Odeszła, przepadła, jakby nigdy jej tam nie było, jakby wszystko do teraz było tylko sennym marzeniem. Tym razem odeszła na prawdę, nie wróci, nie ważne jak mocno zacisne powieki, jak głęboko zakopie się w pościeli. Chodzę po labiryncie, błądze korytarzami pełnych wspomnień z których wylewają się obrazy i dźwięki. Nie widzę tych jaskrawych kolorów, ani nie słyszę tych skocznych tonów.Nie ma jej.
Jestem pod wodą. A ona sprawia, że nic nie jest wyraźne i ostre. Czuję jak przelewa się ona w płucach i szumi w głowie, jak powoli bierze mnie w swoje ramiona. Nie mam siły z nią walczyć, ale w prawdzie nawet nie chce. Poddanie się jej, to boli, ale jest proste. Bo ona jest silna, łatwiej ulec silnemu.
Nie jest to jednak ciemność, tu wciąż dociera światło, głupie nie chce się poddać. Dźwięki też nie cichną zupełnie, nadal coś słyszę.
Dlaczego nie możesz być wreszcie cicho!?
Tylko kto ma być cicho? Kto nie chcę żebym utonęła? Kto chcę bym walczyła?Nie wiem, nie potrzebuję wiedzieć, to nic nie zmienia.
Słyszałam to już? Tak, na pewno gdzieś to słyszałam. To, ja to już słyszałam. Miarowe, niewyraźne i niezrozumiałe odgłosy, które nie cichną, tylko ciągną się w nieregularny utwór. Utwór, którego nie obejmą żadne ramy, nie opiszę go też żaden wzór.
Szmer, słyszę szmer, składający się z tysięcy innych podobnych sobie. Szmery ludzkich głosów, niezliczonych, albo mogących być policzonych na palcach jednej ręki. Jedyna rzecz, która tak uparcie nie chcę ucichnąć.
Chcę usłyszeć!! Chcę zobaczyć kto tak szepta!!
~*~*~
-Ocknęłaś się w końcu.- to nie głos od szmeru, ale należy do kogoś przede mną. Ten ktoś z nadmierną siłą i uporem szarpie mnie za trzymaną jak w imadle rękę.
Biegniemy, albo raczej próbujemy to robić, zanim dokładnie zrozumiem co powinnam robić z nogami, przypomina to raczej ciognięcie naćpanego trupa. Orientacja w sytuacji jak i w terenie nie trwa jednak długo, znaczy trwa do puki nie przerywa jej wściekłe ujadanie za nami.
Jak się zaraz okazuje instynkt przetrwania ma najlepszą orientację w terenie. Kiedy przestaje potykać się o każdy kamień czy gałązkę ucieczka nabiera prędkości. Biegniemy teraz razem, ramię w ramię, nie rozdzielając się od siebie zbytnio. Ja dlatego, że jeszcze nie do końca ufam sobie po niedawnym odzyskaniu świadomości a on poniewarz wie, że jak ja przepadne, przepadnie i przepis.
Do ujadania co jakiś czas dołącza wycie, podnoszą alarm, zaraz całą watacha będzie nas ścigać . Warczenie trzeszczy mi w głowie pochłaniają moją świadomość w całości, mam wrażenie, że wilki nie są za nami a warczą mi nad uchem. Adrenalina, którą teraz wytwarza mój organizm można by liczyć w kilogramach, pobudzająca substancja przyspiesza mi puls i sprawia, że nie czuje nawet jak moje stopy napotykają zróżnicowaną pod kontem twardości jak i gładkości ściółke leśną.
Pościg trwa a ja biegnę coraz zwinniej wymijając wystające gałęzie i kamienie, coraz swobodniej się czuje, zaczynam pasować do biegu. Szybciej i szybciej, nie przestaję się rozpędzać. Las gęstnieje z każdym kolejnym krokiem pozwalającym oddalić się nam od domu głównego. Nadal jesteśmy jeszcze za blisko. Przed nami jest jeszcze straż, przynajmniej dwa posterunki, trzeba będzie je wyminąć, postoje mogą za dużo kosztować.
Lewa ręka zjeżdża wzdłuż biodra, ale moja ręka natrafia na pustkę, przez chwilę jestem niemal pewna, że cały świat stanął w miejscu. Zatrzymał się razem ze mną próbując zorientować się co jest nie tak. Jednak to zawieszenie jest tylko w mojej głowie, ustępuje razem z nadejściem rozwiązania zagadki. Kiedy w końcu wrażenie, że coś jest nie tak zostaję podparty ciągiem myśli, czuję irytację. Zgubiłam go, mój biały pistolet został w lochach wilków.
Najpierw chcę zawrucić, potrzeba żeby pognać z powrotem wprost pomiędzy ujadające zmory, ta myśl aż swędzi mnie w głowie. A jedynym sposobem żeby to irytujące uczucie minęło jest zawrucić.Wydaje mi się to nawet jedyną opcją. Przez chwilę rozważam jakie mam szansę z rozszalałą chordą wilkołaków. Niestety nic nie świadczy na moją korzyść, nie mam ani przewagi liczebnej ani planu, za to posiadam całe morze wątpliwości odnośnie aktualnej kondycji, stanu emocjonalnego i zapasów adrenaliny. Mój nieszczęsny rozsądek za to jest w pełni rozbudzony i nieważne jak by tego nie interpretować, każe mi głośno i wyraźnie spiepszać.
~Ej!!- w mojej głowie grzmi spanikowany głos.
Rozglądam się, widzę znów biegnącego przede mną Paula. Nie widzę jego twarzy, ale widzę jak cieniutkie pędy tojadu wiją się po jego ramionach i karku jakby chciały same uciec.
~Nareszcie. Nie zwalniaj, bardziej już ich nie spowolnie.- odzywa się znowu.
Wlepiam wzrok w plecy chłopaka, muszę się na czymś skupić. Nie trać tępa, ignoruj to. Do cholery, ignoruj to przeklęte swędzenie. W mojej głównie kotłuje się pragnienie by rozdrapać sobie całą głowę tak jak chwilę wcześniej zrobił to chłopak ze swoim policzkiem.
Coś powstrzymuje mnie jednak przed wydrapaniem mózgu z czaszki. Biegnąc za Paulem widzę jego plecy, ma na sobie kiedyś niebieską koszulkę i może kiedyś czarne spodnie. Nie na tym jednak się skupiam, a na plecach, bo ma moją kosę wieszoną na nich zwiniętą w szary materiał tak, że widać jedynie ostrze. Ostrze z kolei dynda mi tuż przed twarzą i podskakuje w rytm biegu. Ma też pistolet, jest w kaburze na jego prawym biodrze, widzę fragment białego pistolet.
Chęć powrotu znika, jakby ktoś wypuścił mnie z ramion. Nie, to uczucie bardziej przypomina puszczenie sznura, który nie pozwalał mi odejść. Mimo to oglądam się za siebie, za mną jest tylko las, mam jednak wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. To uczucie jest okropne, mam wrażenie, że to nie istniejące spojrzenie jest oskarżycielskie, pełne oczekiwania i wrogości.
Przyspieszam jeszcze bardziej, łapie Paula za rękę i ciągnę go, teraz ja prowadzę. Pora wrócić do domu.
---------------------------------------------
Witam w kolejnym rozdziale pełnym mojego talentu ortograficznego. Mam nadzieję, że się podoba.
CZYTASZ
Mów mi śmierć
Manusia SerigalaUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.