Rozdział 2

1.9K 68 20
                                    

Ostatnie dni sierpnia minęły szybko. Zanim się obejrzałam był już ostatni dzień wakacji. Tego dnia miałam dużo na głowie. Po pierwsze: musiałam w końcu porozmawiać ze swoim bratem, żeby złagodzić jego złe nastawienie w stosunku do mnie. Po drugie: musiałam się zająć szkolnymi zakupami, ale nie tylko swoimi, ale również Matta, po trzecie i najważniejsze – musiałam przestawić się z poziomu nicnierobienia na poziom ciężkiej pracy. To trzecie było chyba najprostsze, zważywszy na fakt, że nigdy nie miałam problemów z nauką, ale również prymuską nie byłam.

Wieczorem, zmęczona chodzeniem po centrum handlowym w Macon, siedziałam na pobliskim wzgórzu, osłoniętym z jednej strony lasem. Patrzyłam w niebo, które z każdą kolejną minutą było jeszcze piękniejsze. Pojawiało się na nim coraz więcej malutkich gwiazd.

Niespodziewanie zerwał się ostry wiatr, targając mocno moje rozpuszczone włosy. Nie przejęłam się tym, tylko szczelniej owinęłam się kurtką. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na chwilę krótkiego zapomnienia. Oczami wyobraźni byłam w Blois. Siedziałam w dziadkiem przy kominku, słuchając opowieści o dawnych czasach, kiedy żyli jeszcze królowie mieszkający w ogromnych, przepięknych zamkach. Uwielbiałam ich słuchać jako dziecko, a potem jako nastolatka. Jednak z czasem wszystko się zmieniło. A tym bardziej po kłótni taty z dziadkiem. Obrazili się na siebie, więc o przyjeździe do Blois mogłam pomarzyć. Na nic zdałyby się moje apelacje – nikt mnie nigdy nie słuchał, nie licząc oczywiście dziadka, który zawsze stał za mną murem.

Moje rozmyślania przerwał potężny grzmot, który wstrząsnął nawet ziemią. Zaskoczona wstałam i rozglądnęłam się wkoło – niebo było zachmurzone, a liście tajemniczo szeleściły w rytm porywistego wiatru. Owinęłam się jeszcze szczelniej kurtką, po czym postanowiłam wrócić do domu. W połowie drogi zatrzymałam się, czując niepokojący ucisk w dołku. Byłam obserwowana. Postanowiłam jednak szybko pójść dalej. Dopiero, gdy zamknęłam drzwi wejściowe poczułam się bezpieczna.

– Rissa, to ty? – zawołała z kuchni mama.

– Tak – odpowiedziałam, ściągając kurtkę.

– Pada tam już?

Weszłam do kuchni.

– Jeszcze nie. Co robisz? – zapytałam, wodząc zaskoczonym spojrzeniem po wnętrzu pomieszczenia. – Mąka ci się wysypała na ... całą kuchnię?

– Skąd! – obruszyła się mama, wycierając dłonie w fartuch. – Chciałam upiec ciasto, ale miałam otwarte okno i akurat zerwał się okropny wiatr... Sama widzisz co się stało.

– Ale nie tylko kuchnia, ty też jesteś cała w mące – powiedziałam lekko rozbawiona, po czym podeszłam do mamy i strzepnęłam jej z włosów biały proszek.

– Kochanie, a ... kim jest Jane? – zapytała nagle mama, odwracając się do mnie przodem.

Uniosłam jedną brew.

– Jane?

– Tak, Jane. Znalazłam to w pokoju Matta – powiedziała, a następnie wyciągnęła z kieszeni fartucha pozwijaną, malutką karteczkę. Nawet pozwoliła przeczytać.

Udałam, że jestem nie wzruszona treścią tekstu zamieszczonego na kartce. Pominęłam całkowicie fakt, że Matthew namalował w rogu czerwone serduszko. Wzruszyłam delikatnie ramionami.

– Pewnie to jakaś koleżanka – stwierdziłam, chcąc znaleźć się w końcu swoim pokoju.

– Coś przede mną ukrywasz...

– Skąd! A tak w ogóle, gdyby Matt chciał to by nam powiedział.

– A ty żadnego interesującego chłopaka nie spotkałaś?

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz