(Rozdział nie sprawdzony)
Życie czasami jest takie monotonne. Czasami do takiego stopnia, że trzeba szukać inspiracji w najprostrzych jego elementach. Tak więc z wielką przenikalnością obserwuję pół pełną filiżankę z kawą.
Ten ów przedmiot jest z mlecznej porcelany z wgłębieniami, po uderzeniu w nią łyżeczką wydaję charakterystyczny jednak trochę inny brzęk, posiada za duże ucho, które jest wyszczerbione i mały zdobiący ją złoty pięciolistny kwiatuszek.
Przedmiot miał również osiem centymetrów wysokości i promień na moje oko cztery. Na spodzie filiżanki znalazłam również złotą kropkę, niczym plama zaburzała i tak już wygląd nieidealnego naczynia.
-Twojej kawie już wystarczy soli.- Tony delikatnie zabiera mi solniczkę odstawiając ją tak daleko na ile pozwala mu blat stołu.
Patrzę do wnętrza filiżanki i dostrzegam zawiesinę sięgającą już do 1/3 objętość napoju. Posyłam naczyniu przepraszające spojrzenie jakby mój czyn sprawił mu ból.
-Chyba za bardzo skupiłam się na analizie, potrafisz to jeszcze?- patrzę na niego z najlepszą nadzieją jaką potrafię z siebie wykrzesać.
-Chyba piję na to za dużo ludzkiej krwi.-posłał mi przepraszający uśmiech.
-Gdy wmówisz sobie, że przepraszasz za kłamstwo wyglądasz naprawdę wiarygodnie. Zapamiętaj, że lubię analizować jeśli wypiłbyś krew tamtego gościa pozostała ilość krwi nie dała rady by cię dosięgnąć, więc?
-No dobrze ale niczego nie obiecuje.- dłoń wampira uniosła się nad filiżanką poruszając nią jakby na palcach miał sznurki kontrolujące drobne kończyny marionetki.
Po chwili drobne białe ziarenka uniosiły się pomiędzy filiżanką a twarzą chłopaka tworząc jakieś wzorki i linię aż w końcu wszystkie pojawiły się nad dłonią wampira scałając się w małą błyszczącą figurkę.
To właśnie była umiejętność Toniego, bawił się solą z pozoru bezużyteczną przyprawą. Rozwijanie jego umiejętności było nad wyraz nieznośne gdyż ludzka krew ciągle osłabiała jego demoniczne ja. Za to nauka wygłodniałego wampira też nie należała do przyjemnych, zostaję karmienie go krwią demonów ale mało kto miał czas użyczać własnej z grupowej niechęci do igieł a moja krew przez większość czasu była niczym ludzka a potem trująca.
Tak więc możliwości mojego towarzysza wypadały mizernie na tle reszty, co prawda opanował precyzję do perfekcji ale z resztą ubolewał.
Ale to czyniło jego pokazy jeszcze piękniejszymi i wyjątkowymi.Głupia figurka małej tak precyzjyjnej, że niemal żywej owieczki wywoływała uśmiech zachwytu. Wyciągnęłam dłoń w której momentalnie pojawiła się sześciocentymetrowa owieczka o słonej strukturze. Nigdy nie widziałam żeby zrobił figurkę która miałaby przedstawiać coś innego niż zwierzęta, dlatego moim jedynym marzeniem od dziecka było zobaczyć solną miniaturkę człowieka.
-Piękne, jak zawsze. Szkoda tylko, że takie kruche.
-Wtedy ich wartość w twoich oczach by zmalała.- zntał mnie bardziej niż ja sama, więc zawsze byłam pogodzona z tym co powie.
-Pamiętasz...- w mojej świadomości zaświeciła zielona lampka zwiastująca najbliższe szkody.- Nie ważne.- i w tym momencie szyba w kuchennym oknie została doszczętnie zniszczona.
Tony jedynie w białych spodniach i trampkach zerwał się z krzesła na tyle szybko, że moje oczy nie dały rady tego pochwycić. Jak się okazało to było tylko dwoje wilków ale ładnie uzbrojonych. Walka średnio mnie interesowała o tej godzinie ale inaczej się rozleniwie. Więc łaskawie postanowiłam ruszyć dupe i się trochę powygłupiać.
Wyglądali na łowców, wysokie ale smukłe wilki z kaburami na udach. Tony z uśmieszkiem wypchnął jednego przez okno i sam podążył za nim. Ja zaś jakby nigdy nic myłam swoją filiżankę pod strumieniem ciepłej wody. Łowca nie tracąc czujności wyciągnął pistolet celując w moją stronę i zaczął się powoli zbliżać.
Mimo wszystko niektórzy łowcy nie mieli ani razu okazji spotkać demona a tym bardziej przeżyć to spotkanie więc ich doświadczenie w starciu z tą rasą na nic się nie przydawały.
-Mam pytanie.- definitywnie właściciel młodych oczu wzdrygnął się lecz nie opuścił gardy.
-Czy wartość mojej głowy obniża kula w czaszce?- po nie uzyskaniu odpowiedzi kontynuowałam. Łowca jakby wyczuł podstęp zawahał się przy kolejnym kroku. Kropelka potu, którą dojrzałam nad brwią chłopaka świadczyła o braku doświadczenia lub strachu w starciu z nieznanym przeciwnikiem ale determinacjia wszystko to tłumiła.
-Nie mów, że to twoje pierwsze łowy. Twój przełożony musi być naprawdę głupi albo ty musisz być naprawdę dobry w zawodzie. Pewnie się domyślasz co obstawiam?- po zakończeniu dialogu łowca stanął na tyle pewnie na nogach, że kiedy mu je podcięłam nie zdążył odskoczyć jak spłoszona łania.
Jednak jeden tak delikatny cios nie powali nawet zwykłego wilka, więc w wyrzucona w powietrze filiżanka przykuła większą część uwagi i skutecznie pozbawiła młodego łowce pozostałej równowagi. Jaki ten manewr kiedyś wydawał mi się trudny i bez większego sensu, teraz wszystkie lekcje Darknes przynoszą zabawne efekty.
Eric
-Jaki zmysł dla łowców jest najważniejszy?- nade mną pochyliła się demonica, kiedy chciałem ją postrzelić stanęła na moje prawe ramię tak, że zesztywniało i zaczęło się trząść do takiego stopnia iż broń po prostu upadła na podłogę.
Mimo uczucia bezsilności postanowiłem milczeć, uczyłem się iż ta rasa dla chorej zabawy była wstanie pozbawiać zdrowia psychicznego do takiego stopnia, że samobójstwo stawało się najpiękniejszą wizją przyszłości.
-Zapytam inaczej.- jej głos nie był gniewny, mówiła do mnie jak do zwykłego kolegi z klasy. W sumie nie wyglądała na więcej niż szesnaście, może chodziło o niemal zapadnięte policzki.- jaki zmysł chcesz oddać w zamian za życie?
Te senne płonące oczy patrzyły na mnie w oczekiwaniu. Była też druga teoria o demonach i jeśli okazałaby się prawdziwa miałem szansę ujść z życiem i pełną sprawnością. To pchnęło mnie do odpowiedzi.
-A mogę oddać zmysł nie należący do mnie?- to co mówiłam nie sprawiło mi żadnych wyrzutów sumienia, zabiłem już pare razy. Wiedziałem również, że jeśli się zgodzi nie pozwoli mi odejść bez wypełnienia umowy.
-Możesz, o ile nie będzie należał do demona ani pół demona. I to musi być zmysł, nie życie.- okaleczanie wydawało mi się bardziej okrutne niż śmierć ale wola życia była silniejsza niż wyrzuty sumienia.
-Zgoda.- dziewczyna wyprostowała się upuszczając z rąk jeszcze przed chwila zchowanych za plecami całą broń, którą tu przywlokłem, nawet głupią wykałaczkę.

CZYTASZ
Mów mi śmierć
Hombres LoboUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.