PROLOG

9K 426 17
                                    

Kobieta, Lyrine Delgirde, stała w ciemnej piwnicy, którą oświetlała tylko jedna lampka. Była drobną czterdziestolatką, z ciemnymi, zawsze krótko obstrzyżonymi włosami. Niczym nie wyróżniała się z tłumu, ale ona uważała akurat to za duży plus. Nikt nigdy nie zwracał na nią uwagi, a to znaczyło, że ciężko było, w razie potrzeby, odtworzyć jej twarz z pamięci. W jej zawodzie była to duża zaleta. 

Czekała na bardzo ważne spotkanie już dobre dwadzieścia minut. Lyrine cała się trzęsła, a każda dodatkowa minuta oczekiwania potęgowała jej strach. Nie wiedziała czego może się spodziewać po człowieku, z którym zaraz przyjdzie jej rozmawiać. W głowie układała różne scenariusze i dialogi, chociaż wiedziała, że to na nic. Zbyt dobrze go znała i wiedziała co ją czeka. Może nie tak dokładnie, ale czuła, że to na pewno nie raz zaboli. Zamknęła oczy. Jeśli wejdzie tam cała rozdygotana na pewno będzie po niej. Musiała wziąć się w garść. Nie raz bywała już w opałach i jakoś z nich wychodziła. Dożyła czterdziestki. Przy odrobinie szczęścia dożyje i do pięćdziesiątki. 

Ktoś otworzył z impetem drzwi. Kobieta podskoczyła.

-Od kiedy jesteś taka nerwowa Lyrine? - przełknęła ślinę. Na szczęście na razie nie było jeszcze aż tak źle, przyszedł tylko jego syn. Mówią, że jabłko pada niedaleko od jabłoni. Miała nadzieje, że w tym przypadku to twierdzenie nie jest prawdziwe. Młodzieniec z wyglądu nie przypominał ojca. Był bardzo przystojnym azjatą, a jego ojciec czystym amerykaninem. Jeśli chodzi zaś o charakter.. Może młody potrafił mordować z zimną krwią, ale nigdy nie znęcał się nad swoimi ofiarami. Jeśli już mowa o starszym .. uwielbiał sprawiać ból. Lyrine miała wrażenie, że podnieca go, jak ktoś prosi o odpuszczenie, jak ktoś błaga by skończył i w końcu go zabił. 

-Zamyśliłam się. - posłała słaby uśmiech do nowo przybyłego. 

-Ohh.. Każdemu to się zdarza. W każdym bądź razie nie chciałem Cię przestraszyć. - chłopak albo udawał, że nie widzi jak bardzo kobieta jest zdenerwowana, albo po prostu to zignorował. - Wybacz, że kazaliśmy Ci tyle czekać. Mamy ostatnio wiele spraw na głowie. 

-Rozumiem.

-Ktoś zapomniał nas poinformować o nalocie w Berlinie. - chłopak cały czas był uprzejmy, ton jego głosu nie zmienił się ani trochę, ale kobieta i tak poczuła ciarki na całym ciele. Chłopak przez chwilę przyglądał się kobiecie. - Ojciec za chwilę Cię przyjmie.

-Jest mocno źle? - kobieta czuła, że przestaje panować nad emocjami.

-Skonfiskowali wszystko co znaleźli. - Lyrine zakryła twarz dłońmi. Czuła jak miękną jej nogi. Pożałowała, że nie podjęła się próby ucieczki. Co prawda oni mogli ją znaleźć wszędzie, ale zawsze istniał cień nadziei.. Teraz szła prosto w paszczę lwa.

-Wszystko w porządku Lyrine? 

-Ja... Ja.. Nie!, Zabij mnie. Zrób to, proszę! - kobieta ponownie spojrzała na młodzieńca. 

-Dlaczego miałbym to robić? 

-Błagam, zastrzel mnie w tej chwili! Chce chociaż umrzeć spokojnie.

-Lyrine.. - chłopak zacmokał i podszedł do kobiety. - Przecież my chcemy tylko z Tobą porozmawiać i ustalić pewne fakty. Nie masz się czego bać. - kobieta spojrzała na chłopaka. Jego uśmiech poprawił jej nieco nastrój. - Przynajmniej na razie. 

/Nie będę ukrywać, że oszalałam na punkcie tego opowiadania, a dopiero się ono zaczyna.

Jestem bardzo ciekawa jak Wam przypadnie do gustu. I czy Wasze odczucia są podobne.  

Gorące buziaki i do następnego!

GANGSTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz