39

296 25 0
                                        

(Rozdział nie sprawdzony)

Ciało dziewczyny bezwładnie spoczywało na rękach przyszłego przywódcy, kiedy niósł je do celi. Czarna posoka brudziła jego ubranie, kiedy pośpiesznie kroczył do przodu. Nie wrzuci jej do celi, ograniczy się do zatrzaśnięcia dziewczyny za wrotami czwartego przedziały. Mógł podać jej coś na uspokojenie, ale przeświadczenie iż dziewczyna zniknie zaraz gdy straci ją z oczu  było zbyt silne.

Gdy ciągnął za klamkę poczuł ukłucie w okolicy klatki piersiowej. Odruchowo zerknął w dół by zobaczyć jak szczupła dłoń wbija mu szpilkę w ciało. Nieco panicznie, jednak nadal sprawnie puścił głowę więźnia a chwilę potem nogi, tak żeby w najlepszym wypadku rozbiła sobie głowę o beton. Nie było jednak co się łudzić, że skrzydlaty potwór umrze w ten sposób.

Musiał jeszcze siłować się z drzwiami, które nie chciały się domknąć. Dopiero kiedy trzy zasówy dodatkowo zabezpieczyły drzwi powoli się po nich osunoł. Gdy jego oddech się unormował poczuł jak piecze go skóra na ramionach i brzuchu. Zciągnął bluzę, bardziej rozszarpał jak dzikie zwierzę. Nie chciał patrzeć w dół, palące ciepło połączone z bólem było wustarczające żeby domyślił się jak bardzo jest źle.

Przed oczami przewinęło mu się kilka obrazów, przypalani rozgrzanym srebrem więźniowie, wojownicy wracający z bitwy z poparzeniami po tojadzie i jego bliscy cierpiący w konwulsjach rozdrapując oparzenia.
Jeden obraz bardzo wyraźnie zapadła mu w pamięć. Mężczyzna, zobaczył go gdy miał jakieś siedem lat, połowa jego zwęglonej twarzy wyglądała jakby się roztopiła i powoli spływała w dół. Ojciec wtedy miał dużo zatargów z władcą wampirów i nie raz jego ludzie mocno na tym cierpieli.

Gdyby demony spróbowały ich wtedy pokonać pewnie nie mieliby większego problemu. Przed oczami Blaza staję dwójka więźniów od, których oddziela go wyłącznie ściana. Chłopak boleśnie uświadamia sobie, że wystarczyłyby demony siedzące sobie po drógiej stronie drzwi żeby znacznie uszczuplić ich wojsko. Ta myśl uderza go tak mocno, że zapomina w jakim obecnie jest stanie.

Pieczenie jednak nie pozwolio na długo o sobie zapomnieć, w dodatku zamias słabnąć nasilało się. Miniaturowy pożar rozprzestrzenia się wgłąb ciała. Blaze nareszcie ocenia szkody na swoim brzuchu, cała skóra zrobiła się niemal fioletowa dodatkowo przyozdobiona bomblami, każdy wielkości miętówki.

Zpomiędzy rzeber wystaje srebra szpilka, którą chłopak  w dwa palce. Gdy wyciąga szpilke, czuję jak metal ociera się o bolące miejsca. Zaraz po odrzuceniu szpilki na bok widzi jak z rany wycieka czarna maź. Nie mineło nawet pięć minut a chłopak czuję jak jego kości niemal płoną, jego regeneracjia sobie nie poradzi. To był fakt, który powinnien zdziwić niemalże dorosłego wilka. Blaz był tego jednak świadom od samego początku. On nie posiadał wilczej regeneracji, nigdy nawet nie przemienił się w wilka. Demonem jednak też nie był, przynajmniej tak mu wszyscy mówili.

Był człowiekiem, przynajmniej w praktyce. Nieudane dziecko, od stóp do głów. Chyba był na coś chory bo jak przez mgłe nadal pamiętał zapach środków odkarzających i metaliczny posmak w ustach. Mógł być to jeden z koszmarów, zwykłe omamy. Może był po prostu produktem ubocznym. Pustą kartą, która jest kontrastem do demonów mogących kiedyś przyjmować wilcze postaci.

-Jeszcze nie dziś.- słowa bardziej przypominały bulgoczący płyn niż ludzkie odgłosy.

Po drugiej stronie drzwi siedziała wymizerniała postać marszcząc w zamyśleniu brwi. Dlaczego on jeszcze żyję? Jej kuzun już dawno powinnien zesztywnieć, dlaczego jest w stanie mówić? Jej myśli na moment uciekły do Hell, spokojnie poruszały się ulicami by na koniec uparcie krążyć dookoła siedziby jej matki. Dom rodzinny.

W głębi korytarza rozbrzmiał szelest. Aria po uniesieniu głowy dostrzegła jak po srebrych ścianach wspina się bluszcz. Union, Union, Union. Doradca. Dziewczyna wzdycha, kiedy ból opsiada całą jej głowę, i wbija się coraz głębiej. Nie bluszcz, tojad. Ściany gęsto pokrywała warstwa tojadu.Powolnie dźwiga się na nogi i rusza w głąb korytarza.

-,,P''?- Aria nie pamięta całego imienia  swojego kolegę z klasy. Siedzi pod ścianą wygląda jakby zaczął powoli wrastać w zieloną skórę celi.

-Nie potrzebny mi już nikt do odstraszania tłumów, ale fajnie, że wpadłaś. Nudno tu.- jego słowa mają jej wszystko wyjaśnić. Nie tłumaczą nic, ale znajoma twarz i serdeczne znajome oczy tworzą bańkę bezpieczeństwa.

-Czy moc demona może być wadliwa?- wie, że powinna zapytać jak się czuje lub jak się tu znalazł? W jej umyśle jednak kołacze się tylko jedno pytanie. Dlaczego jej krew nie działa?

Twarz chłopaka na chwilę tenżeje jakby przypomniał sobie o czymś istotnym. Zaraz jednak na jego wargi znów wpełza kpiący uśmiech.

-Jak widzisz, mi się jeszcze nie zdarzyło.- podnosi się wskazując na powybinanne kraty.- Kiedyś słyszałem, że ponoć od  królowej trucizn traci się władzę nad mocą.

Przez ból głowy do dziewczyny słowa docierają zdyt wolno. Najpierw przed oczami mignęły jej obrazy z szkolnej łazienki, później w jej uszach zaczęło tłuc się pytanie- Jaka królowa?

Dookoła jej gardła już zaciska się pętla z tojadu gdy jej myśli zaczynają na powrót gnać. Jej świadomość nadal jest ograniczona, ale wie, że zapomniała o czymś ważnym. Ważniejszym od podtrzymania świadomości jej siostry.  
Czuje swąd spalenizmy wywołany zetknięciem jej krwi z pnączem. Jednak tę spalone szypko zastępują nowe i jeszcze więcej, wokół kostek i nadgarstków. Wszystkie po chwili zaciskają się tak mocno, że nie może złapać oddechu a po kończynach zaczunają biegać jej mrówki.

Mimo bólu jej myśli jednak pędziły, w koło, w koło, pętla, koło, k, k. Płuca pożerał ogień, trawił gardło i rozprzestrzeniał się przez krew. Wrząca krew, krew, pętla, koło. Czarna posoka tryskała z miażdzonych stawów, krew, koło, kości, pętla. Niemal bezwiedne ciało drżało w konwulsiach kiedy przeszyła je fala chłodu sięgająca aż po jej czarny szpik. Czarny, krew, pętla, koło, kości. Syk w uszach i mroczki przed oczami nie odebrały całkowicie kontaktu z rzeczywistością.

Białe skrzydła wystrzeliły w górę i zaczęły panicznie uderzać powietrze. Spalenizna, po piórach spłynęła czerń, czarne koło, krwawe pióra, pętla z kości.

~ Może i nie jestem wystarczająco wyjątkowy, ale to odpowiednio wymierzony cios stąca koronę.- słowa trafiające prosto w świadomość, coś czego nie zagłuszy nawet wrzask z własnego gardła.

Wszystko bolało, dopóki skrzydła nie spaliły się doszczętnie, dopuki krtań nie została zgnieciona. Dopóki w głowie nie zawisła jedna wypowiedz, tak bliska a jednak zapomniana. ,,Wataha czarnych kości, ona od zawsze była odpowiedzią. Odpowiedzią, której nikt nie chciał usłyszeć''.

__________________________

Przepraszam ale niestety w najbliższym czasie rozdziały mogą pojawiać się bardzo rzadko, szkoła i te sprawy. Z góry przepraszam.

Mów mi śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz