Wchodzę do swojego pokoju a raczej wpadam do niego nieomal nie wywarzając drzwi. Rozglądam się, ale nie widzę żadnej zmiany, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Od razu dopadam skrzynię stojącą w samym rogu pokoju, niewidoczną schowaną we wnęce za półką na książki. Jestem w pełni świadoma, że Darkness o niej wie, przed nią nie chowa się rzeczy w ciemności.
Nie zmienia to faktu, że odsuwam półkę omal jej nie przewracając, jestem aż tak niespokojna. Kiedy dopadam metalową skrzynię łapie ją i podnoszę, jest lżejsza niż zapamiętałam. Po chwili szarosrebrna skrzynia ląduje na środku pokoju, ja z kolei klęczę na podłodze nie wiedząc co myśleć.
Małe drzwiczki w ścianie zostały zabetonowane, patrzę na to bardziej zdziwiona niż zła. W tej skrytce miałam schowane kilka igieł, kości i probówek. Nic nad to cennego co prawda, były to jednak moje zapasy. Nie widzę w tym przedsięwzięciu nic ponad znaku, matka chce mnie wkurzyć.
Dotykam delikatnie dłonią betonu, jest nierówny i źle położony, można się nim nawet pokaleczyć. To bardzo niechlujna i nieprofesjonalna robota a co najważniejsze ręczna.
Nie dziwię jej się, też mam ochotę kopnąć ją w piszczel, najlepiej by ją złamać. Ona chce mi pokazać, że nie zamierza zdać mi spokoju dopóki, dopóty nie dam jej tego czego chce. A chce kontroli, chce kontroli nad wszelkimi istotami. Ta paranoiczka chce wszystko kontrolować i mieć możliwość pozbycia się każdego w każdej chwili.
Tylko, że nawet ze swoją mocą i wieloma demonami wiernymi jej z różnych powodów nie może być wszędzie. Mając truciznę, dzięki swoim posłannika może sobie stworzyć własny pluton egzekucyjny.
Niedoczekanie twoje! Prędzej piekło zamarznie niż dam Ci królową trucizn. Panowanie nad śmiercią to moja jedyna przewaga nad matką i tylko to spędza jej sen z powiek. Choć posiadam jeszcze swoją krew ona jest równie śmiertelna, zabija wszystko co żywe. Jest w stanie zabić nawet po roku leżenia zapomniana w słoiku.
Ale moja krew mnie nie zabije, mnie trzeba się pozbyć za pomocy królowej. Czyż to nie absurd, matka próbuje nakłonić mnie do udzielenia pozwolenia na to, że dam się zabić. Tak przynajmniej było do tej pory, przepadła królowa, jedna z nielicznych rzeczy mogących zabić demona, przynajmniej na raz. Jestem pewna, że po za moją krwią, trucizną jest coś jeszcze, ale muszę się upewnić. Co jeszcze jest narzędziem bezwzględnej zagłady?
Teraz jasne jest jedno, matka chce mnie widzieć, najlepiej wściekłą i nie ostrożną. To nie może być przypadek. Podchodzę do materaca, nachylam się i sięgam ręką pod łóżko. Nawet tam wszystko jest wysprzątane, ale moja kosa nadal tam leży. Nienaruszona z gładkim ostrzem, które błyszczy czarnym blaskiem lustra wody gdy jest już tak ciemno, że niczym nie różni się od nieba, jest dokładnie w odcieniu mojej krwi.
Zrobiony z kości trzon idealnie leży mi w dłoni, ten sam ciężar, przynajmniej jej matka nie ruszyła. Palcami gładzie powierzchnie ostrza, jest dokładnie tej samej temperatury co moja dłoń, jakby była częścią mnie. Z przeciętej skóry skończy się krew, kiedy rozcinam ją na ostrzu, nie zbyt głęboko, żeby nie uszkodzić mięśni. Czarne kropelki ściągają się po powierzchni po czym wnikają w głąb metalu, jakby ten się nią karmił.
Rana zasklepia się pozostawiając na skórze jednak czarną posokę. Chwytam kose w lewą dłoń i obieram sobie ją na ramieniu. Zanim wychodzę wsadzam sobie jeszcze za pasek od spodni mój biały pistolet. Czas złożyć Darkness wizytę, ktoś taki jak ona nie powinien czekać.
~°~°~Do gabinetu Darkness wchodzę uprzednio rozwaliwszy drzwi. Drewniana powłoka odskakuje z trzaskiem a dookoła sypią się drzazgi. Ona siedzi tam, przy swoim biurku niewzruszona, przynajmniej z pozoru.

CZYTASZ
Mów mi śmierć
WerewolfUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.