(Rozdział nie sprawdzony)
Jestem w środku walki i muszę przyznać, że mój przeciwnik nie ma pięciu lat. Wampiry to szybkie istoty i zazwyczaj to one biegają podczas walki, niestety mam do czynienia z najlepszym królewskim ochroniarzem. A ta bladolica istota ma strasznie dużo opanowania w przeciwięstwie do wilków, które w obliczu wroga dostają małpiego rozumu i zapomninają, że przeciwnik czasami umie walczyć.
Mimo, że wampir porusza się wolniej od Tonyego na wszelki wypadek pozwalam by moja moc pokryła ciało drugą skórą niemalże niemożliwej do zniszczenia przy rozwiniętych umiejętnościach. Niestety moją da się zniszczyć nieważne jak bardzo rozwinęłabym umiejętności, Uqne zawsze będzie mnie hamować.
Ten wampir walczy jakby lekko wychylał się możliwościami nad mrowiskiem sobie podobnych. Tupnięcie parę metrów dalej daję mi ułamek sekundy żeby zablokować pięść napastnika mającą się zderzyć z moim prawym policzkiem.
Walki z wampirami wymagają dużej koordynacji ruchowej, wyobraźni no i umiejętności wykorzystania sytuacji. Kiedy wampir naciera z całą prędkością to tak jakby przeprowadzał atak na jednym wdechu, jeśli go odeprzesz na momen zwalnia.Tak więc moje dłonie wiodczeją tak, że kosa w nich trzymana opada niczym gilotyna. Ostrze nie trafia na głowę, ale zagłębia się w prawym ramieniu wampira jak w maśle. Przeciwnik odskakuję nerwowo, jednak nie atakuje, dyszy jakby dostał ataku paniki i patrzy się tępo na mnie. Wampir zdaję się nie widzieć, że jego zakrwawione ramię wisi ledwie na kawałku bladej skóry. Druga ręka za to drga jakby nerwy nagle odłączyły się od mózgu.
-To takie smutne, że pewnie za rok nie będę nawet pamiętać tego starcia.- mój prawy palec trąca wampira w czoło a on leci jak walące się drzewo.
Odwróciłam się gdy w oddali usłyszałam kaszel połączony z pluciem. Zignorowałabym to gdyby nie dziwne przeczucie każące mojemu sercu przyspieszyć. Zaciznęłam lewą rękę na kosie tak mocno, że normalna kość by już dawno pękła. W głowie mi zaczęło huczeć, próbowałam się skupić, kiedy on miał zginąć? Kiedy ma zginąć? Wpłynęłam na to? W głowie dudni mi pustka.
Potykam się raniąc kolano, nie potrafię utrzymać drugiego wcielenia, podnoszę się zdecydowanie za długo. Błądzę we własnej głowie nie mogąc przywołaś spisu pogrzebów, wspomnienie, wspomnienie, tylko które? Tylko gdzie? Tak wiele razy chciałam być jak zwykły demon, obdarty z wszelkich emocji i ludzkich odruchów. Teraz chciałam tego tysiąc razy bardziej niż, kiedy odzywał się we mnie ludzko dobra chęć pomocy.
Jeszcze chwila, jeszcze jeden miażdżący płuca wdech, jeszcze jedna mroczna scena przed oczami. Kiedy wypadłam z klaustrofobicznej uliczki mroczki przed oczami nie pozwalały mi nawet stwierdzić czy jest dzień, uszy wypełniał łomot własnych myśli, zapach tej krwi przedarł się przez oste powietrze i pokrył skórę niczym milion insektów.
-Nie boisz się? Jak spadniesz i przebijesz sobie serce jedną z gałęzi umrzesz.- wpatrywałam się w tyczkowatego chłopaka o wyrozumiałym błękicie na tęczówkach.
-Jeśli zginę teraz oznacza, że w ogóle nie powinienem robić sobie nadzieji. Lepiej żeby umarła teraz niż miałabym trawić zdrowy rozsądek później.- ledwo dokończył zdanie i wyskoczył a potem jego ciało opadło głową do dołu. Wyciągnięte, blade ręce odbiły się od konara i ciało wykonało dwa pełne obroty.
Później dysząca ale szczęśliwa do granic możliwości twarz wykrzywiła się w grymasie bólu, który i tak nie zdołał stłómić zaraźliwej radości.
-Chyba złamałem rękę.- zmęczenie ledwo pozwoliło mu na wypowiedzenie tego zdania. Chude ciało przylgnęło z ulgą do ziemi.
Teraz też widziałam ciało, które nie mogło utrzymać się w pionie, tym razem po za złamaną ręką widziałam także urwaną głowę. Głowę zastygniętą w uśmiechu, ozdobioną sincami i krwią jakby ktoś wcześniej uderzył nią parę razy o ścianę. Po raz pierwszy chciało mi się zwrócić posiłek po zobaczeniu zwłok.
Moje ciało bolało, bolało dużo bardziej niż zwykle a ciężar Uqne nie pozwalał mi się podnieść.Dookoła tylko szumiało i trzęsło a przynajmniej tak myśle, miałam ściśninięte gardło przepełnione własną gęstą krwią, która zaczęła wypełniać mi płuca. Nie mogłam utrzymać głowy prosto, przed oczami wirował nieczytelny wężyk słów. ,, Niedługo już nikt nie będzie pamiętać'. Już nie wiedziałam, nie wiedziałam nawet czy jestem przytomna, czy ja jeszcze żyje?
Jakieś ciepło na plecach. Nie, zimno, jednak nie. Ból, tępy ból wszędzie. Gwóźdź w czaszce. Ktoś się zbliża, nie mogę zignorować odrętwienia, nie chcę znów go pożucić. Odcinam się , gdzieś uciekam, uciekam w głomb, daleko, jak najdalej. Teraz już nie ma sensu.

CZYTASZ
Mów mi śmierć
Manusia SerigalaUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.