70

50 2 0
                                        

-Schowaj to!- naburmuszona postawa pakującego z uporem żółtą kopertę irytowała mnie bardziej niż miałam nadzieję, okazuję.

Szliśmy korytarzem na samym parterze . Wcześniej obficie informowała wszystkich znajomych z dzieciństwa jak i z ostatniego pobytu tutaj o planowanym pikniku na rozległej zieleni.

Dziś jest wielkie święto, po za spędzeniem czasu na powietrzu nie trzeba robić nic. Bo jest rocznica założenia Hell, czyli założenia watahy. Która już od dawna nią nie jest.

Od mojego wyjazdu widać sporą różnicę, po za Simonem chyba nikt nie nazywa przywódcy Alfą.

Wracając. Po powrocie udało mi się wznowić produkcję pigułkek,  przy okazji nawiązać nowe kontakty. Lubię pracować sama, ale często wpadam i wypadam z laboratorium o różnych porach. 

Ta nieregularność sprawia, że napotykamy często sprzątaczy i mechaników, lubię rozmawiać z innymi kiedy mam przerwy. Czuję, że zostawiam na nich ślad swojej obecności. Potrzebuje tego, po śmierci Toniego i Uqne. Czuję, że przestałam istnieć, kiedy oni zniknęli.

Wiem, że to nie prawda, choć mogłaby nią być. Bo w końcu jakaś część mnie przepadła, ta będąca mną w ich głowach. Ta, którą oni mnie widzieli, ich spojrzenie na mnie już nigdy nie wruci.

Ale będą patrzeć inni, będę w innych głowach, odciśnięta pod innymi powiekami. Wypowiedziana przez inne usta, będę trfać.

-Nikomu nie powiedziałem, że wychodzę.- obwieszcza na głos Kyle.

-Nic nie szkodzi. Dziś wszyscy wychodzą.- próbuje go pokrzepić.

-No.-Nie wyglądał na przekonanego.

-Twój ojciec był wilkiem.- zanim Kyle zdąży mi przerwać poprawiam sìę.- przynajmniej w połowie. Nie należał do żadnej watahy?

-Należał.- przytakuję mi.- Tylko, że była mała, bliżej jej było do wspólnoty sąsiedzkiej.

-Ale święto założenia mieliście?- zdążę.

-Mieliśmy.- słysze zrezygnowania głos.- Zbieraliśmy się wszyscy by zrobić zawody, graliśmy o gar karkówki.- mimo wyraźnej kpiny w głosie widzę na jego bladej twarzy sentymentalny uśmiech.- Nigdy nie wygrałem, ale zawsze wiedziałem na kogo postawić.- stwierdza.- W gruncie rzeczy bardziej opłacało się obstawiać niż brać w tym wszystkim udział.

-U nas też robimy zakłady.- mówię. Zazwyczaj wogóle nawet nie opuszczałam pokoju na jakiekolwiek święto. Wcześniej po prostu nie umiałam skupić się na innych. Jakby od wszystkich dzieliła mnie gruba szyba, wygłuszająca wszystko.

-Myślisz, że zdążymy zajrzeć?- w pierwszym odruchu chcę zaprzeczyć, zanim jednak słowa opuszcza moje usta zmieniam zdanię.

-Pierwszą turę możesz obstawiać.- pozwalam. zawody mają pięć tur, podczas, których odpada połowa zawodników. Następnie w trzecim etapie zawodów zostaję szesnastu zawodników, ta liczba jest dniem miesiąca. Za to na końcu z siedmiu uczestników(siódmy miesiąc) wybiera się zwycięzcę.

-Myślisz?- kontem oka widzę jak blade lico nabiera rumieńców.

-Oczywiście.- Matka raczej nie wyżle nikogo w taki dzień, święta w końcu mają poprawiać nastruj obywatelą.

Na dłuższą chwilę zawierającą kilka kroków przez korytarz byłam świadkiem błogiego lica zamyślonego Kyle.

-Darkness pójdzie za nami?- pyta.

-Raczej nie. Według niej jestem tylko widzem przeszłości, które nawiedza ją i dręczy. Kiedy zniknę i zniknie po mnie ślad powina poczuć ulgę i sobie spóścić.- taką mam nadzieję. W końcu ani ją ani to co robię nie jest niezbędne do rozwoju i istnienia jej małego imperium.

Mów mi śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz