Rozdział 13

1K 47 45
                                    

Obiecałam sobie już tyle razy, że nie złamię zasad i to na pewno nie z powodu Petera Madisona. Złamałam obietnicę w chwili, gdy wieczorem stanęłam przed lustrem i zaczęłam się uważnie sobie przyglądać. Chwyciłam niby od niechcenia kosmyki włosy i palcami przytwierdzałam je do skóry głowy na różne sposoby, sprawdzając przy tym, w jakiej fryzurze byłoby mi do twarzy. Przy tym uśmiechałam się lub niespodziewanie wyginałam usta w podkówkę. W końcu zażenowana opuściłam ręce i z rezygnacją spojrzałam w lustrzane odbicie.

Wyglądałam normalnie. No dobrze, może nie aż tak normalnie, ponieważ zazwyczaj ubierałam się w ciuchy w neutralnych odcieniach. Chciałam się wtopić w tłum, jednocześnie odizolowując się od niego. Nigdy nie chciałam mieć zbyt dużej styczności z ludźmi pokroju uczniów mojej szkoły, a tym bardziej Vanessy i jej słodkich przyjaciółek. Nie było nawet sensu zastanawiać się nad tym, dlaczego taka wredna i chamska byłam. Po prostu taka byłam i już. Miałam od dziecka dziwne przyzwyczajenia i poglądy. Gdy inne dziewczynki bawiły się lalkami Barbie, ja siedziałam pod drzewem i z podbródkiem wysoko zadartym do góry, podziwiłam niebo. Patrząc przez pryzmat dzieciństwa na młodzieńcze lata, mogę stwierdzić, że od zawsze mogłam się bać utraty osobistego Kena, którego ukradłaby mi inna lalka Barbie – ładniejsza, o jeszcze bardziej dłuższych i jaśniejszych włosach i większym biuście. To przeświadczenie tak mnie męczyło, że w końcu postanowiłam nigdy się nie zakochać, a tym samym, nie przysporzyć sobie dodatkowych problemów.

Uwięziona między lustrem a łóżkiem, poczułam przeraźliwą pustkę, która mnie otaczała. Przez chwilę czułam nawet chłód, bijący z każdej strony. Jak ze letargu, wyrwała mnie muzyka wydobywająca się z telefonu. Gdy podeszłam do zagłówka łóżka, na poduszce leżała komórka, a obok niej koperta zaadresowana do mnie. Zaskoczona spojrzałam na wyświetlacz komórki, gdzie widniała informacja dotycząca nieodebranego połączeniu numeru zastrzeżonego. Usiadłam powoli na łóżku i wzięłam kopertę ostrożnie do rąk. Pooglądałam ją z każdej strony, ale nic nadzwyczajnego nie zauważyłam, oprócz swojego imienia napisanego starannym charakterem pisma. Powoli otworzyłam kopertę i wyciągnęłam jedną kartkę i kolejną kopertę. Ta jednak nie była tak nieskazitelnie biała, tylko zżółknięta, momentami aż pomarańczowa. Odłożyłam ją na bok i zabrałam się do czytania kartki, na której znowu widniało moje imię.


„Droga Marisso,

Pewnie zastanawiasz się co się stało, prawda? Masz wiele nurtujących cię pytań, a na dodatek nie masz żadnych dowodów na poparcie swoich tez. Nawet nie masz pojęcia jak podobna jesteś do matki, no cóż, nie powiem, że to właśnie mnie boli najbardziej. Charakter masz jednak po ojcu. Jesteś nieugięta i dobrze ci w samotności. Na dodatek nie budzisz we mnie wstrętu, choć właśnie powinnaś... Razem ze swoim kochanym bratem, tworzycie powód, dla których moje życie legło w gruzach. Nie zdajecie sobie nawet sprawy ile wycierpiałam, ile przeszłam, żeby teraz wrócić i wszystko naprawić. Wasz ojciec zmarnował sobie życie, a kiedy chciałam mu dać nowe w podarunku razem z wiecznością, odmówił. Odmówił mi! Właśnie mi! Swojej jedynej! Cóż za zrządzenie losu, prawda?

Postaram się, żebyś poczuła to samo. Cierpienie najukochańszej córki, powinno chyba obudzić w nim jakieś uczucia, prawda?

Harriet

PS: Komukolwiek powiesz o tym liście, nikt ci nie uwierzy, a tym bardziej twój ojciec."


Zszokowana, jeszcze raz przeczytałam list. Nie mogłam uwierzyć w ani jedno słowo, nie mogłam uwierzyć w te wszystkie kłamstwa, napisane tak gładko na zwykłej kartce papieru. Mój ojciec nie był draniem! Nigdy nim nie był! Ale kim była Harriet, a może lepiej: kim ona jest i za kogo się uważa? Chce wrócić? Po co?

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz