Siedziałem na kanapie mogłem sobie już na to pozwolić bo bałagan, który robiłem wcześniej udało mi się ograniczyć do minimum. Od kąt zaczołem nosić sygnety jestem w stanie też przejąć panowanie nad węglem, którym już straciłem władzę, albo przywłaszczać sobie choć z lekkim trudem obcą materię. Zazwyczaj muszę to dotknąć, ale miasta w jeden dzień się nie da zbudować.
Choć to trochę dziwne bo teraz wyczówam go niemal wszędzie i we wszystkim, bo niestety a może stety, on jest wszędzie. Właśnie próbowałem czytać jednocześnie próbując sobie wyrobić nawyk bezmyślnego tworzenia grotów, choć miały to być sztylety. Najwidoczniej to nadal dla mnie zbyt ambitne zadanie, za to w moich ala sztyletach połyskóją jakieś błyszczące drobinki, są dużo twarszę i nie rozmawiają się jak zwykły węgiel. Wydaje mi się, że wiem co to, ale nie chce chwalić dnia przed zachodem słońca.
Brązowa książeczka mimo, że niezbyt gruba nadal nie odkryła przede mną wszystkich tajemnic. Mimo, że mam dobre tępo czytania jako historyk, który większość część czasu właśnie na tym spędza. Mała książeczka jednak pozwoliła mi przypomnieć dlaczego właśnie jestem kim jestem, a w mojej pamięci na nowo odżyły wszystkie powody dla których nie wybrałem innego kierunku. Oraz wszystkie męczarnie na testach z chemi jak i wydane na obowiązkowe projekty pieniądzy u bardziej kompetentnych.
Nie żebym kompletnie nic nie rozumiał, ale w sprawie ,,Dziejów Czarnego Złota", na przekartkowaniu się nie skończy.
Nagle w moim umyśle zaskakują jakieś przełączniki, w moim zasięgu pojawiło się nowe żródło. Bo mimo, że potrzebuje dotknąć czegoś z węglem by to przejąć to wyczucie go to zupełnie inna sprawa. Mimo, że jest po za zasięgiem to nadal wiem, że tam jest.
Nie zwróciłbym uwagi na zwykłego przechodnia bo od jakiegoś czasu ci zaczynają coraz częściej pojawiać się w moim coraz większym zasięgu, ale to jest inne. Definitywnie człowiek zbliżał się w tym kierunku w pośpiechu, nie, on biegł.
Do mojego pokoju wpada jakby gonił ją sam diabeł roztrzęsiona Aria. Wysoka dziewczyna zasnęła zasówkę w drzwiach, choć w przypadku diabła nie zda się to raczej na wiele.
-Musimy się stąd wynosić.- chwilą mija zanim przez rodzaje ułożenia przestrzennego przebije się do mnie sens jej słów.
-Ale dlaczego? Po co? Co się dzieje i co ja mam z tym wspólnego?- pytam cały się napinając. Czy jak się z kimś raz prześpię w przypadku demona to jedno musi ganiać za tym drugim nie ważne co by się działo? Obym nie wplątał się w taki układ. Choć wszystko ma swoją cenę, to ta była by nader wysoka.
-Sam fakt, że ze mną rozmawiałeś wystarczy. Później ci wytłumaczę.- patrzę jak zarzuca na ramię, do tej pory lużno zwisający kij, nie, nie kij. Kurwa jakie to wielkie! Dobra nie czuję się na siłach wypersfadować ewidentnie wściekłe kobiecie z dwumetrową kosą pomysłu o zabraniu mnie w pizdu.
-Po co Ci to?- pytam jak debil, no bo pomyślmy po chuj rozdrażnionemu demonowi broń. Dziewczyną zdziwiona marszczy brwi patrząc na mnie nierozumiejąc. Wskazuję palcem na obiekt moich obaw.
-Na wszelki wypadek. A teraz ruchy!! Nie ma czasu.- zdenerwowanie w jej głosie uderzyło mnie z ogromną siłą, chyba po raz pierwszy słyszałem by ta dziewczyna nie emanuowała stoickim spokojem godnej pomnika.
-Poczekaj, chyba nie zamierzasz uciec tak jak stoisz?- lustruje ją wzrokiem. No dobra, w tym swoim długim czarnym płaszczu, ciężkich butach i dwumetrowym narzędziem względnej zagłady wyglądała nawet jakby była gotowa zabić każdą napotkaną istotę, jej spojrzenie nawet utwierdzało mnie w tym przekonaniu.
Wziąłem się za pakowanie, wywlokłem z szafy średniej wielkości plecak, nie miałem praktycznie tutaj nic osobistego. Po wyrzuceniu niemal randomowych przedmiotów i ubrań spojrzałem na dziewczyne z galopującym sercem i spocomi dłońmi. Bo co może być tak niebezpieczne żeby chcieć uciekać tak jak się stoi?
CZYTASZ
Mów mi śmierć
Kurt AdamUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.