GANGSTER ROZDZIAŁ 52

2.9K 244 46
                                    

Alec siedział koło Boba na odprawie. Ten uderzał palcami w stół nie mogąc się doczekać aż stąd wyjdą i zajadą do piekarni po pączki. Alec nie chciał go oceniać, ale zastanawiał się jak to się dzieje, że Bob co roku przechodzi testy sprawnościowe. Guziki jego koszuli wyglądały jakby miały zamiast wystrzelić, a na czole, pomimo tego że był chłodny poranek, już pojawiły się kropelki potu.

-Miłego dnia i nie dajcie się zabić! - zakończył odprawę Hodge. - Alexander, zostań minutę, chce Cię o coś zapytać.

-Co przeskrobałeś? - wyszeptał Bob.

-Pewnie chce się dowiedzieć co u Jace. - wybrnął Alec zastanawiając się jaki jest faktyczny powód.

-Wiesz, że należało mu się? - spytał Bob wstając.

-Co Ty mówisz, prawie umarł! - Alec swoim krzykiem zwrócił uwagę większości na sali. Był jednak zbyt zszokowany słowami Boba by zwrócić na to uwagę. 

-Pamiętaj, złego diabli nie biorą. - Alec nieco zirytowany nic nie odpowiedział. Zaczekał aż sala opustoszeje. Dziwne się czuł zostając sam na sam z Hodge.

-Jutro wezwą Cię na przesłuchanie. Pamiętaj, że o niektórych sprawach nie możesz mówić.

-Wiem, nie zawiodę.

-Mam taką nadzieję. Zbyt wiele mamy do ukrycia, ale mam nadzieje, że jakoś wybrniemy. Byłeś u Jace'a?

-Nie, ale planuje go odwiedzić.. wkrótce.

-Mam coś dla niego, przekażesz mu to jeszcze dzisiaj? Możesz nawet się urwać z pracy.

-Nie ma problemu. - Alec odebrał pakunek i ruszył do wyjścia. Zamierzał skorzystać z możliwości wyjścia wcześniej z pracy. 

-Alec? - zatrzymał się w połowie drogi zszokowany miłym tonem głosy komendanta. - Powiedz Jace'owi, że cała komenda za nim tęskni i.. życzy szybkiego powrotu do zdrowia. - Alecowi nie udało się ukryć uśmieszku.

-Cała komenda, oczywiście. - opuścił sale bez pożegnania, zostawił pakunek w swojej szafce, minął bez słowa Nicolasa i udał się do swojego partnera. 

-Alec, poprowadzisz? 

-Nie ma żadnego problemu. Zazwyczaj i tak to ja robię za kierowce.

-Nie będziemy zmieniać Twoich zwyczajów. - zażartował Bob. - Czego chciał ten stary pryk? - to pytanie rozbawiło Aleca. Bob był tylko dwa laty młodszy od komendanta.

-Żebym przekazał Jace'owi, że cała komenda za nim tęskni.

-Haha, to Ci dobry żart. Jace będzie idiotą jeśli w to uwierzy. Oj nie rób już takiej miny, wiem, że prawie umarł. Może trochę spokornieje? 

-Może. - Alec wszedł do samochodu. Chcąc, nie chcąc, przyznał w myślach trochę racji Bobowi. Tęższy policjant najpierw odsunął najbardziej się jak się dało fotel, a potem wtoczył się do środka. Alec czuł jak radiowóz zapada się pod jego ciężarem. 

Pierwszym przystankiem była cukiernia, w której Bob  zakupił parę pączków. Alec obserwował jak lukier spada mu na koszulę, na siedzenie, wiedząc, że po dzisiejszym dniu będzie musiał porządnie wyczyścić radiowóz.

-Co tak patrzysz, może chcesz jednego? 

-Nie, dzięki Bob, śniadanie zjadłem w domu.

-Jak ma się młodą kobietkę, co jeszcze chętnie krząta się w kuchni to się rozumie.

-Sam szykowałem śniadanie. - odparł Alec.

-Wolny strzelec? 

-Ta.. Nie, mam kogoś. - uśmiechnął się do siebie. 

GANGSTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz