(Rozdział nie sprawdzony)
-Długo jeszcze?-mruknęłam zniecierpliwiona.
Dlatego nie lubię kawiarenek, w porównaniu z czasem oczekiwania na posiłek w upadających knajpkach tutaj na herbatę czeka się wieki. Przegrzebałam prawie całe miasto i nadal nie mogę znaleźć czegoś jak ,,BA''.
-Pani zamówienie.- na stoliku pojawił się kawałek ciasta. Chłopak mniej więcej w moim wieku, pewnie dorabia czy coś. Sygnety miał zakryte przydługim rękawem swojego uniformu.
-Zapomniałeś o kawie.- mruknęłam patrząc na niego sennie. Rano patrząc na siebie w lustrze załwarzyłam, że moja twarz włącznie z oczami jest w tej formie nadmiernie rozmarzona jakbym dopiero wróciła z krainy marzeń i snu.
W kawiarni niczym na cmentarzu było tak cicho, że mój głos niósł się po pomieszczeniu i wpadał do uszu wszystkich pracowników. Kelner wzdtygnął się jakby moje słowa były najgorszą z obelg jakie w życiu usłyszał.
-Przepraszam zaraz przyniosę.- zaczął iść w kierunku kuchni.
-Nie trzeba i tak nie mam ochoty siedzieć tu następną godzinę.- zatrzymałam go, wsadziłając do ust kawałek gorzkiego biszkoptu.
Nie będę się rozwodzić nad nad smakiem deseru, nadal wolę te produkowane ręcznie. Jednak plusem tej kawiarenki było bez wątpienia wielkie okno umożliwiające obserwowanie teraz raczej opustoszałej ulicy. Było przedpołudnie, wszyscy siedzieli zapewne w pracy lub szkole, tylko pojedyńcze osoby chodziły szarym chodnikiem.
-Dzień dobry.- przez drzwi kawiarni wkroczył wielki barzysty męszczyzna, bez wątpienia wilk z rozbieganym wzrokiem, który pewnie miał świadczyć o czujności, lecz teraz efekt psuły worey po nieprzespanej nocy.
Broń ewidentnie policyjna zwisała swowolnie w pobliżu dłoni niczym ostrzeżenie wiekopomnej zguby. Za to niemal chłopięcy uśmiech goszczący na twarzy policjanta sprawia nadmiernie przyjazne wrażenie.
-Młoda damo nie powinnaś być w szkole?- nade mną pojawia się twarz męszczyzny, przez moją pozycję muszę zadrzec głowę.
-Jestem pełnoletnia,-prawie.-rok temu skończyłam edukację.- ewidentne kłamstwo.
-Nie wyglądasz.- zmrużył oczy.
-Masz problem ze wzrokiem.- stwierdzam(w tym momencie nawet zapomniałam o co mu chodziło), jego źrenice są strasznie wąskie. Niczym dwie główki od szpilki. W ciemności pewnie czubka własnego nosa nie widzi.
-Tylko trochę poniżej ludzkiej normy. Czy ja cię gdzieś nie widziałem?
-Lubię się szwędać, czy z uszkodzonym wzrokiem można strzelać?- wskazałam małym widelcem w stronę pistoletu.
-Nie twoja sprawa.- mruknął już nie siląc się na jakąkolwiek uprzejmość po czym usiadł na drugim końcu kawiarni.
Położyłam na stoliku banknot i ruszyłam do wyjścia ostatni raz zerkając na wściekłego policjanta.
Gdy przemierzałam ulicę w drodze do hotelu napotkałam ciekawy widok ludzi zgromadzonych wokół ulotek. W masie głosów usłyszałam przerażenie radość i wiele innych.
-To jest wyrok śmierci.-usłyszałam przechodząc nieopodal jednego ze zgromadzeń.- Kto jest na tyle głupi żeby polować na demona?
°~°~°
Pora zrobić coś ciekawszego niż snucie cię jak zjawa. Czas trochę pomachać białą bronią, w tym mieście nie trudno o wilka a tym bardziej o jego wściekłość. Chodzenie piętnaście minut w centrum wystarczyło żeby wychwycić przeciwnika.
Oczywiście dziś byłam ubrana w czarną bluzę zamiast płaszcza. Jak ja ubustwiam fakt, że normalne oczy nie widzą ostrza mojej kosy, mam pewne do tego teorię ale jeszcze nie udowodnione. Dla zwykłych zmysłów moja broń jest niczym więcej jak drewnianym kijem.
Podążyłam za ewidentne wkurwionym wilkiem w stronę parku. Ciekawe czy pokłucił się z przeznaczoną, a może problemy w pracy? Raczej chodzi o samice, wilką zazwyczaj tylko o to chodzi.
Miło, ławeczka poza zasięgiem wzroku osoby która nie podejdzie na dwa metry od niej. Ale dziś trochę pobrudzę rączki, a to raczej nie pozostanie w ukryciu.
Wyprzedzam mojego przyszłego przeciwnika i wywalam się o trochę większy kamień.
-Kurwa uważaj jak leziesz!- jaki potężny głos, czyżby najwyższy beta?
Podnoszę się i w przeciągu sekundy wymierzam mu liścia. Niestety w obecnej chwili nic więcej nie mam prawa zrobić.
-Jak śmiesz podnosić na mnie głos?!- krzyczę marszcząc gniewnie brwi i naciskając usta.
-Ty mała dziwko!- wiedziałam, że wystarczy tylko głupia iskra żeby płomień wściekłości buchał mi w twarz.
Facet pełen furi rzucił się na mnie z pazurami próbując pochwycić moją szyję. Chwuciłam kosę, którą rzuciłam wcześniej w trawę, wywołało to warczenie wilka.
-Chcesz mnie pokonać głupim kijem dziwko?!- posłałam mu jedynie pełny satysfakcji uśmiech i skierowałam ostrze w jego kierunku. Wilki w takim stanie są naprawdę zabawne, takie ślepe i nieracjonalne.
Wilk podczas szarży przemienił się rzucając się znów do mojej tchawicy. Padłam na ziemię tak, że wielkie cielsko wilka przeleciało mi tuż nad głową. Kiedy wyprowadzał trzecie natarcie skoczyłam i z powietrza zamachnęłam się zachaczając ostrzem o bok zwierza.
Na wilku nie zrobiło to za dużego wrażenia, przecież to nie omega, jednak moja zagrywka zasłużyła na ryk wściekłości. Z wielkuego ostrza kapała szkarłatna krew lądując w zadbanej trawie. Następne natarcie i następna rana, wielkie zwierzę powoli słabło, z dzikich oczu uciekało życie.
Wielka postura wilka była uszkodzona w pięciu miejscach, dwa razy pod rzebrami, w bok, na szyi i na przedniej łapię. Jego rany się nie goiły, największy plus tej zabawy. W wilczych ślepiach dostrzegłam przerażenie, zrozumiał.
-Co zmęczyłeś się?- zwierzę już nie warczało, tylko patrzyło na mnie oskarżycielsko, jakby winiło mnie za to, że podjął się tej zgubnej walki.
Jednak duma wygrała z chęcią życia, zwierz znowu ruszył w moją stronę. Tym razem nie próbował mnie staranować a odgryść mi nogę. Jednak pochylenie głowy przez wilka był jednym z gorszym z jego wyborów, końcówką kości trafiłam w splot słoneczny.
Wilk padł przede mną ogłuszony, teraz bardziej wyglądał bardziej jak kupa mięsa niżeli groźne zwierzę. Imponujące, nie zmienia się mimo, że jest na granicy utraty świadomości. Teraz to wielkie zwierzę wygląda tak uroczo niczym śpiący lew.
Unoszę kosę nad głowę po czym ucinam łeb wilka, zanim kobieta przyglądająca się całemu zajściu z ukrycia zdąży wrzasnąć jej głowa ląduję obok poprzedniej. Z przyzwyczajenia mam ochotę wziąć trochę krwi, jednak kończy się na pierścieniach.

CZYTASZ
Mów mi śmierć
Lupi mannariUciekaj, uciekaj, uciekaj... Nie ma sensu, nigdy go nie było. Nie ważne jak daleko uciekniesz, to i tak nic nie zmieni, nie ważne jak długo. Na koniec i tak, I tak wpadniesz w ramiona śmierci.