(Rozdział nie sprawdzony)
Moje ciało już dawno leżało by na ziemi gdyby wielkie pierzaste skrzydła, które były mi tym czym drewniane supy potpierające kamienny mur. Przez tę trzy lata zapomniałam jak bardzo to ciało w rzeczywistości jest słabe, albo jak bardzo nie potrafię się do niego przyzwyczaić. Teraz za dużo wyśiłku i skupienia wkładam na układanie informacji w głowie przez co zdarza mi się wstrzymać oddech na dziesięć może dwadzieścia minut, zapomnę mrugać albo doprowadzam kończyny do takiego odrętwienia, że aż tracę czucie. Bardzo często zdarzało mi się to na początku, przed odcięciem.
Kiedy względnie udaję mi się wypromować oddech, kucam nad ciałami strażników. Ten z szpilką w karku miał przy sobie pęk kluczy na wielkiej przyrdzewiałej obręczy, obaj mieli też po palarizatorze na podkręconych obrotach. Tę małe urządzenia pewnie polizałyby ją paroma voltami gdyby nie fakt, że przypomina modelu układu kostnego żywcem wyjętego z sali przyrodniczej.
Moje ciało jest zbyt obolałe na ucieczkę. Mimo usilnych starań nie mogę utrzymać się na nogach nazbyt długo. Czuje jakby po nogach biegło mi zbiorowisko mrówek a wzdłuż kręgosłupa ktoś wbijał gwoździe no i ten nieznośny ciężar na ramionach.
Jestem w lochach i to tych należących do wilkołaków. Tę podziemie jest tak wyraźnym zwiastunem cierpienia, że strażnicy nie potrzebują broni palnej. Śmierdzi tu mieszanką moczu, rdzy i krwi byłych jak i obecnych więźniów. Jak mój organizm był w normalnym stanie pewnie pozbawiłabym mieszkańców dużej ilościli życiowego płynu i metalu.
Starałam sobie przypomnieć co się stało, kiedy straciłam przytomność. Niestety moja pamięć a może stan ducha mi to uniemożliwiał. Moje ciało było takie ciężkie, ale nie mogłam znów stracić świadomości. Na drżących nogach podeszłam do krat wsadzając malutki kluczyk do zamka.
Zgrzyt zamka rozniósł się po korutarzu na, który wkroczyłam z paralizatorem w ręce. Dopiero po przejściu pięciu kroków dostrzegłam innych widęźniów, o ile te zmasakrowane zwłoki można było tak nazwać. Obrzydliwe powietrze stało się jeszcze bardziej gęste, nie wdychałam zwukłego powietrza tylko jakąś okropną maź, która oblepiała mi płuca. Przełknełam żółć, która zgromadziła mi sie w ustach na widok czarnej supstancji cieknącej po zniekształconej twarzy.
Moje chaotyczne kroki były skierowane do metalowych wrót. Moja dłoń z impetem natarła na klamkę która zaskrzypiała i odskoczyła. Otwarte. Jednak przesunięcie wielgachnych drzwi nie należało do prostych, mój osłabiony organizm nie miał szans przy zderzeniu z alfą a co dopiero z tonowym kawałem żelastwa.
Przeciskanie się przez szpare którą udało mi się utworzyć trwało wieki. Stąjąc na środku holu wyraźnie czułam jak ciepła krew sączy się z powstałych otarć. Moje wrota były oznaczone wielką cyfrą, podobnie jak pozostałe sześć. Jeśli ktoś chciałby uwolnić więźniów musiałby forsować siedem bram, bez przygotowania na pewno byłoby to niełatwe dla zwykłej osoby. Za mną znajdywały się jeszcze trzy pary już drewnianych drzwi, strome schody i dwie metalowe szafy ozdobione wielkimi zasuwami.
Stojąc niestabilnie przed szafą kładę krwawiące dłonie na zankach. Metal skwierczy i rozpada się gdy krew wyrzera go niczym kwas. Zasuwa pęka, większa jej część przypomina bardziej błoto aniżeli stal. Palarizator ląduje w płynnym metalu, który zaraz wydobywa z niego iskry. Na biodrze czuje znajomy cieżar pistoletu a w lewej ręce trzymam ciężką kosę. Na szczęście nie musiałam niszczyć drugiego zamka. Czuje ile krwi utraciłam, świat kręci się dookoła tworząc dziwną abstrakcjie a zza szyby słyszę tłumienie krzyki.
Moja świadomości z całych sił stara się uciec. Siłą zmuszam się by przejść pod jedne drzwi zza, których wydobywają się najgłośniejsze wrzaski. Nie byłam pewna czy moje ciało bardziej potrzebuje odpoczynku czy pożywienia. Nie potrzebuowałabym żadnego gdyby nie fakt, że emocje której łaknie moja moc jest kompletnym przeciwieństwem tej Uqne.
Gdyby pozwoliła silnym emocjom przepełnić jej ciało, świadomość tej drugiej zostałaby zniszczona. Jednak ona sama o tym nie wiedziała, tą wiedzę trzymała w zaciśniętej dłoni Uqne. Nie doszło do jej zniszczenia wcześniej bo równowaga jaką wywoływały przeciwieństwa nie pozwalały poczuć jej słodkiej woni chciwości.

CZYTASZ
Mów mi śmierć
Manusia SerigalaUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.