo, że ze statusu był przywódcą nienawidził swojego wysokiego stanowiska. Nie był na tyle głupi żeby nie wpaść na to za młodu nie raz próbowano go zabić. Wierzył również w niektóre plotki o władczyni demonów, konkretnie w jedną. Najbardziej powszechnym wierzeniem jakie szło w parze z opowieściami o wiecznie młodej dziewczynce. Ponoć jej moc pozwalała razem ze strachem wpełznąć do głowy.
Blaze nigdy nie śnił jak inni, jego sny nigdy nie przpełniały zabawki czy słodycze. Nieważne jak bardzo wytęża pamięć, nie ma tam sennych marzeń. Za to zawsze są koszmary, zawsze jest ciemno, gdy był mały widział jak rodzice niszczyli wszysto co znalazło się w zasięgu ich szponów by na koniec nawzajem się pozabijać. Nigdy nie budził się zanim martwe ciała upadną na ziemię, zawsze miał mokre policzki choć nigdy nie krzyczał. Były też ciała przyjaciół po części wgniecone w asfalt i w grube opony. Wysypiska ciał, topiący się pupile, podpalające się dzieci. Były też sny gdy stał sam przed lustrem z nożem w ręce, kiedy zatapiał ostrze w skórze czył ulgę, a potem się budził.
W czternaste urodziny znowy stał przed lustrem, uśmiechał się. Tak jak we śnie miał nóż. Kiedy ostrze powoli zbliżało się do jego szyi w jego oczach był obłęd. Już nie wiedział czy to jawa czy może nie. Był wrakiem, policzenie wszystkich jego kości nikomu nie sprawiłoby problemu. Prawie nigdy nie pojawiał się na publicznych występach, nie przypominał alfy a tym bardziej potomka najwyższego władcy. Nie to co jego siostra, od początku wszystkich zachwycał jej wygląd, to ona zawsze plotła kłamstwa o tym ile jej brat ma nauki i obowiązków.
Również ona wbiegła do łazienki zanim ostrze zdołało utkwić w moim ciele na tyle żeby było za późno. Nie byliśmy kochającym się rodzeństwem, tym bardziej ją odpychałem tym rzadziej widziałem jej ociekającą krwią twarz. Mój głos był zbyt słaby żeby ją wygonić, moje ręce zbyt mizerne żeby nie mogła zabrać mi noża, usta zbyt słabe by zatrzymać potok słów.
Potem były zioła, całe kilogramy ziół. Od tej pory nie obudziłem się już z mokrymi policzkami. Po prostu wieczorem kładłem głowę na poduszkę żeby rano ją podnieść. Patrząc na nieprzytomną dziewczynę jednak wiem, dziś na pewno zobaczę jej oczy gdy tylko zamknę powieki.
CZYTASZ
Mów mi śmierć
Kurt AdamUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.