Rozdział 38

592 31 16
                                    

Następnego dnia obudziłam się z nadzieją, że Jasper wciąż tkwi w Grovetown. Z jakiegoś głupiego powodu łudziłam się, że został. Może ze względu na mnie, może ze względu na jakąś biedną sarenkę. Było mi to obojętne, naprawdę. Potrzebowałam go, chociażby dlatego, że musiał aktywnie uczestniczyć w moim życiu, abym raz na zawsze zapomniała o Madisonie. A tak znów byłam sama, pozostawiona na pastwę losu i samego Petera. I być może spędzał noc z Estherą lub śnił całą noc o niej, ale myślałam o nim. A tym bardziej, kiedy Jazz był daleko.

Obróciłam się na plecy i spojrzałam w sufit. Chciałam zacząć zachowywać się jak zwyczajna i normalna dziewczyna. Chciałam zacząć tęsknić tylko za jednym chłopakiem. Robiłam wszystko, aby móc myśleć tylko o jednej osobie. Odruchowo chwyciłam komórkę i szybko wybrałam numer Jaspera. Przykładając ją do ucha, miałam nadzieję, że odbierze. Liczyłam, że przestał się złościć i w końcu zrozumiał, o co mi chodzi. Nie odebrał.

Pozostało mi krążyć po domu i jakoś przetrwać nudną niedzielę.

Poniedziałek nie okazał się ani trochę lepszy. Ciężki poranek z zimną wodą w umywalce nie dał mi zbyt wiele nadziei. Czułam podświadomie, że ten dzień będzie trudny do zniesienia. Jednak to, co czułam, a raczej mój żołądek czuł, gdy przekroczyłam próg szkoły, ciężko mi było wyrazić jakimikolwiek słowami. Nagła cisza, która zapadła na całym korytarzu i te dziesiątki par oczu przeszywających mnie na wskroś. Chciałam zapaść się pod ziemię. Nie potrafiłam założyć maski i przejść obojętnie. Wyjazd Jaspera zablokował we mnie ten przełącznik, którego z taką łatwością używałam.

Próbowałam dostać się do swojej szafki i jak najszybciej umknąć spod ich czujnych spojrzeń, ale przeszkodziła mi w tym Vanessa. Jędza zagrodziła przejście razem ze swoją świtą i gapiła się na mnie tymi swoimi oczami, idealnie podkreślonymi czarną kredką i tuszem.

– Czego chcesz? – zapytałam obojętnie, poprawiając torbę na ramieniu.

– A czego mogę chcieć? – To pytanie było bardziej skierowane do jej przyjaciółeczek niż do mnie. – Jak myślisz, dziwaczko?

– Nie mam ochoty na twoje gierki, więc bądź tak wyrozumiała i przejdź do rzeczy.

– Podobno odpuściłaś sobie Jaspera. Tak samo, jak Petera.

Złowieszcze nuty w jej głosie przyprawiły mnie o nieprzyjemne dreszcze. Nie bałam się jej, raczej tej całej szopki, którą chciała odstawić, aby mnie upokorzyć.

– Nic ci do mojego związku z Jazzem.

– Patrząc z jaką uległością mdlałaś w jego ramionach, jak ostatnia idiotka... tak, mam coś do powiedzenia. – Zamilkła teatralnie. – Tacy faceci nie są dla ciebie, a raczej ty nie jesteś dla nich. Niezbyt ładna, zabawna, stylowa. Jesteś taka nijaka! Nie potrafię zrozumieć, czym ty ich do siebie przyciągasz, ale powinnaś dać im wolną rękę.

– Wystarczyło, że nie pchałam się im do łóżka. Tylko tyle. – Próbowałam być wredna i chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że igram z ogniem, mało mnie to obchodziło. – Powinnaś nauczyć się lepiej rozporządzać swoim ciałem. Wtedy też z pewnością miałabyś jakikolwiek wybór wśród facetów.

Miarka się przebrała. Widziałam to w jej spojrzeniu, jak i słyszałam w westchnięciach reszty uczniów.

– Naprawdę? Przynajmniej mam ładne ciało, czego nie możesz powiedzieć o swoim. Jakie monstrum chowa się pod stertami tych dziwnych ciuchów?

Monstrum? Opowiadała o mnie, jakbym była co najmniej potworem z Loch Ness.

– Jesteś...

Nie dokończyłam, ponieważ przede mną niespodziewanie wyrósł Peter. Przysłonił mi widok rozwścieczonej Vanessy. Zaskoczona, nie wiedziałam za bardzo co powinnam zrobić w takiej sytuacji.

Lustro nieśmiertelności [ZMIERZCH] | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz