Rozdział 27

569 25 39
                                    

W tym wszystkim brakowało mi tylko zazdrosnego i wściekłego Whitlocka. Miałam już serdecznie dosyć wszystkiego. Nie miałam sił znów się powtarzać i wmawiać Jasperowi, że nie jestem dla niego odpowiednią dziewczyną i że nie odwzajemniam jego uczuć. Zachęcenia go do znalezienia sobie bratniej duszy nie wchodziło nawet w grę, bo musiał być ślepo zakochany właśnie we mnie. Tyle dziewczyn się w nim podkochiwało, a on musiał wybrać właśnie mnie. Nie miałabym powodów do narzekania, gdyby nie fakt, że go nie chciałam. Nie i już.

Wiedziałam, że jeśli z nim nie porozmawiam – nawet w takim stanie w jakim byłam – to następnego dnia będzie jeszcze gorzej. Najbardziej bałam się o Petera, którego tak Jazz nie lubił. Normalny chłopak już dawno by mnie rzucił i kazał wracać do swojego kochanka, ale nie on. Liczył na nie wiadomo co, a przecież nie byłam w stanie nic mu dać oprócz tysięcy kłamstw.

Z niezbyt zadowoloną miną wsiadłam do jego Mustanga i spojrzałam wprost na jego twarz. Nie patrzył na mnie – jak zwykle, gdy był zły. Zdawało mi się nawet, że nie oddychał. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam usta, ale Jazz mnie wyprzedził.

– Wiem, że byłaś u niego.

– Przepraszam, Jazz.

– Tylko tyle masz mi do powiedzenia po tym wszystkim? – spytał spokojnie, chociaż drżał mu lekko głos. – Spodziewałem się czegoś zupełnie innego.

– Niby czego – rzuciłam niemiło. – Uprzedzałam cię, ale ty mnie nie słuchasz. Tyle razy powtarzałam ci, że nie jestem...

– Słyszałem to, ale tak dla odmiany, zrozum wreszcie, że nie chcę innej. Chcę ciebie.

– Ale ja nie...

– To też wiem. Boli mnie to, ale staram się z tym jakoś żyć. Pociesza mnie fakt, że kiedyś to się zmieni.

– Więc ze mną nie zerwiesz? – spytałam zaskoczona.

Jasper odwrócił głowę w moją stronę z delikatnym uśmiechem na ustach. Byłam zdziwiona nagłą zmianą nastroju i jednocześnie przerażona jego pewnością siebie.

– Nie. Ani dziś, ani jutro, ani nigdy.

– Jazz! To jest chore, a ty sam jesteś nienormalny!

Wrzały we mnie same negatywne emocje, których chciałam się pozbyć. Jednak Jasper znów zrobił coś nieprzewidywalnego, ponieważ pochylił się w moją stronę z jeszcze szerszym uśmiechem na ustach. Wyciągnął rękę i położył dłoń w miejscu, gdzie znajdowało się moje serce.

– Czujesz?

– Co ty wyprawiasz?!

Próbowałam mu się wyrwać, ale szybko złapał mnie jedną ręką za obydwa nadgarstki i przyciągnął do siebie tak blisko, że stykaliśmy się nosami. Chcąc nie chcąc, musiałam mu spojrzeć w oczy. Z zaskoczeniem odkryłam, że jego tęczówki mają barwę płynnego złota, a same źrenice wydają się jeszcze bardziej czarne niż zwykle. A co najgorsze, poczułam pod jego dłonią znajome bicie, tyle tylko, że przyśpieszone. I to bardzo.

– Twoje ciało nie jest w stanie mnie okłamać, Marisso.

– Nieprawda!

– Doskonale wiesz, że mam rację. A teraz przypomnij sobie te wszystkie razy, kiedy Madison cię zranił. Do kogo wracałaś? W czyich ramionach się chowałaś? Przy kim płakałaś? Te wieczne ucieczki do tego kretyna, to były ostatnie próby walki twojego serca z rozumem. Od samego początku wolałaś mnie, Peter był tylko dodatkiem. Czymś innym, jakimś przeciwieństwem. Tylko to cię w nim pociąga.

– Kłamiesz! Nic nie wiesz!

– Nic nie musisz mówić. Absolutnie nic.

– Więc po co to wszystko?

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz